Opinie

Poroszenko chce rosyjskiego gazu

Michał Kozak

  • Opublikowano: 16 stycznia 2018, 21:03

  • Powiększ tekst

Dwa lata temu Ukraina postanowiła całkowicie zrezygnować z kupowania rosyjskiego gazu dostarczanego przez Gazprom nad Dniepr na podstawie kontraktu zawartego w 2009 r. Decyzja weszła w życie 25 listopada 2015 r. i od tej pory rosyjski gaz płynie przez Ukrainę wyłącznie jako tranzyt.

Gazprom zaskarżył działania ukraińskiego odbiorcy Naftohaz Ukrainy do arbitrażu gospodarczego Izby Handlowej Sztokholmu a ten pod koniec grudnia zeszłego roku odrzucił idące w dziesiątki miliardów dolarów roszczenia Rosjan zobowiązując jedynie Ukraińców, by  jeszcze przez dwa lata odbierali co najmniej 5 mld metrów sześciennych rosyjskiego gazu rocznie. Przy tym będą mogli odsprzedać go do Europy. Oznacza to tak naprawdę zerwanie rosyjskiej obroży gazowej, na której Kreml od dziesięcioleci trzyma naszego wschodniego sąsiada.

Zamiast cieszyć się z zapadłego w Sztokholmie rozstrzygnięcia i przygotowywać do funkcjonowania już bez rosyjskiej obroży gazowej ukraiński prezydent podarował Kremlowi prawdziwy prezent - osłabioną zachodnimi sankcjami rosyjską gospodarkę, dla której eksport gazu to jedna z głownych pozycji wpływów do budżetu chce długofalowo wesprzeć ukraińskimi zakupami gazu.

Podczas niedawnej wizyty w obwodzie odeskim Poroszenko ogłosił, że Ukraina gotowa jest nadal juz po wygaśnięciu obowiązującej dziś umowy kupować rosyjski gaz, jak określił, „żeby obniżyć taryfy dla naszych ludzi”.

Związane z Poroszenką media już podchwyciły temat i  zadowoleniem przytaczają słowa szefa komitetu do spraw energetyki rosyjskiej Dumy Państwowej Pawła Zawalnego, który już zapowiedział że Rosja jest gotowa sprzedawać Ukrainie gaz na 20 dolarów taniej niż to robi dziś Zachód.

Oświadczenie Poroszenki wybrzmiało w czasie, gdy polska państwowa firma Gaz-System przygotowuje się do budowy interkonektora pozwalającego zwiekszyć nawet o 8 mld metrów sześciennych rocznie dostawy gazu ziemnego z Zachodu nad Dniepr, a PGNiG szykuje się do sprzedaży Ukrainie gazu ze świnoujskiego gazoportu i perspektywicznie z rurociągu norweskiego. Iluś ludzi nad Wisłą w pocie czoła pracuje, negocjując warunki współpracy, przygotowując rozwiazania techniczne, konstruujac biznerspany. Robią to, bo w Warszawie uwierzono, że rządząca na Ukrainie ekipa Petra Poroszenki chce uniezależnić swój kraj od energetycznej zależności od rosyjskiego agresora, przestać finansować Kreml zabijajacy ukraińskich obywateli i zagarniający terytorium Ukrainy. Uwierzono, bo Polakowi trudno nawet pomyśleć, że można w czasie wojny w najlepsze planować biznesy z wrogiem.

Co to wszystko oznacza dla Polski? Ano to że z czasem, energią i pieniędzmi poświęconymi na przygotowanie rewersu mającego uniezależnić Ukrainę od dostaw rosyjskiego gazu zostaniemy najprawdopodobniej na lodzie.

Za słowami ukraińskich polityków o rosyjskiej agresji kryje się bowiem brutalna rzeczywistość z coraz mniej skrywanymi przez rządzących nad Dnieprem marzeniami o powrocie do business as usual z Kremlem. I nie ma co się łudzić, że mamy element wpływu na podejmowane w Kijowie decyzje w postaci mianowania na szefa Ukrtranshazu — państwowej firmy zarządzającej siecią ukraińskich gazociągów Polaka Pawła Stańczaka. Jak pokazuje historia z byłym prezydentem Gruzji Mikheilem Saakaszwili, najpierw zaproszonym przez Petra Poroszenkę do pomocy w reformowaniu Ukrainy i z honorami witanym w Kijowie, a potem, gdy otwarcie wystąpił przeciwko korupcyjnemu układowi ukraińskiego prezydenta, pozbawionym obywatelstwa i oskarżonym o zdradę nowej ojczyzny na rzecz Kremla, nominacje obcokrajowców na znaczące stanowiska w ukrańskich strukturach to rzecz względna. Stałe są tylko związane z Rosja interesy rządzących nad Dnieprem oligarchów.

Ekstrapolowanie oczywistego dla nas prymatu strategicznego interesu narodowego na postawę rządzących nad Dnieprem, to poważny błąd, który zawsze kosztować nas będzie grube pieniądze. A u ukraińskiej klasy politycznej opinię «jeleni, których grzech nie zrobić na szaro». Bo nad Dnieprem w gabinetach ludzi władzy to prywatny interes rządzących ma prymat nad publicznym, nawet jeśli ceną za to jest bezpieczeństwo i przyszłość własnego kraju.

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych