Pieniądz drożeje, ale nie w publicznych emisjach obligacji
Wyniki ankiety NBP mówią o wzroście marż kredytowych, ostatnia prywatna emisja Kruka udała się tylko w połowie – coś jest na rzeczy. Nic dziwnego, że detaliczni inwestorzy przyciągają emitentów.
Kolejna emisja publiczna udała się znakomicie – PCC Rokita uplasował sześcioletnie papiery oprocentowane na 5 proc. Kiedy trzy lata temu PKN Orlen oferował podobne warunki, zapisy trzeba było wydłużać (wprawdzie tylko o jeden dzień), zaś zapisy na papiery Rokity zredukowano o 77 proc. Sporo się zmieniło w podejściu inwestorów detalicznych do obligacji firm przez te lata, choć akurat PCC Rokita nigdy nie mógł narzekać na frekwencję. W ogóle niedomknięte emisje publiczne przeprowadzane na podstawie prospektu stanowią raczej wyjątek i w całej historii Catalyst można wymienić raptem cztery takie przypadki (więcej jeśli doliczać emisje Getin Noble Banku).
Fakt, że kolejne emisje publiczne zamykają się bardzo dobrze, został zauważony przez emitentów. Z informacji, które do nas docierają wynika, że co najmniej dwie duże firmy, które dotąd nie przeprowadzały publicznych emisji (produkcyjna i finansowa), planują w najbliższych tygodniach złożenie prospektów emisyjnych.
Warto zwrócić uwagę na okoliczności, w których popularność obligacji firm rośnie wśród detalicznych inwestorów. Według ankiety przeprowadzanej co kwartał przez Narodowy Bank Polski, banki podniosły w I kwartale marże od kredytów dla przedsiębiorstw oraz zaostrzyły kryteria ich przyznawania, domagając się wyższych zabezpieczeń. Pierwszy z czynników jest spodziewanym efektem wprowadzenia podatku bankowego – duże przedsiębiorstwa tracą na nim najmocniej, ponieważ podatek najwięcej waży w kredytach niskomarżowych, a więc tych, przyznawanych najlepszym klientom. Nic dziwnego, że ci najlepsi klienci odczuwają irytację – wcześniejsze lata przyzwyczaiły ich i do spadających marż i do łagodzenia warunków przyznawania kredytów.
Rynek obligacji jest zbyt mały, żeby być alternatywą dla wszystkich klientów banków, ale ci wybrani, dobrze już znani inwestorom, mogą pozyskiwać środki na niski procent bez wyraźnych przeszkód. Dopiero wynik prywatnej emisji obligacji Kruka przekonuje, że trend z banków przenosi się na rynek obligacji. Jeszcze w marcu Kruk nie miał problemów z uplasowaniem emisji wartej 150 mln zł, w maju zamiast planowanych 100 mln zł pozyskał niecałe 60 mln zł przy tych samych warunkach (3,25 pkt proc. ponad WIBOR 3M za sześcioletnie papiery). Częściowo winę można zrzucić na brak nowych wpłat do funduszy obligacji korporacyjnych, częściowo na konieczność dywersyfikacji portfeli przez inwestorów instytucjonalnych, bo chyba każdy, kto chciał mieć obligacje Kruka już je w portfelu ma. Ale przecież na koniec roku Kruk znajdował się w portfelach 73 funduszy (plus FIZ, które nie muszą publikować sprawozdań). Nie do każdego z nich taki ogólny opis pasuje. Można przyjąć, że część inwestorów instytucjonalnych zażądała wyższej marży. W odpowiedzi przedstawiciele Kruka na konferencji prasowej podkreślali możliwość sięgnięcia po finansowanie spoza Polski i oczywiście nie bez przyczyny ustalono wartość emisji publicznej na 135 mln (wobec 65 mln zł w marcu).
Ożywienie rynku detalicznego przychodzi w sukurs emitentom, którzy mogą utrzeć nosa bankom lub zarządzającym funduszom, wykorzystując przychylność inwestorów detalicznych. Czy grozi to powstaniem bańki? Każdy trend rosnący kiedyś się kończy, ale wiele wskazuje na to, że napływ inwestorów detalicznych na rynek obligacji korporacyjnych w Polsce dopiero się rozpoczyna. Można to wnosić po rosnących średnich zapisach w emisjach publicznych (są 2-3 razy wyższe niż dwa lata temu). Selekcja emitentów wyraźnie się natomiast poprawia – z błędów z lat wcześniejszych inwestorzy, oferujący i emitenci wyciągnęli wnioski.