Czas pracy nauczycieli
W ubiegłym tygodniu Instytut Badań Edukacyjnych opublikował dosyć długo oczekiwany RAPORT O CZASIE PRACY NAUCZYCIELI. Raport ważny nie tylko dla środowiska wewnątrzszkolnego.
A dlaczego piszę o tym dosyć długim oczekiwaniu? Bo miał być opublikowany na początku 2013 roku. Z tego, co wiadomo, trafił odpowiednio wcześnie do zleceniodawcy, czyli Ministerstwa Edukacji Narodowej i tam utknął przez kilka miesięcy. Przypadek? Chyba do końca nie. W tym bowiem półroczu mieliśmy do czynienia z dosyć zmasowanym atakiem na jakość pracy, długość urlopów (w tym zdrowotnych) nauczycieli. Pojawiły się różne propozycje zmian prawnych, głównie ze strony organów prowadzących szkoły i przedszkola.
Z samego zaś raportu wynika kilka wniosków.
1. Dobrze, że powstał. Zgłaszał ten postulat podczas obrad Komisji Trójstronnej - bodajże w 2009 roku – m. in. ówczesny przewodniczący „Solidarności” oświatowej Stefan Kubowicz. Długo trwały prace przygotowawcze, procedury uruchomienia środków na ten cel z grantów unijnych. Ale jest zaczynem do poważnej rozmowy – dialogu o sytuacji, o perspektywie ewentualnych zmian nauczycieli.
2. Pojawiający się tam średni czas pracy nauczyciela 46,40 godz. pracy w tygodniu, czyli więcej niż 40 godzin pracy kodeksowej, czyli zdecydowanie więcej niż 18 godzin podstawowego pensum dydaktycznego nauczyciela – powinien dać do myślenia rządzącym, w tym samorządom terytorialnym. Nie chodzi o jakieś gromkie „hurra”, czy: „a nie mówiliśmy”, ale jednak potwierdzenie sytuacji, że nauczyciel dużo pracuje.
3. Raport wywołał różne głosy krytyczne – atakowano głównie metodę zbierania danych. I jak to często w Polsce – nie zadano sobie trudu, by kontaktować się z autorami projektu – IBE na etapie projektowym, tworzenia ankiet, czy zestawów pytań, Tylko krytykuje się wtedy, gdy wynik nie pasuje do swoich tez. Jak moja prawda nie jest „mojsza niż twojsza” – by zacytować kultowy „Dzień świra” w reżyserii Marka Koterskiego – zaczyna się obalanie tezy. A warto zwrócić uwagę, że badaniem - i to przy użyciu różnych kwestionariuszy – objęto około 8 000 nauczycieli. To duża próba (np. badania preferencji wyborczych obejmują nie więcej niż… 1 000 osób). Warto tu też przywołać raport opracowany przez Instytut Filozofii i Socjologii PAN w 2010 roku – w stosunku do nauczycieli matematyki w podstawówkach i gimnazjach, gdzie średnia wyszła 43 godz. tygodniowo. Czyli dane prawie potwierdzają się.
4. Jeżeli chodzi o same wyniki, to warto wiedzieć, że lekcje i przygotowanie do nich zajmuje nauczycielowi łącznie 47% czasu w tygodniu, prowadzenie i przygotowanie do innych zajęć – 11,1%. Dużą pozycją jest czas poświęcony sprawdzaniu prac klasowych, „kartkówek”. To 15,6% czasu pracy. Ale czy trudno się dziwić, gdy dla przykładu nauczyciel biologii, geografii, fizyki, chemii, historii, mający 1-2 godziny w tygodniu, uczy w około dziesięciu klasach. Takie są realia. Nie tylko poloniści zmagają się z tym problemem.
5. Z innych danych wynika, że nauczyciel 3,9% czasu pracy poświęca na różne formy doskonalenia zawodowego. Tu trzeba uważać i na jakość oferowanych mu form szkoleń, podwyższania kwalifikacji, ale i właściwe finansowanie tych zadań (niepotrzebnie zaczyna się poluźniać np. art. 70a ustawy Karta Nauczyciela. Niby na rok, ale prowizorka lubi się utrwalać). Podkreślana jest też aktywność pozaszkolna nauczycieli (ów motyw „Siłaczki”) – aż 85% nauczycieli deklaruje, że prowadzi nieodpłatne jakieś działania społeczne – wykraczające poza obszar szkoły.
6. Aż 6% czasu nauczyciel poświęca opracowywaniu różnej dokumentacji szkolnej. To osobny, duży problem tym bardziej w sytuacji, gdy tworzy się tzw. kwity, żeby mieć je na podorędziu, gdy coś się złego wydarzy (problem mocno się zwiększył w ostatnich latach, w związku z wprowadzeniem systemu opieki nad tzw. uczniem o specjalnych potrzebach edukacyjnych). Tak to jest w sytuacji rosnącego braku zaufania. A papier jest cierpliwy. Trochę szokuje w tym kontekście zapowiedź MEN, iż zamierzają wpisać do prawa oświatowego obowiązek dodatkowego dokumentowania tego typu zajęć. Rodzi się pytanie zasadnicze: a gdzie człowiek w tym wszystkim? Czy papiery lub monitor komputera, owe różne e-dzienniki, e-sprawozdania, e-orzeczenia mają przysłonić realny kontakt ucznia: dziecka, dorastającego młodzieńca czy pannicy ze swym nauczycielem-wychowawcą. Nie dajmy się zwariować. Relacje podmiotowe muszą pozostać najważniejszymi w szkole. I nie tylko tam.
Tak więc znamy wyniki raportu, mamy około 150 stronicowy dokument, który mówi o trudzie zawodu nauczyciela. A od siebie dodam, że najdobitniej wiedzą o tym, ile czasu zajmuje ta praca, bliscy pedagogów. Akurat pochodzę z rodziny nauczycieli i wiem, jakie to pozostają wyzwania. I jaki stres, bo ma się do czynienia z żywym człowiekiem, gdy praktycznie co dnia występuje się na scenie klasy szkolnej. Trzeba przygotować tekst własny, uwzględnić wypowiedzi uczniów, reakcje na nieprzewidziane sytuacje, zaplanować odpowiednie didaskalia.
Posługując się tytułem bardzo ciekawej książki socjologa Ervinga Goffmana „Człowiek w teatrze życia codziennego”, warto zabiegać, aby szkoła była miejscem spotkania w „teatrze życia ale… niecodziennego”. Aby tak było, tyle zależy nie tylko od aktorów pierwszo i drugoplanowych oraz statystów – tzw. halabardników, ale też od personelu wspierającego oraz od wrażliwych, rozumnych widzów.
Ps. Warto, także nauczycielom, rodzicom, wybrać się na film „Imagine” w reżyserii Andrzeja Jakimowskiego. To film o niewidomym nauczycielu, który próbuje, przy oporze dorosłych, uczyć młodych ludzi poruszania się bez laski, odważniej, uruchamiając wyobraźnię (mottem mogłyby być słowa Szekspira: Methinks, I see... Where? - In my mind's eyes. Zdaje mi się, że widzę... gdzie? Przed oczyma duszy mojej.). Też o solidarności międzyludzkiej, zaufaniu, rodzącym się uczuciu (ale ostrożnie z sentymentalizmem, reżyser zdaje się mówić, że miłość bywa także podkolorowywaniem, oszukiwaniem). Film o potrzebie wolności w nas, którą symbolizują… czereśnie lub transatlantyk. Jak jest to trudny świat, wystarczy zrobić samemu doświadczenie, aby w domu zamknąć oczy i starać się nalać wody do szklanki, ale bez palca koło rantu, czyli „na słuch”. Życie to wysiłek poznawania siebie, innych, świata, kształtowanie wyobraźni praktycznie każdego dnia. A gdzieś w tle pojawia się pytanie: kto więcej widzi? „Niektórzy mają oczy, a nie widzą” – słyszymy w filmie. No właśnie, kto?