Opinie

www.sxc.hu
www.sxc.hu

Rzeźnia drzew

Arkady Saulski

Arkady Saulski

dziennikarz Gazety Bankowej, członek zespołu redakcyjnego wGospodarce.pl, w 2019 roku otrzymał Nagrodę im. Władysława Grabskiego przyznawaną przez Narodowy Bank Polski najlepszym dziennikarzom ekonomicznym w kraju

  • Opublikowano: 27 lutego 2017, 14:01

    Aktualizacja: 27 lutego 2017, 21:08

  • Powiększ tekst

Przyznam, że histeria wokół hekatomby drzew jakoś ominęła moją świadomość. Tak to jest w państwie w którym lewicowe w większości media dostają spazmów przy każdej, nawet najdrobniejszej decyzji rządu wciąż ogłaszając nadejście lub przynajmniej - rychłe przybycie - faszyzmu, nazizmu i kto wie jeszcze czego.

Proszę się więc nie dziwić, że tysięczna erupcja zbiorowej histerii sprawia, iż ktoś nawet zajmujący się sprawami publicznymi na co dzień jest na nią uodporniony. Tak też było z wycinką drzew. Wrzask jakoby była to jakieś rzeź naszych zielono-brązowych przyjaciół był wręcz ogłuszający (i tym samym kompletnie znieczulający) a przeciwko ustawie wytoczono najcięższe działa. Słowo daję - sądziłem, że aby zagrać na nosie "ekologom" pan minister Szyszko nakazał jakąś masową, krajową wycinkę. Tymczasem projekt ustawy zakłada sprawę elementarną:

Od 1 stycznia obowiązują zliberalizowane przepisy dot. wycinki drzew na prywatnych posesjach, zgodnie z którymi właściciel nieruchomości może bez zezwolenia wyciąć drzewo na swojej działce, bez względu na jego obwód, jeśli nie jest to związane z działalnością gospodarczą.

Tylko tyle i aż tyle.

Ustawa porządkuje sprawę, która naprawdę powinna być załatwiona już w 1989 roku. Ale zamiast oddania obywatelom ich działek III RP postanowiła zachować ten (jeden z licznych) reliktów najczarniejszej komuny.

I tak by wyciąć drzewo na własnej posesji, nawet takie grożące upadkiem, zagrażające zdrowiu i życiu mieszkańców danej posesji lub konstrukcji znajdującego się tam budynku musieli do tej pory prosić o zgodę (tak jest!) urzędnika. A jak to w Polsce z urzędnikami i całym aparatem państwa bywa - zgoda nie tylko wymagała niesłychanie dokładnej dokumentacji ale też mogła nie zostać wydana, bo urzędnik uznawał iż dane drzewo, wbrew faktom, nikomu na posesji nie zagraża.

Zresztą pal licho zagrożenia - naprawdę Polska i Polacy tkwią wciąż mentalnie w głębokiej komunie jeśli sprawa tak oczywista jak decydowanie o tym co znajduje się na ich własnej posesji, ich własnej ziemi, jest sprawą kontrowersyjną, budzącą jakieś histerie i protesty. Całe szczęście, że obecna ekipa z tym absurdem chce skończyć. Analogicznie ma się sytuacja z budową na własnej posesji zabudowy - ilość przepisów w tej sprawie potrafi zniechęcić nawet najbardziej zdeterminowanego majsterkowicza. Nie wspominając już o tym, iż przez długi czas po rzekomym upadku PRL obywatel niejednokrotnie pozbawiony był prawa przemalowania własnego balkonu jeśli spółdzielnia nie wyraziła na to zgody. A przecież nikt nie chciał uszkadzać czy zmieniać wyglądu zabytkowych kamienic, tylko podłych, szarych gierkowskich bloków. Ale nie, urzędnik nie pozwala, gnij sobie obywatelu w szarym pudle albo emigruj do UK, wybór, jak widzisz, jest.

Jednak histeria wokół drzew pokazuje jedno i to akurat cieszy. Mianowicie - spadły wreszcie maski. "Ekolodzy" na co dzień przejmujący się unikatowym gatunkiem nadbrzeżnego mchu czy roniący łzy nad regionalnym gatunkiem komara zrzucili pozory ujawniając swoje prawdziwe oblicze - zwykłych miłośników charakterystycznego dla komuny zamordyzmu, nie pozwalających wolnym, uczciwym obywatelom na korzystanie z własnego majątku tak jak uważają to oni za słuszne.

I to jest w tym wszystkim dobra wiadomość, pokazująca, że "ekolog" owszem - wewnątrz czerwony, choć przecież zielony na zewnątrz.

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych