Popyt na kredyty mieszkaniowe wzrośnie w styczniu
Rosnące wynagrodzenia pozwalają popytowi na kredyty mieszkaniowe niespiesznie wracać do normy. Dotychczas trudno to było zauważyć, bo aktualne dane porównywaliśmy z wynikami z 2023 roku. Wtedy tryumfy święcił program dopłat do kredytów („Bezpieczny Kredyt 2%”). Grudzień był jednak już ostatnim miesiącem takiego porównania. Dane za styczeń powinny przynieść poprawę. Jeśli ponadto wierzyć w słuszność formułowanych dziś prognoz, to w 2025 roku w końcu zaczną w Polsce tanieć „hipoteki”.
W grudniu do banków zanieśliśmy trochę ponad 26 tys. wniosków kredytowych. Opiewały one na około 11-12 miliardów złotych – sugerują najnowsze dane BIK. I tak jak wartość przeciętnego kredytu wciąż rośnie, tak liczba składanych wniosków kredytowych odbiega jeszcze od poziomów, które moglibyśmy uznać za wieloletni standard. Pod tym względem cały czas notujemy wyniki o około 10-20% niższe.
Trzy motory wzrostu popytu na kredyty w 2025 roku
W 2025 roku mamy co najmniej trzy powody, aby się to zmieniło. Po pierwsze oczekiwany jest dalszy dynamiczny wzrost wynagrodzeń. Jeśli faktycznie tak będzie, to coraz większy odsetek rodaków będzie zyskiwał zdolność kredytową. Podobny efekt powinny dać spodziewane obniżki stóp procentowych, bo przecież im tańsze „hipoteki”, tym łatwiej ubiegać się o taki dług. Duże oczekiwania pokładane są też w jasnej deklaracji rządu, że obiecanego w kampanii wyborczej „Kredytu 0%” jednak nie będzie. W efekcie na rynek mają wrócić osoby, które mają zdolność kredytową, ale wstrzymywały się z zakupem w oczekiwaniu na rządowe dopłaty do kredytów. Jeśli faktycznie tak ma być, to efekty powinniśmy zobaczyć już w pierwszym kwartale.
Grudzień to nie jest czas na hipotekę
Zanim jednak wyjdziemy w przyszłość, to warto pochylić się jeszcze na chwilę nad najświeższymi danymi BIK. Choć wciąż odbiegają one na minus od popytu, który można uznać za normalny, to w ujęciu sezonowym wypadają całkiem dobrze. Co prawda liczba złożonych wniosków kredytowych na poziomie tylko nieznacznie przekraczającym 26 tysięcy jest odrobinę niższa niż w listopadzie 2024 roku (spadek o trochę ponad 3%), ale musimy mieć świadomość, że ostatni miesiąc roku to nie jest najlepszy moment na zaciąganie kredytu. Powód jest prosty – okres Świąt Bożego Narodzenia, a potem witanie Nowego Roku powoduje, że co najmniej część miesiąca jest „martwym okresem”. Po prostu – jeśli ktoś ma kupić mieszkanie i złożyć wniosek kredytowy, to z wszystkimi formalnościami i dokumentami stara się zazwyczaj zdążyć przed wigilijną wieczerzą. Banki i deweloperzy starają się temu przeciwdziałać oferując zwykle pod koniec roku szczególnie atrakcyjne promocje i rabaty, ale i tak z kalendarzem nie da się wygrać.
To dlatego dane BIK za lata 2018-2022 sugerują w grudniu przeciętny spadek liczby składanych wniosków kredytowych o 8-9% względem listopada. Na tym tle ostatni 3-proc. spadek można odczytywać nawet jako całkiem przyzwoity wynik.
Ostatni miesiąc spadku popytu?
Warto też zwrócić uwagę na jeszcze jedno zjawisko statystyczne, które zaburza wyniki prezentowane co miesiąc przez BIK. Chodzi tu o efekt bazy. Do grudnia wpływał on negatywnie na ocenę popytu na kredyty. Wszystko przez porównanie aktualnej skali popytu do tej sprzed roku. W takim ujęciu dane za grudzień były o ponad 45% gorsze niż pod koniec 2023 roku. Ta zmiana nie jest jednak żadnym zaskoczeniem. Przecież okres bez dopłat do kredytów porównywany tu jest z czasem, w którym wciąż jeszcze działał najhojniejszy w historii program mieszkaniowy, czyli „Bezpieczny Kredyt 2%”.
W styczniu zacznie to jednak działać w drugą stronę. Na początku 2024 roku – tuż po ustaniu dopłat do kredytów – w naturalny sposób popyt na hipoteki zmalał. Kolejne dane będziemy więc już odnosić do znacznie niższej bazy. Dlatego w publikacji za styczeń 2025 roku należy spodziewać się już wzrostu popytu na kredyty (w ujęciu r/r).
Bartosz Turek, główny analityk HREIT