Nowe czasy dla amerykańskiej waluty?
Jaki obraz?
Od końcówki stycznia roku 2015 wykres EUR/USD porusza się w dość szerokiej konsolidacji, której wsparcie to ok. 1,05, zaś górna granica to strefa 1,15 – 1,17. 3 maja roku bieżącego zanotowano szczyt w pobliżu 1,1610, po czym wykres zawrócił na południe. Od tego czasu przez prawie trzy i pół miesiąca można było mówić o trendzie spadkowym.
Zdawało się, że notowania będą parły systematycznie na południe, w kierunku dolnych obszarów konsolidacji, tak jak to było przy poprzednim takim odbiciu od oporu, mianowicie w drugiej połowie października 2015.
Problem w tym, że mijały kolejne miesiące, a Rezerwa Federalna nie kwapiła się do podwyższania stóp. Co więcej, czasami dyskurs Fed stawał się bardzo łagodny, a były nawet takie posiedzenia FOMC, gdy Esther George (etatowy jastrząb) nie głosowała za zacieśnieniem polityki. Dane z rynku pracy za maj 2016 były arcy-mizerne, potężnie rozczarowały. Z drugiej strony, wyniki czerwcowe i lipcowe wypadły bardzo dobrze. Ale i z trzeciej strony, jeśli można tak to określić, odczyt dynamiki PKB za II kwartał na poziomie 1,2 proc. (annualizowany) zaprezentował się jako wyraźnie słaby.
I tak od jednej strony w drugą. Ale kiedy sam Fed nie przyjmował jastrzębiego kursu, to cóż dopiero mówić o rynkach terminowych, gdzie w ogóle panuje przekonanie, iż nie będzie w tym roku żadnej podwyżki.
Takim to sposobem w połowie sierpnia złamana została linia łącząca maksima z 3 maja i 23 czerwca. Obraz na wykresie się zmienił, a zresztą już wcześniej, od dłuższego czasu, wszystko to, co była w stanie zdziałać strona pro-dolarowa, to jedynie kurczowe hamowanie deprecjacji. Oto bowiem od 24 czerwca (gdy po referendum brytyjskim zanotowano 1,0915) nie było już żadnych nowych dołków, co najwyżej 1,0950 czy 1,1045.
Podczas wczorajszej sesji wykres dobił do 1,1365. Dzisiejsza świeca jest jednak czarna, spadkowa. Notowano nawet otarcie o 1,13. Nie musi być to jednak nic więcej niż korekta. W odwodzie mamy np. dwie linie wzrostowe – jedną po minimach dziennych z 25 lipca i 5 sierpnia, drugą po dołkach z 9 i 12 sierpnia (na przykład). Oczywiście przebicie 1,13 jest możliwe (choć dziś się już na to nie zanosi), ale tak czy inaczej to nie będzie już dawny trend.
Odwrót ma z jednej strony charakter korekty, a z drugiej jest wynikiem pewnych czynników fundamentalnych, mianowicie wypowiedzi przedstawicieli FOMC, jakie padły w tym tygodniu. Właściwie sprawa jest dość złożona – bo np. James Bullard obwieścił, że Fed powinien być cierpliwy w kwestii podwyżek. John Williams napisał tekst o tym, że być może trzeba się przyzwyczaić do trwałej obecności ultra-niskich stóp jako pewnej normy – ale parę dni później na Alasce ogłosił, że stopy trzeba podnieść raczej wcześniej niż później. William Dudley podkreślił z kolei, że gospodarka USA zbliża się do pełnego zatrudnienia, zaś dobre dane z rynku pracy są ważniejsze niż chwilowa słabość dynamiki PKB. O możliwości podwyżek w tym roku mówił też Lockhart.
Rynek nie reaguje na to wszystko jednak jakąś pro-dolarową euforią. Widzimy nieśmiałą korektę. Słowa to już za mało – czekamy od stycznia 2016 roku. Miały być nawet i 4 podwyżki, a z każdym miesiącem ta wizja się oddalała.
Co ze złotym?
USD/PLN, gdy piszemy te słowa, lokuje się przy 3,81. Co do minimów, to 16 sierpnia zanotowano ok. 3,7680-85 – a np. dzisiejsza świeca jest biała, wzrostowa. Proces umocnienia złotego trochę przyhamował, mimo że generalnie eurodolar jest wysoko, więc olar jest słaby. Ale słabe były też np. polskie dane gospodarcze (o produkcji przemysłowej i sprzedaży detalicznej).
Z drugiej strony, dobrze wypadła sprzedaż detaliczna w Wielkiej Brytanii – i być może dzięki temu złoty zaczął tracić do wzmocnionego funta, choć oczywiście pewną rolę grało tu też otarcie się GBP/PLN o granicę 4,90, co było dobrym momentem do skorygowania kursu. Aktualnie mamy 4,9760, a mocnym oporem może być "okrągły" poziom 5,90.
Na EUR/PLN widzimy już 4,3130. Złoty traci – po pierwsze dlatego, że nie udało się przebić wsparcia uformowanego przy 4,2560 i gracze uznali, że lepiej zrealizować zyski; po drugie z powodu słabych danych makro z naszego kraju, po trzecie – z powodu wysokiego eurodolara.