Opinie

fot. Facebook
fot. Facebook

Gra PiS wokół Tuska - nie szachy lecz ruletka

Arkady Saulski

Arkady Saulski

dziennikarz Gazety Bankowej, członek zespołu redakcyjnego wGospodarce.pl, w 2019 roku otrzymał Nagrodę im. Władysława Grabskiego przyznawaną przez Narodowy Bank Polski najlepszym dziennikarzom ekonomicznym w kraju

  • Opublikowano: 6 marca 2017, 08:12

  • Powiększ tekst

Gra wokół prowadzona przez Prawo i Sprawiedliwość wokół stanowiska szefa Rady Europejskiej to nie wyrafinowana partia szachów tylko gra w ruletkę, w której PiS znowu stawia raz za razem na zero licząc, że w końcu trafi i rozbije bank. Jednak jak to bywa z hazardem - bardziej prawdopodobne jest pójście do domu z kasyna w samych skarpetkach niż triumfalne zwycięstwo.

Przyznam, że niem mam pojęcia co zadecydowało o tym, iż PiS zdecydował się na samobójczą grę przeciwko Donaldowi Tuskowi na arenie europejskiej. A może inaczej - mam pełną świadomość, iż chodzi o sprawy nad wyraz poważne, na czele (jak chce PiS) z ewentualną odpowiedzialnością Tuska za zaniedbania w Smoleńsku czy Amber Gold. Zresztą - tutaj naprawdę nie trzeba daleko szukać - był bowiem Tusk najgorszym z premierów III RP i jedynym, który w bezprecedensowym akcie podporządkował całą politykę państwa tylko pod to aby zdobyć stanowisko na arenie europejskiej, realnie powodując w kraju szkody ekonomiczne i społeczne aż trudne do pojęcia.

Tak więc mam nadzieję, że powyższe pokazuje, iż zwolennikiem Tuska czy jego sympatykiem nigdy nie byłem, nie jestem i nie będę. Jestem natomiast człowiekiem racjonalnym, obserwującym politykę (szczególnie międzynarodową) na chłodno, ważącym interesy, zyski i straty. I biorąc pod uwagę bój wokół Tuska widzę, iż to by pozostał on na stanowisku szefa RE (stanowisku będącym realnie po prostu najlepiej na świecie opłacanym etatem listonosza) jest w żywotnym interesie właśnie PiS.

Dokonajmy, jak mawia prof. Jerzy Robert Nowak, kodyfikacji faktów. A fakty są takie, iż Donald Tusk był tym politykiem, który jako pierwszy w Polsce zrozumiał, iż współczesna rozgrywka wyborcza toczy się praktycznie tylko w sferze PR. I od momentu swojej wielkiej klęski w wyborach prezydenckich w 2005 roku w dwa lata nie tylko odbudował swoje ugrupowanie, ale też przebudował swój wizerunek z "Donalda Ciamcia-Ramcia" (copyright Roman Giertych) do "nowoczesnego, europejskiego męża stanu". I tym wizerunkiem nie tylko pokonał PiS w 2007 po druzgocąco fatalnej PRowo kampanii wyborczej jaką to ugrupowanie prowadziło, ale też miażdżył tę partię przez kolejne wybory, czy to parlamentarne, czy to samorządowe, będąc w tym tak skutecznym, iż udało się nawet ustanowić mu prezydentem niezbornego myśliwego z wąsem - Bronisława Komorowskiego - postać tak kreskówkową, że bardziej pasującą do zabawnych rysunków Krauzego, niż rzeczywistości. A jednak - oto siła umiejętności Tuska w sferze PR. Siła, której nie odmawiają mu w prywatnych rozmowach z dziennikarzami nawet sami pisowcy.

Więc pytam - co takiego się stało, że PiS tak desperacko pragnie powrotu tego mistrza PR wagi ciężkiej?

Owszem - Prawo i Sprawiedliwość, zdawało się, zrozumiało już, iż głównym orężem we współczesnej polityce jest właśnie ten tak wzgardzany przez nich przez lata "pijar". I przeprowadziło w 2015 roku dwie bardzo dobre kampanie, sprawiając, iż sam uznałem partię Kaczyńskiego za dojrzałą do prowadzenia współczesnej polityki informacyjnej w sposób kompetentny, profesjonalny i skuteczny. Potem jednak, niestety, wszystko się jakoś rozlazło - PiS popełniał jedną PRową gafę za drugą, znów lekceważąc elementarne reguły tego rzemiosła a fachowców od komunikacji gdzieś rozpuścił po spółkach Skarbu Państwa.

Tym czego PiS zrozumieć nie chce jest właśnie to, iż z PR jest jak z orężem na polu walki. Pisowcy wierzą, że jeśli ma się dobry, skuteczny plan i sprawną kadrę to to wystarczy, wyborca to zrozumie i doceni, i będzie można wtedy wojować z Trybunałem, sędziami i w ogóle całym systemem, korzystając z potykająćej się o własne nogi opozycji, zajadłości nieprzychylnych mediów i w ogóle "rządzić 12 lat" (to cytat jednego z kluczowych ministrów zresztą, będący w III RP czymś w rodzaju samobójczego zaklęcia).

Otóż nie, albowiem nowoczesne metody komunikacji (pisowiec prychnie - "picu") są właśnie owym orężem na polu walki. Owszem - niegdyś walczono mieczami i jest to rzeczywiście piękna tradycja ale teraz wojną włada karabin i kto do bitwy staje z mieczem - przegrywa.

We współczesnej polityce włada PR - i nie tylko w niej, bowiem podobnie jest w dyplomacji. Nawet nie będę opisywał jak ogromne straty na arenie unijnej już ponosi Polska po tej walce z Tuskiem (w sytuacji gdy w dobrym tonie jest, choćby nie wiadomo jak zażarta była wewnętrznie walka polityczna, by rodaków na tego typu stanowiska popierać), bo już inni zrobili to lepiej. Ale wyobraźmy sobie sytuację krajową. Tusk przestaje być politykiem unijnym i wraca do Polski. W tym momencie PiS doprowadza do własnego samobójstwa, bowiem polityk ten będzie w stanie w trzy miesiące zmontować skuteczne ugrupowanie z dotychczas niezbornej opozycji. A potem ruszyć nim do politycznego tańca i pokonać partię Beaty Szydło.

"Zaraz!" - powie ktoś - "Tych matołów z opozycji? Wolne żarty!" Czy na pewno? Przecież to nie jest tak, że w czasach Tuska PO składała się z jakichś tytanów intelektu. Oni zawsze byli tymi samymi głupkowatymi "Jasiami", tylko, że to Tusk właśnie miał rzadki dar składania z takich oto ograniczonych elementów konstrukcji skutecznej PRowo i wygrywającej wybory. Ktoś inny powie, że to dzięki przychylności mediów - zgoda, ale właśnie to owe warunki są tym co wojskowi nazywają teatrem działań wojennych a jak mówi sztuka wojenna - walczyć trzeba w takich warunkach jakie się zastaje albo nie walczyć wcale!

A po powrocie Tuska do kraju walka toczyć się będzie tylko na dwóch polach - PR i w portfelach Polaków. W tym drugim aspekcie PiS, dzięki programom socjalnym, będzie przez chwilę zwyciężał do momentu, aż Tusk ogłosi, iż on dzięki koneksjom w UE da nie 500 a 1000 i nie złotych tylko euro a wyborcy zlecą się jak stado głodnych gołębi.

Bo polski wyborca (to PiS też by wiedział gdyby wczytał się w przepływy elektoratów - bardzo w III RP ciekawe) ma krótką pamięć. Owszem - śmieje się z Ewy Kopacz i uznaje ją za fatalną premier, ale Tusk? "Noo" - myśli wyborca - "Za jego czasów to było i Euro 2012! I autostrady! I dużo kasy z Unii! I spokój był! To był dobry premier". A fakty? A kogo obchodzą fakty jeśli PR jest skuteczny.

Rozumiem, iż po latach w opozycji i skutecznej kampanii a potem - niemal dwóch latach boksowania się z dość niekompetentną opozycją PiS i jego stratedzy mogą być przekonani o swojej nieomylności i potędze wyrafinowanej dyplomatyczno-politycznej gry którą prowadzą. Ale prawda jest taka, że Jacek Saryusz-Wolski, mimo niesamowitych kompetencji, szefem RE nie zostanie, natomiast groźna gra wokół tego stanowiska sprawić może, iż stracimy w UE wszystko, nie zyskując nic. A dla samego PiS powrót Tuska do Polski byłby wiadomością fatalną. "Ale Tusk stanie przed Trybunałem Stanu! Jak nie za Smoleńsk to przynajmniej za Amber Gold" - powie wyborca PiS. Sam chciałbym żeby tak było. Niestety - zebranie przeciwko Tuskowi materiału dowodowego w tej sprawie, przy takiej temperaturze walki politycznej, będzie graniczyło z cudem, a jestem pewien, że i to mistrz PR jakim "Donek" niewątpliwie jest, będzie w stanie obrócić na swoją korzyść.

Proszę mnie dobrze zrozumieć - nie jestem zwolennikiem Tuska, uważam go za najgorszego premiera w historii III RP, który naprawdę powinien stanąć przed TS: bo jeśli nie za Amber Gold czy Smoleńsk to, parafrazując stary dowcip, już Tusk sam wie za co.

Ale oceniam całą sytuację na chłodno. A na chłodno to powrót Tuska do kraju to fatalna wiadomość dla PiS.

Chciałbym się mylić, naprawdę. Chciałbym też by rację mieli ci, którzy z niezachwianą pewnością w głosie (choć bez bazy w postaci jakichś sondaży czy socjologicznych badań)stwierdzają, że "czar Tuska prysł". Czy na pewno? Mam szczerą nadzieję, że tak, bo powrót Tuska to zła wiadomość dla wszystkich - PiSu, omamionych Tuskiem wyborców wreszcie - kraju, który kolejnych lat rządów "Donka" może po prostu, jako niepodległy podmiot państwowy, po prostu nie przetrwać.

Oto gorzka prawda, która musi być powiedziana.

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych