Analizy

Mieszkania / autor: Pixabay
Mieszkania / autor: Pixabay

Są dowody, że na rynek mieszkaniowy wraca normalność

Michał Sapota, prezes Zarządu HREIT SA

  • Opublikowano: 19 września 2024, 18:45

  • Powiększ tekst

Zaledwie rok temu mieliśmy do czynienia z rynkiem sprzedającego – popyt na mieszkania tak bardzo stymulował łatwiej dostępny kredyt, że lokali na sprzedaż po prostu zaczęło brakować. Właściciele suflowali więc ceny, a możliwość ich negocjacji była marna. Teraz sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Nabywcy nie tylko mają większy wybór, ale też mogą skutecznie negocjować, a o ich względy deweloperzy znowu zaczęli walczyć pierwszymi promocjami.

Za nami już prawie trzy kwartały, w których rynek mieszkaniowy przestał być targany gwałtownymi zmianami. Tak relatywnie niedługi czas wystarczył, abyśmy zaczęli obserwować efekty równoważenia się popytu i podaży. Z rynku, na którym w 2023 roku warunki dyktowali sprzedający, w końcu chociaż jedną nogą weszliśmy w rynek kupującego. Nie znaczy to, że teraz nabywcy dyktują reguły gry, ale przynajmniej nie są zmuszeni do niemal bezwarunkowej akceptacji suflowanych im ofert.

Indeks koniunktury na rynku mieszkaniowym / autor: materiały prasowe
Indeks koniunktury na rynku mieszkaniowym / autor: materiały prasowe

Kupujący znowu mają wybór

Obecnie normą stało się znowu negocjowanie cen czy kuszenie potencjalnych nabywców nieśmiałymi promocjami. I choć w porównaniu do sytuacji z 2023 roku możemy tu mówić o przewrocie niemal kopernikańskim, to tak naprawdę zmiana ta oznacza jedynie powrót do normalności. Znowu nabywcy mają wybór, a deweloperzy muszą konkurować o względy potencjalnych kupujących. I tak właśnie powinno być na zdrowym rynku.

Mieszkań do wyboru znowu jest więcej, a sprzedaż idzie wolniej niż w szalonym okresie działania „Bezpiecznego Kredytu 2%”. Z drugiej strony nie ulega wątpliwości, że osób, które stać na zakup nieruchomości, jest znacznie więcej niż w okresie hipotecznej posuchy, czyli w 2022 roku. Warto podkreślić, że optymizm deweloperów przejawiający się w niemal rekordowej liczbie rozpoczynanych budów, nie jest przypadkiem. Firmy te nie tylko musiały w ostatnim czasie odbudować oferty przetrzebione erupcją popytu z 2023 roku, ale też mają podstawy do tego by sądzić, że w najbliższych kwartałach chętnych na mieszkania przybędzie. Do rozwijania skali prowadzonej działalności może ponadto motywować chęć zdążenia z co najmniej częścią prac budowlanych przed rozpoczęciem dużych inwestycji publicznych. Te najpewniej będą oznaczać wzrost kosztów na rynku budowlanym i to już w latach 2025-2026.

Kupujących powinno przybywać

Optymizmu deweloperów co do popytu na mieszkania w przyszłości nie należy wbrew pozorom łączyć z oczekiwanym programem #naStart (tzw. „Kredyt 0%”). Powód jest prosty – realizacja tej obietnicy wyborczej, choć jest prawdopodobna, to nie jest pewna. Ponadto skala programu może być nawet kilka razy mniejsza niż w przypadku „Bezpiecznego Kredytu 2%”. Wydaje się to być zbyt skromny i kruchy fundament, aby pod potencjalny program wsparcia przy zakupie pierwszego mieszkania, zaczynać dziś budowy.

Są jednak też bardziej racjonalne przesłanki dla obserwowanego ożywienia w budownictwie. Pierwszą z nich jest sytuacja na rynku pracy. Bardzo niskie bezrobocie i utrzymujące się od ponad 2 lat dwucyfrowe wzrosty wynagrodzeń powodują, że możliwości nabywcze Polaków rosną. Prognozy sugerują, że choć dynamika płac będzie powoli spadać, to w najbliższych latach wciąż ma być ona znacząca. Jak dodamy do tego stopniowo poprawiający się dostęp do kredytów i spadające oprocentowanie hipotek, to daje to podstawy by sądzić, że budowane dziś mieszkania znajdą nabywców.

Ceny mieszkań na 7. największych rynkach / autor: materiały prasowe
Ceny mieszkań na 7. największych rynkach / autor: materiały prasowe

W 2025 roku ceny mieszkań znowu wzrosną?

W całej tej sytuacji nadzieje na rychłe przeceny mieszkań wydają się być płonne. Oczywiście zupełnie nie można ich wykluczyć. Nawet więcej – tam, gdzie ceny ofertowe są zawyżone, tam należy spodziewać się ich urealnienia. Jeśli jednak chodzi o ceny transakcyjne mieszkań, czyli nie te, które zapisywane są w ogłoszeniach, ale te, które trafiają do aktów notarialnych, to tu zauważalnych przecen trudno się w bieżących okolicznościach spodziewać. Historia uczy nas, że duża oferta w biurach i słabe wyniki sprzedaży deweloperów musiałyby współistnieć przez co najmniej kilka kwartałów, aby doszło do wyraźnych przecen. A na to się nie zanosi.

Zmiany cen mieszkań / autor: materiały prasowe
Zmiany cen mieszkań / autor: materiały prasowe

Dlatego do końca roku najbardziej prawdopodobnym scenariuszem wydaje się stabilizacja cen. Za to wzrost popytu wywołany rosnącymi wynagrodzeniami i łatwiejszym dostępem do kredytów w połączeniu z wyższymi kosztami wytworzenia nowych nieruchomości, mają poważne szanse przełożyć się na podwyżki cen mieszkań w kolejnych latach. Nie powinny być to jednak wzrosty tak dynamiczne, jak te które szokowały nas w wyniku destabilizacji rynku w 2023 roku. I choć potencjalne uruchomienie kredytu #naStart może przyłożyć rękę do wzrostów cen mieszkań, to ewentualna zmiana nie powinna być duża. Nie możemy przecież zapomnieć, że program ten jest znacznie bardziej ograniczoną wersją poprzednika („Bezpiecznego Kredytu 2%”). Gdyby tego było mało, to na początku września 2024 roku, czyli na niewiele ponad 4 miesiące przed hipotetycznym uruchomieniem tzw. „Kredytu 0%” wciąż nie wiadomo, czy rząd podpisze się pod tym projektem. Tym bardziej nie jest pewne czy ustawa zostanie skierowana do prac parlamentarnych, w jakiej formie z nich wyjdzie i czy finalnie uzyska podpis Prezydenta.

„Kredyt 0%” w fałszywym przebraniu demiurga

Zastanawiające jest, że na temat „Kredytu 0%”, czyli wcale nie najważniejszego elementu rynkowej układanki, prowadzone są spory o natężeniu wartym lepszej sprawy. W tym samym czasie niemal pomijane są perspektywy ożywienia popytu na mieszkania. I choć jest to truizmem, to należy podkreślić, że wbrew obiegowej opinii, sytuacja w mieszkaniówce nie zależy tylko od działającego wybiórczo programu dopłat do kredytów. Dla koniunktury w tym obszarze kluczowe jest to czy przeciętnego Kowalskiego stać na zakup mieszkania i czy odpowiednie nieruchomości są dostępne w adekwatnej liczbie na rynku. Zarówno w jednym jak i drugim przypadku zanotowaliśmy w ostatnim roku wyraźną poprawę. Liczba udzielanych kredytów czy kupowanych mieszkań ma szanse rosnąć, jeśli sytuacja na rynku pracy pozostanie dobra, a oprocentowanie kredytów będzie dalej spadać. Realizacja tego scenariusza jest wielokrotnie ważniejsza niż to czy rząd postanowi co kwartał dopłacać do części (w normalnych warunkach około 15-25%) udzielanych kredytów, które trafią do mniej zamożnych osób kupujących pierwsze mieszkanie.

Michał Sapota, prezes Zarządu HREIT SA

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych