Obligacje: rentowność w USA na dnie
Rentowność 30-letnich obligacji USA spadła w piątek do 1,90 proc. przebijając dołek z przełomu sierpnia i września. Co to może oznaczać dla krajowego rynku obligacji?
Podobnie rzecz się ma z obligacjami 10-letnimi, z tym, że w tym wypadku rentowność sięgnęła 1,45 proc., a historyczny dołek z połowy kwietnia 2016 r. (1,32 proc.) nie został jeszcze osiągnięty. Mimo to rentowność obydwu serii spadła o ok. 50 pkt licząc od przełomu roku, grzebiąc nadzieję na odwrócenie trendu. Na co liczą inwestorzy kupując obligacje po tak niskich rentownościach? Rynek wycenia szansę na obniżkę stóp procentowych w USA w połowie roku na ponad 50 proc. i na kolejną w dalszej części roku także na ponad 50 proc. Taki scenariusz jest oczywiście możliwy pod warunkiem jednak zaistnienia ku temu okoliczności – wyraźne pogorszenie koniunktury gospodarczej.
Część obserwatorów wymienia epidemię koronawirusa w Chinach jako element, którzy może przyczynić się do realizacji takiego scenariusza, choć w piątek James Bullard – jeden z członków Fed – powiedział w wywiadzie telewizyjnym, że jego zdaniem skutki ekonomiczne wirusa nie wyjdą poza I kw. br., a jego oddziaływanie uważa za krótkotrwałe. Niemniej, warto też zauważyć rajd notowań złota i przebicie poziomu 1640 USD za uncję – bezpieczeństwo jest w ostatnich dniach najchętniej kupowanym towarem w USA, a także na świecie, gdzie rentowności się umacniają, ale wciąż znajdują się w pewnej odległości od dołków z wakacji minionego roku. Przy czym indeksy giełdowe utrzymują się w pobliżu historycznych maksimów – któraś z grup popytowych musi być w błędzie.
Co to wszystko może oznaczać dla krajowego rynku obligacji? Umocnienie obligacji skarbowych może przyciągać środki do funduszy dłużnych, ponieważ wyniki za luty mogą ponownie wydać się atrakcyjne, a groźba odwrócenia trendu (wzrostu rentowności i spadku cen) wydaje się przynajmniej chwilowo zażegnana. Gdyby obawy artykułowane przez inwestorów kupujących amerykańskie obligacje i złoto miały się spełnić, może to także oznaczać rzeczywiste pogłębienie spowolnienia w światowej gospodarce i w konsekwencji (być może) także stłumienie inflacji zgodnie z przewidywaniami gołębio nastawionych członków Rady Polityki Pieniężnej. To zaś nakazywałoby zachowanie pewnej ostrożności wobec obligacji oszczędnościowych indeksowanych inflacją, może się bowiem okazać, że przeżywają one obecnie szczyt popularności powiązany ze szczytem odczytów inflacji, które nie będą powtarzane w 2021 roku (tego oczywiście nie wiemy). Jednak perspektywa spadku inflacji poniżej 3 proc. wydaje się dziś mało prawdopodobna i z tego powodu odsetki od tego rodzaju obligacji naliczane w 2021 r. być może nie sięgną 6 proc. jak dzieje się obecnie, ale utrzymanie 4-proc. kuponu wydaje się scenariuszem całkiem możliwym i prawdopodobnie spełniającym oczekiwania ich nabywców, którzy szukając wyższej rentowności musieliby przenieść kapitał na rynek papierów korporacyjnych, gdzie mimo pewnego wzrostu marż, 7 proc. kupony nadal dostępne są przede wszystkim wśród tzw. małych emisji publicznych (w tym tygodniu zapisy uruchomił Cavatina Holding, a w marcu spodziewamy się przynajmniej dwóch kolejnych małych emisji publicznych i podobnych kuponów) i w prywatnych emisjach (private debt) niedostępnych dla szerokiego rynku.
Inwestorzy indywidualni powinni pamiętać nie tylko o bieżącym ryzyku kredytowym, ale także o ryzyku spowolnienia gospodarczego na świecie, które w ten czy inny sposób dotrze także do Polski wpływając także na sytuację finansową przedsiębiorstw emitujących obligacje, a na małe, silnie zlewarowane podmioty, w szczególności.
Emil Szweda, Obligacje.pl