Analizy

Fot.sxc.hu
Fot.sxc.hu

Transakcja, która przynosi ból - ciemna strona konsensusowego księżyca

źródło: Ken Veksler, Saxo Bank

  • Opublikowano: 28 lutego 2014, 16:43

  • Powiększ tekst

Putin usiłuje odzyskać kontrolę na Ukrainie, dla CNY dziesiąty z rzędu dzień spadków, a waluty rynków wschodzących umacniają się w relacji do USD.

Co tak naprawdę dzieje się na Ukrainie? Na pewno już czytaliście wszystkie wiadomości, ale ogólny obraz nadal jest ciemniejszy, niż rzeka ścieków, która popłynęła ostatniej nocy przez Londyn. Pokrótce, rosyjski boss Władimir Putin stracił kontrolę nad sytuacją, ale robi, co może, by nam wszystkim pokazać, że jest inaczej.
Wprowadzono już kontrolę przepływów kapitałowych i ograniczono wypłaty gotówki do 1 500 USD dziennie. Kurs lokalnej waluty waha się tam i z powrotem z szaleńczą intensywnością, a nikt poza granicami kraju nie jest w stanie nawet uzyskać odpowiedniego odczytu, nie mówiąc już o zawieraniu transakcji (nie żeby ktoś był do tego chętny... tak, płynność jest bardzo istotna).

W nieco odleglejszych rejonach, sprawa CNY nabiera tempa – dziś jest dziesiąty dzień z rzędu, w którym chińska waluta traci na wartości. Pojawia się całe mnóstwo teorii spiskowych, które mają wyjaśnić, co się tak naprawdę dzieje i wskazać „prawdziwe" przesłanki, które za tym stoją. Tak naprawdę po prostu znajdujemy się w górnej połowie kanału cenowego USD/CNY uznawanego przez Chiny za stosowny. Szczerze mówiąc najbardziej wiarygodnym wyjaśnieniem, które dla mnie stanowi jakiś punkt zaczepienia jest wersja, że Chiny chcą w najbliższych miesiącach poszerzyć korytarz cenowy i traktują obecną sytuację jako przymiarkę, która ma przygotować rynek na tę ewentualność. Z drugiej strony jednak obejrzałem ostatnio sporo odcinków serialu „House of Cards” i niewykluczone, że za kulisami rozgrywa się jakiś podejrzany lobbing.

Jeśli chodzi o ogólne następstwa, jakie z tego płyną dla USD, cóż, zabawne, że o to pytacie, bo chociaż dolar w oczywisty sposób umacnia się w relacji do CNY, to z drugiej strony traci całą wiarygodność i siłę nabywczą w relacji do większości innych walut, a przede wszystkim do brazylijskiego reala i tureckiej liry. Tak naprawdę ogólnie rzecz biorąc rynki wschodzące w ciągu ostatnich 18 godzin najwyraźniej zyskały kosztem USD. Wczoraj pod koniec sesji w Londynie mieliśmy zwyżkę na EUR/USD i w zasadzie w większości par z dolarem amerykańskim; „zielonego” wyprzedawano dość intensywnie przy niewielkiej płynności, przy czym zmiany zaczęły się – tak, zgadliście – w grupie rynków wschodzących.

Przechodzimy dalej: rano dynamika inflacji w strefie euro okazała się lepsza, niż się spodziewano, co w efekcie wywołało zwyżkę. Zaczęło się od fali masowego zamykania zleceń stop powyżej 1,3730, a potem (po publikacji danych) para ta poszybowała w niebo. Chociaż ogólnie nadal przewiduję raczej wzrosty na EUR/USD, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że nie jest to nic innego, jak tylko budowanie „pułapki na byki"; gdy w najbliższych dniach (może w ciągu tygodnia) dojdziemy do 1,3930/50, wówczas zacznie się prawdziwa jatka. Nazwijcie to piwotem czy jakoś inaczej, ale dla mnie to właśnie tam stado zdecyduje, czy warto posiadać tę parę, a gdy tylko ta decyzja zapadnie, wówczas zacznie się dramat czyszczenia pozycji po drodze w dół. Europejski Bank Centralny może teraz bezpiecznie siedzieć z założonymi rękami, a Mario Draghi będzie miał w przyszłym tygodniu naprawdę mało do powiedzenia...

Patrząc nieco szerzej, mamy ostatni dzień miesiąca i jeśli o mnie chodzi, to na wszystkich frontach widzę dziś jedynie sprzedaż USD. Po południu poznaliśmy jeszcze PKB dla USA i Kanady, a także nastroje wśród konsumentów i liczbę podpisanych umów sprzedaży domów w USA.

Jeśli chodzi o notowania w dniu dzisiejszym:
EUR/USD: Jeśli nie macie teraz długich pozycji, nie ma sensu uganiać się za tą parą, zwłaszcza dzisiaj. Graczy z Azji z pokaźnymi ofertami sprzedaży widać w okolicach 1,3830/50, a inwestorzy z Bliskiego Wschodu już przerzucają się na EUR/JPY. Ci, którzy w ostatniej chwili zajęli długie pozycje na EUR/USD, zostaną z nich wyrzuceni poniżej 1,3780 i będą musieli przeformułować swoją strategię. Jednak śmiem twierdzić, że nie zamkniemy tygodnia poniżej 1,3780.
AUD/USD: Zamiast łapać spadający nóż, w tej parze trwa uchylanie się przed nożami rzucanymi bezpośrednio w waszą głowę. Ale tym, którzy zajmują długie pozycje w dolarze australijskim, potrzebna jest tylko cierpliwość, gdyż powyżej 0,8990/0,9000 nadal rozmieszczone są zlecenia stop i oferty sprzedaży. W dolnej części przedziału ponownie widać kupujących z instytucji państwowych w okolicach 0,8930/00.
GBP/USD: Nadal uwięziony w wirze przepływów między Vodafone a Verizon – w grę wchodzą jedynie wzrosty. Jak na razie. W górnych rejonach, w okolicach 1,6770/80, znów zobaczymy sprzedających, wyżej widać niewielkie zlecenia stop. Kupujący jak na razie zrobili swoje i nie będą chętni, by nadziać się na oferty sprzedaży, chyba że dojdziemy w okolice 1,6650 (na 1,6680 mamy również niewielkie zlecenia stop).
USD/CAD: Para ta czekała tylko i wyłącznie na dzisiejsze dane o PKB, i chociaż rynek spodziewał się słabych wyników, scenariuszem, który mógł zaboleć wielu (czyli stanowił odwrotność transakcji najbardziej popularnej wśród inwestorów) było gwałtowne tąpnięcie USD/CAD. Mówi się o niedużych zleceniach stop poniżej 1,1090, ale przy ponad miliardowej opcji wygasającej z ceną 1,1100, to właśnie ten poziom może okazać się magnetyczny.

Kaski włóż! Życzę wam dziś powodzenia.

Ken Veksler, Saxo Bank

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych