Opinie

Panel transakcyjny Oanda fxTrade
Panel transakcyjny Oanda fxTrade

W kredytach walutowych brakuje stop lossu

xxx xxx

  • Opublikowano: 27 sierpnia 2013, 14:37

    Aktualizacja: 27 sierpnia 2013, 14:38

  • Powiększ tekst

Po nieprawomocnych jeszcze wyrokach sądów w Chorwacji i Hiszpanii, które przyznały kredytobiorcom prawo do spłaty kredytów walutowych po kursie z dnia zawarcia umowy, w Polsce także zaczęły się pojawiać głosy, że należy wprowadzić rozwiązania pomagające lub zabezpieczające przed ryzykiem kredytobiorców walutowych. Przeciwnicy pomocy argumentują, że podpisujący umowy wiedzieli co robią i nikt ich do tego nie zmuszał. Kto ma rację?

Biorący kredyt w walutach stają się uczestnikami rynku walutowego. Obstawiają, że waluta w której zarabiają będzie się umacniała w stosunku do tej, w której biorą kredyt, a przynajmniej liczą, że obie waluty przez wiele lat będą się poruszały w trendzie bocznym z niewielkimi odchyleniami w górę i dół. Problem w tym, że osoby próbujące swoich sił na Forexie zazwyczaj ustawiają tak zwany „stop loss”, który automatycznie przerywa transakcję, jeżeli kurs walutowy idzie w kierunku innym niż przewidywaliśmy i generuje straty. Ustawiając tą opcję zakładamy, że np. po przekroczeniu 10 proc. strat godzimy się na nie, ale wychodząc z tej pozycji nie narażamy się na większe.

W przypadku kredytu walutowego nie mamy takiego „stop lossu”. O tym w którym momencie mamy wyjść z tej „inwestycji” musimy zadecydować sami. Sami musimy zadecydować, kiedy przewalutujemy kredyt, żeby spłacić już o wiele większą kwotę w złotówkach. Problem w tym, że opcja „stop loss” została wprowadzona na Forexie nieprzypadkowo. Z psychologicznego punktu widzenia bardzo trudno pogodzić się z faktem, że wychodzimy z inwestycji ze stratą. Jak to się mówi „nadzieja umiera ostatnia” i zawsze liczymy, że już za chwilę, już za momencik, kurs się odwróci, że jak teraz wyjdziemy, to nie skorzystamy z korzystnej tendencji, która się zaraz zacznie. Dlatego wprowadzono możliwość automatycznego, bez udziału człowieka, zerwania transakcji.

Jaki procent z osób decydujących się na kredyt walutowy miało pojęcie o rynku walutowym? Jak wielu z nich wiedziało o istnieniu „stop lossów” i „take profit” – zleceniach przeciwnych do stop lossów, które automatycznie kończą transakcję po osiągnięciu oczekiwanych zysków? Czy banki informowały, że klient nie tylko otrzymuje kredyt, ale także otwiera pozycję na rynku walutowym? Czy któreś robiły szkolenia z psychologii inwestora walutowego? Odpowiedzi na te pytania dadzą odpowiedź na pytanie czy w momencie zawierania umowy była równowaga wiedzy pomiędzy stronami umowy. Prawdopodobnie tymi względami kierowali się chorwaccy i hiszpańscy sędziowie wydając wyrok korzystny dla kredytobiorców.

Kolejna kwestia, to czy nawet w tej chwili kredytobiorcy mają świadomość w jakiej znajdują się sytuacji i na jakie ryzyko powinni zwracać uwagę. Często przewijającym się argumentem, przeciwników zmian jest fakt, że nawet po umocnieniu się walut w stosunku do złotówki, ci którzy wzięli kredyty walutowe płacą niższe raty, niż gdy płaciliby gdyby wzięli kredyty w złotówkach. Problem w tym, że jest to porównywanie dwóch walut z dwóch różnych czasów. Należy porównywać ratę kredytu złotówkowego, którą płaciliby gdyby taki kredyt wzięli np. w 2008 roku, z ratą kredytu w złotówkach, którą płaciliby gdyby teraz przewalutowali swój kredyt walutowy.

Tutaj kryje się też poważna pułapka. Wielu kredytobiorców walutowych czeka z decyzją o przewalutowaniu do momentu gdy rata ich kredytu wzrośnie powyżej raty kredytu, którą płaciliby, gdyby wzięli kredyt w złotówkach. Niestety tamta wartość jest już kompletnie nieistotna. Teraz ważne się staje czy ich budżety domowe wytrzymają ratę w złotówkach po przewalutowaniu. Sygnałem alarmowym powinna się stać wartość raty po przewalutowaniu bliska granicy wytrzymałości naszego miesięcznego budżetu. Gdy ta rata staje się wyższa, wchodzimy na drogę, gdzie możemy już tylko liczyć na cud. Gdy rzucamy na stół cały swój majątek licząc na dobry los. Jeżeli złotówka zacznie się gwałtownie osłabiać nie mamy już żadnej drogi wyjścia. Po pewnym czasie zarówno rata w walutach jak i w złotówce przerastać będzie nasze możliwości. Tylko ilu kredytobiorców potrafi wyliczyć ratę jaką płaciliby po przewalutowaniu?

No dobrze osoby biorące kredyty w walutach nie do końca wiedziały w co się ładują, ale to nie oznacza, że zwalnia je to z odpowiedzialności za swoje czyny. Problem w tym, że kłopoty finansowe prawie miliona Polaków, którzy wzięli kredyty walutowe przestają być ich prywatnymi problemami. Gdyby teraz nastąpiło gwałtowne osłabienie złotówki – np. w wyniku dalszego znoszenia progów ostrożnościowych i powiększania zadłużenia państwa – oznaczałoby to gwałtowny przyrost zobowiązań finansowych tej grupy, zobowiązań, których wartość znacząco przerastałaby wartość zabezpieczeń w postaci mieszkań i domów. Na dodatek, gdyby banki próbowały sprzedać te zabezpieczenia doprowadziłyby do kryzysu rynek nieruchomości i budowlany, a poprzez nie także inne sektory. Duże kłopoty miałby też budżet państwa, który musiałby nagle objąć opieką socjalną nową grupę bezdomnych, którzy na dodatek musieliby nadal spłacać kredyty na mieszkania, których już nie mieliby. Jak widać kredyty walutowe nie są tylko i wyłącznie prywatną sprawą tych, którzy je zaciągnęli.

Co więc można zrobić? Dopłacać do kredytów walutowych? Broń Boże! Dać taką możliwość jak w Chorwacji czy Hiszpanii? Nie trzeba. Sytuacja na naszym rynku kredytów walutowych na razie jest dobra. Tylko 3 proc. z nich jest spłacanych z opóźnieniami. Dlatego jest czas, żeby wprowadzić rozwiązania, które uchronią kredytobiorców przed bankructwem w przypadku gwałtownego załamania polskiej gospodarki, a jednocześnie nie zdejmą z nich odpowiedzialności za własne decyzje. Takim rozwiązaniem może być wprowadzenie do umów „stop lossów” i „take profitów”. Zapis ten wskazywałby poziom odchylenia od pierwotnego kursu po przekroczeniu którego następowałoby automatyczne przewalutowanie lub zamrożenie kursu spłaty. Przy automatycznym przewalutowaniu całe ryzyko, choć ograniczone, pozostawałoby nadal przy kredytobiorcy. Przy zamrożeniu kursu walutowego spłaty część ryzyka przerzucana byłaby na bank. Można byłoby nawet dopuścić oba rozwiązania do wyboru, a jedynie z różnymi poziomami opłat pobieranych przez banki.

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych