Czy banki w Polsce zapłacą za ratowanie swoich zagranicznych właścicieli?
Prace nad nową regulacją dotyczącą banków – w zakresie koordynacji praktyk nadzorczych i harmonizacji procedur na wypadek restrukturyzacji oraz kontrolowanej upadłości banków nie wywołują w Polsce szczególnego zainteresowania. A tymczasem może mieć ona bardzo istotny wpływ na sytuację klientów polskich banków, nawet w sytuacji, gdy te są prawidłowo nadzorowane i dzięki stosunkowo konserwatywnemu podejściu do prowadzonej działalności nie stanowią zagrożenia dla swoich klientów.
Komisja Europejska dąży bowiem do wprowadzenia mechanizmów pozwalających na przeniesienie kompetencji w przypadku problemów banku – na Europejski Urząd Nadzoru Bankowego oraz na ograniczenie pozycji nadzorów krajów goszczących i wzmocnienie pozycji nadzorów krajów macierzystych także w przypadku banków wchodzących w skład grup – co w istocie upodobniłoby banki córki do oddziałów. Oznacza to, że ryzyko przenoszone mogłoby być z kraju macierzystego centrali – także do kraju w którym działa bank – córka, a więc także do Polski. W efekcie klienci polskich banków zależnych od banków zagranicznych byliby narażeni na ryzyko generowane przez banki – matki. A przykłady z ostatnich kilku lat pokazują, że banki matki generowały znacznie wyższe ryzyko niż ich polskie córki (by przypomnieć dla przykładu pierwsze z brzegu - problemy Fortisa czy AIB, które posiadały w Polsce banki, których sytuacja była znacznie lepsza niż ich właścicieli).
W obecnie obowiązującym stanie prawnym problemy banków matek nie rzutowały na sytuację klientów ich polskich córek, które potem zostały sprzedane, by pokryć choć część strat generowanych przez banki matki za granicą. Komisja Europejska dąży jednak do tego, by tę sytuację zmienić i wprowadzić mechanizmy wewnątrzgrupowego wsparcia, czyli mówiąc prościej – możliwość wykorzystania środków banku córki w dobrej sytuacji do ratowania banku matki w kłopotach. A wówczas kłopoty banku matki odczuliby nie tylko klienci tego banku, ale także niczego nieświadomi klienci banku córki, nawet jeżeli przed tą operacją bank ten byłby w bardzo dobrej sytuacji.
Przykład Cypru pokazuje, że urzędnicy unijni nie mają żadnych problemów z poświęceniem interesów klientów banków krajów peryferyjnych dla realizacji swoich celów. Co prawda parlament Cypru nie zaakceptował podatku od depozytów, czyli częściowego wywłaszczenie wszystkich deponentów, ale wariant wewnątrzgrupowego wsparcia po wdrożeniu dyrektywy do porządku prawnego poszczególnych państw nie będzie już wymagał zgody parlamentu – wszystko będą mogli przeprowadzić urzędnicy unijni oraz zainteresowani minimalizowaniem swoich strat urzędnicy kraju macierzystego.
Parlament europejski próbuje ostatnio złagodzić, co drastyczniejsze pomysły Komisji Europejskiej, ale kierunek zmian został już wytyczony i, czy nam się to podoba, czy nie, w łagodniejszej lub ostrzejszej formie zostanie wprowadzony. A wtedy rola Komisji Nadzoru Finansowego w nadzorze nad bankami ulegnie znacznemu ograniczeniu. Warto pamiętać, że praktyką unijną jest także przenoszenie pomysłów integracyjnych z jednego sektora usług finansowych do innego, zatem powodzenie w przekształcaniu funkcjonowania banków córek na wzór oddziałów może być wykorzystane za model także dla pozostałych instytucji finansowych. A wtedy w praktyce KNF zostałby głównie nadzór nad tymi nielicznymi bankami i zakładami ubezpieczeń oraz towarzystwami funduszy inwestycyjnych i firmami inwestycyjnymi, które nie są zależne od instytucji zagranicznych, nad towarzystwami ubezpieczeń wzajemnych, nad otwartymi funduszami emerytalnymi (o ile rząd ich ostatecznie nie zlikwiduje) oraz nad spółdzielczymi kasami oszczędnościowo-kredytowymi i biurami usług płatniczych.