
Tydzień spotkań banków centralnych
W nadchodzących dniach czeka nas kumulacja posiedzeń banków centralnych. Tydzień zaczynamy jednak spokojnie. Poniedziałek przynosi kolejne niższe odczyty rodzimej inflacji oraz kolejne obawy o konsumenta w USA.
Będzie wiało…
Rynek dalej w największym stopniu skupia się na czynnikach geopolitycznych, zwłaszcza że – oprócz dobrze znanych gorących tematów – wciąż pojawiają się nowe. Jak choćby wymiana ognia między USA a Huti. W tym tygodniu będziemy mogli jednak wrócić trochę do korzeni i znowu skupić się na czynnikach bardziej ekonomicznych. W środę i czwartek czeka nas prawdziwy zalew spotkań banków centralnych w: Japonii, Wielkiej Brytanii, Chinach, USA, Szwecji i Szwajcarii. Co prawda analitycy oczekują ruchu banków centralnych tylko w dwóch z wymienionych krajów, co nie oznacza, że na pozostałych frontach będzie nudno. Prawie na pewno koszt pieniądza zostanie obniżony w Szwajcarii, co będzie oznaczało zejście do pułapu 0,25 proc. Trzeba przyznać, że szybko poszło Helwetom wracanie w okolice zera. Drugim bankiem, który zmieni stopy procentowe, jest PBOC. Co prawda oficjalny konsensus rynkowy zakłada bierność Chińczyków, jednak w ostatnich godzinach na rynek trafił szeroki strumień plotek i domysłów, że jednak coś się w Chinach wydarzy.
Ciekawie będzie też w Wielkiej Brytanii, gdzie spodziewamy się utrzymania kosztu pieniądza na poziomie 4,5 proc. Jednak, według wszelkich znaków, nie będzie jednomyślności podczas głosowania, więc już sam rozkład głosów może być przyczynkiem do mocniejszych ruchów na funcie. Równie ciekawie będzie u głównego rozgrywającego, czyli w Fed. Tutaj także analitycy są zgodni, że stopa procentowa pozostanie niezmieniona, ale rozkład akcentów będzie bardzo uważnie analizowany. Jeszcze tydzień temu szanse na majowe cięcie wynosiły prawie 50 proc., obecnie są już dwukrotnie mniejsze. Znając Powella i jego styl wypowiedzi, można oczekiwać, że w tym tygodniu jeszcze mocniej zanurkują.
… ale nie dzisiaj
Emocje jednak dopiero przed nami, bo poniedziałkowa sesja nie dostarcza zbyt wielu wrażeń. Główna para walutowa co prawda rośnie, ale robi to w bardzo subtelny sposób. Pozostajemy na niej przyklejeni do poziomu 1,09 USD i wydaje się, że na wyraźniejsze ruchy będziemy musieli poczekać co najmniej do środy. Podobnie zachowuje się złoty – kurs euro stabilizuje się przy 4,19 zł, a dolara wokół 3,84 zł. Lokalnie dziś dostaliśmy odczyt o inflacji bazowej za styczeń i luty. Ta niecodzienna podwójność odczytu wynika z aktualizacji koszyka inflacyjnego. W obu przypadkach przyniosła ona spadek dynamiki cen. W styczniu odnotowaliśmy rezultat 3,7 proc. rdr, a wynik za luty wyniósł 3,6 proc.. Jednocześnie w prasie pojawił się wywiad z członkiem RPP Cezarym Kochalskim, w którym zasugerował, że zbliża się termin rozpoczęcia dyskusji o cięciu stóp.
Globalnie warto zwrócić uwagę na odczyt o sprzedaży detalicznej w USA. Ta potwierdziła, że amerykański konsument nie ma najmocniejszych kart (kredytowych) na ręce. Odczyt wyniósł 3,1 proc. i był wyraźnie niższy od rezultatu za styczeń. Dzisiejszy wynik może potwierdzać teorię, że działania, które mają podnieść efektywność w administracji federalnej, mogą skutkować potencjalnymi problemami – na rynku pracy oraz w wydatkach konsumentów.
Krzysztof Adamczak, analityk walutowy Walutomat.pl
»» Odwiedź wgospodarce.pl na GOOGLE NEWS, aby codziennie śledzić aktualne informacje