Lek legalny, ale trudnodostępny
Medyczna marihuana jest legalna w Polsce. Cieszyć to powinno, gdyby nie to, że uprawy konopi indyjskich generalnie w Polsce są zabronione. Potrzebujący poczekają w na lek dłużej. Także więcej zapłacą.
To, że marihuana medyczna jest lekiem potrzebnym tysiącom chorych, skutecznym i bezpiecznym, mało kto ma wątpliwości. Walczący o jej legalizację doczekali się wreszcie zmian w prawie – tzw. „zioło” zostało dopuszczone do aptek, a lekarze mogą przepisywać je na receptę. W ubiegłym roku Sejm przegłosował ustawę, która pozwala na używanie konopi indyjskich do celów leczniczych w Polsce. Niestety, ustawodawca tak bał się owianego zła sławą narkotyku, że chociaż zgodził się na leczenie, nie zezwolił na uprawy konopi w Polsce. Wszystko z obawy, że ktoś jeszcze skorzysta i posadzi sobie bezkarnie krzaki „marychy”, by się nią potem plonami odurzać. To pomyłka, gdyż konopie mające leczyć różnią się od tych używanych do celów „rekreacyjnych”. Odmiany medyczne zawierają tylko niewielkie ilości psychoaktywnego THC (tetrahydrokanabinolu). Są za to bogatsze w inny związek chemiczny zwany CBD (kannabidiol), o właściwościach leczniczych. Niestety, zakaz uprawiania roślin skutkuje małą dostępnością leków, a właściwe brakiem ich dostępności w aptekach i długim czasem oczekiwania na zakup, bo specyfiki trzeba sprowadzać z zagranicy Zarobi więc nie Polska, tylko inne państwa, np. Holandia, Czechy, Kanada czy Izrael, a polski podatnik zapłaci koszty importu. Na dodatek, nie przewiduje się refundowania leku. Dziś jednak ciężko także o zagraniczne medykamenty, bo producent może eksportować medyczne konopie tylko wtedy, jeśli ma nadwyżki. Australia myśli perspektywicznie i szykuje duże obszary pod uprawę konopi, licząc już wpływy do budżetu i mało przejmując się, że jakiś miłośnik narkotycznego dymka wyhoduje sobie nielegalnie kilka roślin w ogródku. Zwłaszcza, że rynek medycznej marihuany stale rośnie. Szacuje się, że do 2025 r. może osiągnąć wartość ponad 50 miliardów dolarów amerykańskich.
Walka o legalność medycznej marihuany w Polsce toczyła się od lat. W 2015 r. wybuchła awantura, kiedy to Centrum Zdrowia Dziecka (CZD) zakazało leczenia wyciągiem z konopi dzieci chorych na lekooporną padaczkę, a na ich lekarza, dr Marka Bachańskiego, doniesiono do prokuratury. Rzecz w tym, że kuracja marihuaną była niezwykle skuteczna i dawała maluchom szansę na dłuższe życie bez cierpień. Matka jednego z pacjentów, pięcioletniego Maksa groziła z kolei doniesieniem do prokuratury na CZD, za wstrzymanie terapii.
„Zanim syn zażył pierwszą dawkę, miewał kilkaset ataków dziennie. Dziś udało się je zmniejszyć do kilku w miesiącu, ale i złagodzić czas pomiędzy kolejnymi – mówiła. Marihuana jest bezpieczniejsza od fistaszków – wypowiadał się wtedy prof. Jerzy Vetulani, neurobiolog, najbardziej znany w Polsce zwolennik legalizacji marihuany. „Słodycze zabiły już miliony ludzi na całym świecie. Marihuana nikogo. Człowiek zachowuje się po niej jak przygłupiasty wesołek, trudno też zapamiętuje, fatalnie się uczy. Ale to mija” – taki skrajny, ale wiele mówiący pogląd wyraża profesor. Potwierdzili to jednak naukowcy z Uniwersytetu Kolorado w Boulder. Za pomocą rezonansu magnetycznego zbadali stan mózgu ponad tysiąca ludzi w różnym wieku. Pod lupę wzięli tzw. istotę białą i istotę szarą – dwa podstawowe składniki ośrodkowego układu nerwowego. Badali skutki używania alkoholu oraz marihuany. Wypijanie „procentów” negatywnie wpływało na rozmiar „istoty szarej” i integralność białej. Takich zmian nie znaleziono u miłośników marihuany. Nie oznacza to oczywiście, że długotrwałe stosowanie konopi leczniczych nie szkodzi. Ale który lek jest zupełnie bezpieczny i nie powoduje żadnych skutków ubocznych?
Tak, czy owak, dziś legalność marihuany jest już faktem. Od 1 listopada 2017 r. apteki mogą sprzedawać środki zawierające wyciąg z konopi.
Chorzy się niecierpliwią, bo początki są trudne.
„Lekarzy, którzy mają na ten moment wiedzę, jak wystawiać recepty i leczyć za pomocą medycznej marihuany jest tylu, że mogę ich policzyć na palcach dwóch rąk. To kropla nie w morzu, a w oceanie potrzeb” – opisuje obecną sytuację wspomniany już dr Marek Bachański.
O konopne środki nie jest łatwo, bo polskie prawo jest restrykcyjne wobec nowych leków. Jeżeli jakaś firma chce zarejestrować w kraju medykament, Urząd Rejestracji Produktów Leczniczych ma 210 dni na rozpatrzenie wniosku. Czas ten często jeszcze się wydłuża, jeśli wnioskodawca nie wyśle od razu wszystkich potrzebnych dokumentów, ale sukcesywnie je uzupełnia. W kraju brakuje także farmaceutów wyszkolonych do tego, by z rośliny przygotować potrzebny pacjentowi preparat.
Czas dla wielu chorych jednak nie zatrzymuje się. Żyją w bólu i strachu. Stanowią grupę nawet kilkuset tysięcy osób chorych na padaczkę oporną na leki, choroby reumatoidalne, stwardnienie rozsiane, pacjenci onkologiczni i z przewlekłym bólem neuropatycznym. Być może kiedyś w każdej aptece, bez problemu dostaną potrzebny im lek - najlepiej w całości lub chociaż w części refundowany.
Rafał Zaza