Długi trzeba spłacać!
Tysiąc złotych – to kwota, z jaką większość z nas spotyka się na co dzień. Nawet statystyczny emeryt. Przynajmniej raz w miesiącu.
Tysiąc tysięcy – to milion. Np. wygrana w totka. To już robi wrażenie. Za tę górę szmalu wielu Polaków żyłoby bez pracy do końca życia. Z samych odsetek.
Tysiąc milionów – miliard. Tę kwotę rozumieją tylko nieliczni. Ci z dowcipu o krezusach: „Idą ciężkie czasy. Trzeba się liczyć z każdym miliardem”...
Tysiąc miliardów – to bilion. Zupełna abstrakcja, zrozumiała tylko dla teoretyków matematyki i (być może) ministra Rostowskiego... To wielkość polskiego zadłużenia.
Co o tym mówią fachowcy? Na pytanie:
„...Ile w zasadzie tego długu możemy, pana zdaniem, mieć? Polacy wiedzą to, co wyświetla licznik zawieszony w centrum Warszawy. Wskazuje on obecnie 874 mld (co daje na osobę 23,5 tys.), ale przecież to tylko część rzeczywistych zobowiązań...”
odpowiada Janusz Szewczyk, główny ekonomista SKOK:
„...To jest państwowy dług publiczny. Ale do niego należałoby doliczyć prawie 800 mld zł długu prywatnego, czyli osób prywatnych, gospodarstw domowych, firm. Jest jeszcze dług poukrywany w różnych zakamarkach sfery emerytalnej, służby zdrowia. Wynosi on, według różnych szacunków, nawet ponad 3 bln zł. Wszystko razem powoduje, że na przeciętnego Polaka mamy już astronomiczną kwotę ponad 60 tys. zł, licząc wszystkich obywateli, razem z noworodkami. Problem w tym, ze Polaków ubywa. Według ZUS do 2050 r. może nas ubyć aż 8 milionów! Ten dług gwałtownie będzie się więc zwiększał. Uchwała, od której zaczęliśmy, celuje w serce tej gorzkiej prawdy – może nam pozwolić odpowiedzieć na pytanie, jak dużo będziemy mieli do spłaty za lat 10, 20?...”
Reasumując: oznacza to, że każdy z nas – od stażystki po prezesa firmy – winien jest międzynarodowym korporacjom finansowym (naszym wierzycielom) średniej klasy samochód do oddania... A wzorcowa rodzina (2+2) „wisi” aż cztery takie pojazdy...
Gdyby statystyczny, pracujący Polak miał taki prywatny dług, nie spałby po nocach, zastanawiając się, jak w kryzysie będzie w stanie zwrócić taką furę pieniędzy.
Ale (o dziwo) dług publiczny nie jest nam taki straszny. Chociaż nie maleje, lecz wciąż narasta i narasta; co roku do tych sześciu dych dochodzi parę nowych tysiączków. I nikt się nie dziwi temu, że pozwalają nam tak niefrasobliwie żyć na kredyt!
Niestety - każdy dług trzeba będzie kiedyś spłacić...
Starsi – jeśli w porę opuszczą ten ziemski padół – będą wygrani (co se pożyli, tego nikt im nie odbierze!). Młodsi zaczną masowo wyjeżdżać za chlebem, lub szukać w Wikipedii informacji o argentyńskiej czy innej szkole przetrwania krachu finansowego państwa. Będą od nowa uczyć się wymiany towaru za towar, przekładania wytartych kołnierzyków na lewą stronę, odróżniania szczawiu jadalnego od liści łopianu (cenne przy braku papieru toaletowego!) i rozróżniania grzybów jadalnych od trujących (no, chyba że lasy państwowe też zostaną „opchnięte” ; wtedy – na terenie prywatnym – ani grzybobranie, ani partyzantka nie będą się mogły rozwijać). Cały „sprzedany” naród przejdzie przyspieszony kurs współczesnego niewolnictwa, a starcy opowiadać będą pacholętom bajki o cudownych, beztroskich latach III RP i ciepłej wodzie w kranach...
Wiem, trudno nam sobie wyobrazić, że pewnego dnia bankomaty przestają wypłacać pieniądze, zdesperowany rząd kładzie łapę na naszych nierozsądnie zdeponowanych w bankach oszczędnościach, żyjącym jeszcze emerytom listonosz (też bez kasy) nie przyniesie comiesięcznych świadczeń, a na konto pracowników budżetówki (urzędnicy, nauczyciele, służba zdrowia, policja, wojsko etc. etc.) – przestaną wpływać pobory... (Tu się chyba trochę zagalopowałem; na policję i wojsko musi starczyć! Kto by chciał za darmochę pacyfikować zdesperowaną, manifestującą swe niezadowolenie ludność cywilną?).
Pamiętam wyśmiewanie się moich „nowoczesnych” przyjaciół z ostentacyjnie demonstrowanej przeze mnie niechęci do brania kredytów; uważałem, że mając wolny zawód z nieregularnymi wpływami nie powinienem brać na siebie długoterminowych zobowiązań finansowych. Zawsze kupowałem za gotówkę, albo uznawałem, że na ten czy inny zakup jeszcze mnie nie stać... Wielu z tych prześmiewców, rozwijających skrzydła za pożyczone pieniądze przeklina dziś swoją niefrasobliwość/głupotę...
Reasumując – stoimy dziś nad przepaścią... I nie cofniemy się ani o krok! Wręcz przeciwnie...
P.S. Żeby choć rządzący przysłali nam potem kartkę z Londynu czy innego Miami. Zawsze to pocieszające, że niektórym się udało...
Jeszcze tylko zareklamuję link do zakupu „Alfabetu Seawolfa” śp. Tomka Mierzwińskiego, który to wszystko kiedyś celnie opisywał...
http://sklep.slowaimysli.pl/alfabet-seawolfa-p-2.html
Wkrótce ukażą się kolejne tomy blogów zebranych nieodżałowanego „Wilka Morskiego”.
I za Naszym Dziennikiem – fraszka na temat:
BUDŻET
Każdy z nas jest ekspertem mikroekonomii;
Jedni żyją bogato. Inni – nieco skromniej.
Każdy ma jakiś budżet. I pewne wydatki.
Każdemu starczyć musi na chleb. I podatki...
***
Rolnik orze i sieje. Podnosi wydajność.
Zamiast o wczasach w Grecji – marzy o kombajnach.
Hodowca dba o trzodę (jeśli chce mieć dochód!);
Prędzej zakupi karmę, niż nowy samochód...
Biznesmen nie ma lekko; stres, zawał, ból w głowie...
Najpierw ratuje firmę! Na końcu zaś – zdrowie...
Emerytka jak ognia unika kasyna;
Ma „płynność finansową”. Jeszcze wspiera syna...
Małżeństwo młode (zwłaszcza!) – trudne ma zadanie;
Haruje, ciuła, skąpi – aż kupi mieszkanie!
***
Oni wszyscy – co miesiąc (to nie puste słowa!)
Potrafią cudem jakimś budżet skonstruować,
Policzyć swe dochody, oszacować koszty,
I określić finanse – klarownie i prosto:
Nikt nie pożycza więcej, niźli oddać może;
Bo przyjdzie pan komornik – i nic nie pomoże!
Nikt, kto ma koniunkturę – nie roztrwania kasy,
Lecz zapasy gromadzi na trudniejsze czasy...
Nikt – dla własnej korzyści – dzieci nie zadłuży;
(Raczej zostawi spadek, by im się przysłużyć)...
I nikt przy zdrowych zmysłach złodziei nie sprasza;
Zamki w drzwiach – to podstawa. Dom – to twierdza nasza...
Czemu zatem rządzący – szkoleni, przytomni –
Nie stosują tych zasad w makroekonomii?
Nasuwa się pytanie, które trzeba zadać:
Czy to niefrasobliwość? Czy już może ... zdrada?
A z cyklu – znalezione w sieci – kolejna youtubowa wersja Prasłowiańskiej Nocy z płyty „Zayazd u Mistrza Adama”:Właściwy utwór zaczyna się gdzieś od 45 sekundy...