Na jeden temat przy czwartku: Prohibicja to fikcja?
Zapraszam Państwa do kolejnego artykułu z interaktywnego cyklu. Wprawdzie pod każdym artykułem można zostawiać komentarze i wchodzić w dyskusję, jednak nie ma co liczyć na nic więcej, niż kulturalna wymiana zdań. My proponujemy Państwu konkurs, który promuje najciekawsze komentarze. Co czwartek pojawia się artykuł w cyklu "na jeden temat". Spośród komentarzy poniżej wybieramy najlepszy, który zostanie opublikowany jako samodzielny artykuł, lub którego autor będzie mógł rozwinąć swoją myśl i napisać autorski tekst, który opublikujemy na portalu. Oceny będzie dokonywać zespół redakcyjny bezstronny, obiektywny, do łapówek nieskory. Zachęcam Państwa do rzeczowej i kulturalnej dyskusji - w końcu niecodziennie można zostać dziennikarzem wGospodarce.pl!
W poprzednim tygodniu autorem najlepszego komentarza pod artykułem „Zlikwidować umowy śmieciowe?” jest....(orkiestra tusz!) " backtogame".Komentarzem z dnia 28 marca 2013 11:40 wygrywa publikację swoich myśli na portalu wgospodarce.pl. Prosimy o kontakt [email protected] w celu uzgodnienia szczegółów publikacji.
Na jeden temat przy czwartku: Prohibicja to fikcja?
Minął pierwszy kwartał 2013 roku. W gopodarce działo się wiele, a więc media przygotowały nam tuzin tematów zastępczych, po to tylko, aby nie mówić o pieniądzach. Jednym z takich tematów była “zabójcza” marihuana, która “zabiła” jakiegoś nastolatka. Matka nieżyjącego chłopaka biegała po programach telewizyjnych ze łzą w oku i opowieściami co najmniej dziwnymi, a cała opinia publiczna zamiast na OFE i bankrutującą Europę zerkała na “wojnę z narkotykami” w wydaniu znanych publicystów.
Walka z marihuaną (bo inne narkotyki w Polsce nie istnieją, a jak sobie to powtórzymy jeszcze 10 razy, to ich liczba będzie ujemna) polega na demonizacji zjawiska. Ciężko powiedzieć, że kogoś wykończyło 10 jointów, ponieważ marihuana jest w zasadzie nie do przedawkowania, dlatego można wynaleźć samobójcę, który miał 3 gramy w kieszeni i powiedzieć “trawka zabija”. Wtedy wystarczy zaostrzyć przepisy “antynarkotykowe” (a raczej prodealerskie i propolicyjne), a problem sam zniknie. Przy okazji nie trzeba wspominać o depresji młodzieńczej, czy innych chorobach, albo profilaktyce. Nie trzeba przekazywać rzetelnej wiedzy, od której ktoś mógłby, nie daj Boże, zmądrzeć.
Komu służy prohibicja? Dealerom i policjantom. Politykom i urzędnikom. Dealerom w sposób oczywisty - cena “prohibicyjna” jest o wiele wyższa niż w warunkach, kiedy towar nie jest zakazany. A policjantom? W Polsce ktoś wymyślił, że dla policjanta najważniejsza jest statystyka. W planie ma złapać x przestępców dziennie i już. Nieważne, czy pada deszcz i przestępcy siedzą w kapciach pod telewizorem, czy jest niedziela i modlą się w kościołach. Statystki nie oszukasz, nie ma zmiłuj. Z racji tego w Polsce za przechodzenie na czerwonym świetle grozi mandat, za picie alkoholu w parku też, a za posiadanie 3 gramów marihuany kilka lat więzienia (najczęściej w zawieszeniu). W praktyce wygląda to tak, że osobnik, który nie robi nic złego społeczeństwu (a przynajmniej nic gorszego niż picie alkoholu) jest traktowany o wiele gorzej niż złodziej telefonów komórkowych i gorzej niż chuligan, który niszczy mienie publiczne, czy prywatne. A dla policji jest to łatwy łup do statystyki, a czasem nawet i do telewizji funkcjonariusza wezmą za dzielną walkę z narkotykami.
Demonizowanie narkotyków sprowadza je do podziemia i ekonomicznego i “życiowego”. Udajemy, że marihuana nie istnieje, więc nie odprowadza się od niej podatków, normalnych ludzi wsadzamy do więzień, a później ich tam utrzymujemy. Nie ma dostępu do wiedzy na temat uzależnień, ponieważ udajemy, że narkotyki nie istnieją i tylko “margines” ma z nimi styczność.
W praktyce jest tak, że są prawie tak samo łatwo dostępne jak alkohol i papierosy. Nikt nie ma kontroli nad kartelami narkotykowymi, a ludzi mami się wsadzaniem do więzień posiadaczy.
Cały “aparat” łapania dealerów składa się z ogromnej ilości urzędników. Od policjantów i służb celnych po prokuraturę, sądy i więziennictwo. Łapie się na potęgę drobnych dealerów, których za moment zastępują następni. Zamyka się w ten sposób usta opinii publicznej, a prawdziwy problem to “góra”, czyli ludzie sterujący całym układem, logistyką, dystrybucją. To oni najbardziej bogacą się na prohibicji, ponieważ są poza prawem, nie ma nad nimi żadnej kontroli, a osoby sięgające po narkotyki często nie mają pojęcia o skutkach. Ciężko jest “walczyć” z problemem, kiedy udaje się, że wcale nie istnieje. Wygodnie jest być urzędnikiem, mieć posadę i udawać rozpracowywanie problemu za pomocą łapania chłopaczków z 2 gramami, albo szkolnego dealera. Tej sytuacji nikt nie chce rozwiązać, bo jest zwyczajnie wygodna. Szkoda tylko, że naszym kosztem.