Wielki Brat fiskus
Alexis de Tocqueville napisał kiedyś iż „nie ma takiego okrucieństwa ani takiej niegodziwości, której nie popełniłby skądinąd łagodny i liberalny rząd, kiedy zabraknie mu pieniędzy.” No i miał świętą rację zważywszy na to, co wyprawiają w dziele łupienia Polaków premier Donald Tusk i minister finansów Jacek Rostowski. Szczególnie on nie zwalnia tempa w wymyślaniu nowych podatków i uregulowań prawnych. „By żyło się lepiej – wszystkim”, jak to zostało przyrzeczone już sześć lat temu.
Najnowszy bicz na podatnika to spodziewane nadanie inspektorom kontroli skarbowej prawa do przeszukiwania naszych domów, posesji, komórek, czy garaży w poszukiwaniu nieopodatkowanego majątku, a więc ukrywanego przed fiskusem przez podatnika-złodzieja. W informacjach na ten temat, jakie przeciekły do prasy nie wspomina się co prawda o kurnikach, gołębnikach, czy psich budach, bo nie wiadomo przecież co tam Azor, czy inny Burek może chować pod ogonem. Jak znam życie to urzędnicy do kuwety dla kota też zajrzą.
Oczywiście, jak to za rządów Platformy, wszystko ma być demokratycznie i zgodnie z prawami człowieka i obywatela. Wiceminister finansów Maciej Grabowski uspokaja:
„Proponuje się umożliwienie organom podatkowym, za zgodą podatnika, przeprowadzenie oględzin w ramach czynności sprawdzających dotyczących przedmiotu opodatkowania”.
Tak więc jest OK, bo możemy się na tę wizytę nie zgodzić i skarbowych „brygad tygrysa” za drzwi nie wpuścić. Teoretycznie. W praktyce jeżeli to zrobimy, to fiskus pokaże nam gdzie raki zimują, gdyż będzie miał prawo do nałożenia na niepokornego nawet kilkutysięcznej kary finansowej.
„Wszystko już było” - stwierdził rzymski komediopisarz Terencjusz. Fakt. To co wymyślił Rostowski nie jest żadną nowością, gdyż Polacy byli w ten sposób ćwiczeni od wprowadzenia tzw. demokracji ludowej, która oznaczała zawsze terror władzy nad obywatelami. Już za Stalina specjalne grupy złożone m.in. z milicjantów i aktywu robotniczego przemierzały Polskę wzdłuż i wszerz szukając bimbrowników, kułaków, i innych wrogów klasowych. A pamiętacie państwo domiar z którego minister Jacek Rostowski czerpie pełnymi garściami? Domiar, narzędzie państwa socjalistycznego do niszczenia m.in. rzemiosła, był podatkiem nakładanym autorytatywnie przez urzędnika skarbowego. Do mieszkania przychodziła grupa w składzie komornik, urzędnik i jeden lub dwóch milicjantów. Dokonywano rewizji, zajęcia przedmiotów, szukano gotówki i biżuterii. W swej istocie domiar był zapowiedzią oskarżenia o oszustwo skarbowe. Kto go zapłacił, pośrednio przyznawał się do winy, kto się od decyzji odwoływał – podlegał nakazom egzekucyjnym i dochodzeniom prokuratorskim.
Czasami słyszę narzekania i tęskne „komuno wróć”. Wróć? Przecież ona nigdy stąd nie wyszła, co Rostowski po raz kolejny wyłożył nam na tacy.
---------------------------------------------------------------
---------------------------------------------------------------
Do nabycia wSklepiku.pl!
"VAT w prawie polskim i prawie wspólnotowym"