Analizy

Poprawa w przemyśle, mocniejszy wzrost sprzedaży

źródło: Roman Przasnyski główny analityk GERDA BROKER

  • Opublikowano: 19 grudnia 2016, 13:53

  • Powiększ tekst

Po październikowym spadku, sięgającym 1,3 proc., produkcja przemysłowa wzrosła w listopadzie o 3,3 proc. To wynik przyzwoity, ale i dość skromny, jeśli porównać go do sytuacji w większości poprzednich miesięcy, nie mówiąc już o ubiegłym roku, gdy wzrost wynosił średnio 4,3 proc. Analitycy spodziewali się wzrostu produkcji o 1,8 proc.

Nie widać go ciągle w budownictwie, w którym listopad przyniósł spadek o 12,8 proc. To rezultat znacznie lepszy wobec oczekiwanych 18,9 proc., a także w porównaniu z tym, co widzieliśmy przez wiele miesięcy wcześniej. Fatalna passa tego sektora, odzwierciedlająca zapaść w inwestycjach, trwa od półtora roku. Trudno przyjąć, że zdecydowanie mniejsza niż poprzednio zniżka (w październiku sięgała ona 20,1 proc.) jest sygnałem przełomu. Sytuacja w przemyśle jest zróżnicowana i główne jego działy radzą sobie nieźle. W przetwórstwie przemysłowym zanotowano wzrost produkcji o 4,3 proc. Niższa niż przed rokiem była natomiast produkcja w górnictwie o 0,5 proc., a w energetyce i ciepłownictwie spadek wyniósł 7,3 proc. W listopadzie doczekaliśmy się za to bardziej wyraźnego wzrostu sprzedaży detalicznej. Była ona niższa niż w październiku o 3,3 proc., ale wyższa niż w listopadzie ubiegłego roku o 6,6 proc., choć oczekiwano jej zwyżki o 4,8 proc. W tym roku lepszy wynik zanotowano jedynie w sierpniu. W ubiegłym miesiącu największy wzrost zanotowano w sprzedaży odzieży i obuwia (o 16 proc.), żywności, napojów i wyrobów tytoniowych (o 13 proc.), mebli oraz sprzętu RTV i AGD (o7,9 proc.), paliw (o 7,5 proc.) oraz samochodów (o 7,3 proc.). Patrząc na sytuację naszego przemysłu w dłuższej perspektywie, znajdujemy się w cyklu osłabienia podobnego do tych, które obserwowaliśmy już kilkukrotnie w przeszłości, choć ma on stosunkowo łagodny przebieg. Rozpoczął się on wiosną ubiegłego roku, po tym, gdy w marcu produkcja wzrosła o 8,8 proc. Od tego czasu, czyli od dwudziestu miesięcy, dynamika wzrostu produkcji systematycznie się obniża. Jedynie dwukrotnie, w listopadzie 2015 r. i w sierpniu obecnego roku zwyżka sięgała 7,5-7,8 proc. W pozostałych miesiącach było znacznie słabiej, a w lipcu i październiku 2016 r. produkcja wręcz spadła, w porównaniu do tych samych miesięcy poprzedniego roku. Poprzednio z podobnym cyklem, trwającym 30 miesięcy, mieliśmy do czynienia od czerwca 2010 r. do grudnia 2012 r. Co ciekawe, przez większą część tego okresu dynamika PKB jedynie sporadycznie spadała poniżej 4 proc., załamując się ostatecznie dopiero pod koniec 2012 r. Ale wówczas średnia miesięczna dynamika wzrostu produkcji przemysłowej przekraczała 6 proc., mimo sięgającego aż 10,6 proc. spadku w grudniu 2012 r. Pamiętać jednak trzeba, że szczególnie lata 2010 i 2011 to okres wydobywania się z pokryzysowej zapaści, a więc wysoka dynamika była efektem niskiej bazy odniesienia z lat 2008-2009. W 2016 r. mamy do czynienia z kolei z dość wysokim punktem odniesienia z dobrego 2015 r. Poprzedni okres spowolnienia z lat 2006-2009 trwał 26 miesięcy, a jeszcze wcześniej przez 24 miesiące nasz przemysł spowalniał w latach 1999-2001. Choć w każdym z tych czterech przypadków przyczyny dekoniunktury były inne, to jednak zbieżność czasu trwania osłabienia raczej nie jest przypadkowa i można mówić o pewnej prawidłowości. Można też na tej podstawie wyciągnąć wniosek, że do zakończenia obecnego okresu słabości pozostało jeszcze kilka miesięcy. Nieco podobnie zjawisko cykliczności wygląda w przypadku produkcji budowlano-montażowej, a obecne osłabienie, choć robi dość dramatyczne wrażenie, wcale nie jest najbardziej dynamiczne. Choć to niewielkie pocieszenie, to warto zauważyć, że w poprzednich dołkach koniunktury (marzec 2003 r., luty 2010 r. i maj 2013 r.) produkcja budowlano-montażowa spadała o 25-27 proc. Można mieć też niestety obawy, że w najbliższych miesiącach, tradycyjnie dla budownictwa słabych ze względu na sezonowość, czeka nas pogłębienie spadkowej tendencji. Zdecydowanie lepiej wygląda sytuacja w przypadku sprzedaży detalicznej, gdzie od czterech lat mamy do czynienia z niemal nieprzerwaną tendencją wzrostową. Jednak biorąc pod uwagę najlepszą w historii passę na rynku pracy, rekordowo niskie stopy procentowe, deflację, sprzyjającą konsumentom oraz potężny bodziec w postaci programu 500+, można mieć uzasadnione poczucie niedosytu, tym bardziej że nadzieje na stymulujące koniunkturę wydatki konsumentów były wyjątkowo wysoko ustawione. Wiele wskazuje na to, że spora część wydatków kierowana jest do sektora usług. Ta obserwacja powinna zaś skłaniać jeśli nie do zmiany preferencji w rządowych programach rozwoju, to przynajmniej do bardziej zrównoważonego rozkładania proporcji, tym bardziej, że to właśnie usługi stanowią o sile najbardziej rozwiniętych gospodarek świata, nie mówiąc o tym, że w większości ukierunkowane są na zaspakajanie potrzeb obywateli, zaś te adresowane do przemysłu najczęściej wiążą się z wysoką wartością dodaną oraz znacznym poziomem innowacyjności.

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych