Analizy

Dolar zyskuje przed raportem NFP

Przemysław Kwiecień, główny ekonomista XTB

  • Opublikowano: 6 kwietnia 2018, 09:45

  • Powiększ tekst

Nastroje rynkowe nie mogły być zbyt dobre zbyt długo. Kiedy tylko na rynkach zaczął dominować optymizm, a na europejskich giełdach mieliśmy najmocniejsze jednodniowe wzrosty od niemal dwóch lat Donald Trump postanowił podnieść poprzeczkę w handlowej rozgrywce z Chinami. Jak na to całe zamieszanie złoty reaguje naprawdę spokojnie. Dziś czeka nas publikacja raportu NFP.

Przypomnijmy, że temat wojen handlowych wrócił z pełnym impetem w tym tygodniu za sprawą Chin, które ogłosiły propozycję retorsji na (proponowane na razie) amerykańskie cła. Pekin posunął się daleko, proponując 25 proc. cła na import z USA o wartości 50 mld USD rocznie. Co więcej cłem miałyby zostać objęte takie towary jak soja, których Chiny mocno potrzebują, ale jednocześnie uderzyłoby to mocno w regiony popierające amerykańskiego prezydenta. Można zatem powiedzieć, że Chiny zastosowały „brudną zagrywkę” i to rozsierdziło Trumpa. O ile bowiem jeszcze wczoraj słychać było komunikaty, że strony są skłonne usiąść do stołu i rozpocząć negocjacje w celu niedoprowadzenia do wprowadzenia tego rodzaju barier krzywdzących obydwie strony, o tyle najnowsza zapowiedź Trumpa, że rozważy cła na dodatkowy import w kwocie 100 mld USD jasno wskazuje, że nadal jesteśmy na etapie eskalacji. Wydaje się, że jest to element taktyki Trumpa – podnieść stawkę bardzo wysoko i próbować wymuszać ustępstwa. Argumentowaliśmy już wcześniej, że o ile na wojnach handlowych zasadniczo tracą wszyscy, USA mogą stracić mniej niż ich partnerzy handlowi, bo znaczenie sektora eksportowego jest tam nieco mniejsze. Trump zatem w pewien sposób próbuje zastraszyć partnerów handlowych, a szczególnie Chiny, mając nadzieję, że Pekin zachowa się racjonalnie i wybierze mniejsze zło, czyli ustępstwa wobec USA. Pierwsza odpowiedź pokazuje jednak, że ta strategia niekoniecznie musi się sprawdzić – jeśli Chiny chcą obłożyć cłem import soi, na czym same ewidentnie stracą (zamiast wybrać mniej strategiczne produkty) tylko po to, aby uderzyć w wyborców Trumpa to wychodzimy już poza rachunek ekonomiczny. To jest największe zagrożenie z punktu widzenia rynków – eskalacja konfliktu kierowana kwestiami ambicji politycznych stojących w hierarchii ponad rozumowaniem ekonomicznym. Już ostatnie dane pokazały pogorszenie nastrojów w biznesie, szczególnie w Chinach i Europie i utrzymanie tego trendu rodziłoby ryzyko wejścia w fazę globalnego spowolnienia.

Dziś przed nami długa lista publikacji makroekonomicznych, na czele której znajduje się raport z amerykańskiego rynku pracy. Raport ten rozpoczął nerwowość na rynkach dwa miesiące temu po tym jak wskazał na najwyższy w tej dekadzie wzrost płac. Choć było to zaledwie 2,9 proc. r/r (zrewidowane później do 2,8 proc.) to inwestorzy zaczęli się obawiać, że doprowadzi to nawet do czterech podwyżek stóp procentowych w tym roku. Dlatego również dziś w centrum zainteresowania rynku będą dane o płacach, nie zaś o zatrudnieniu, które rośnie w dynamicznym tempie. Naszym zdaniem można liczyć na wzrost płac w tempie 2,7-2,8 proc. r/r, czyli za mało aby wystraszyć rynki. Do tego potrzebny byłby wzrost o przynajmniej 3 proc. co jest dość mało prawdopodobne, choć może mieć miejsce w kolejnych miesiącach. Dolar zyskuje systematycznie w tym tygodniu – kurs EUR/USD jest najniżej od końca lutego i mocny raport mógłby wzmocnić tę tendencję, szczególnie, że para pokonuje właśnie wsparcie w postaci linii trendu wzrostowego. To przełożyłoby się na wzrost notowań USD/PLN i być może ogólne osłabienie złotego. Na razie jednak nasza waluta jest bardzo stabilna – euro o 9:35 kosztuje 4,1980 złotego, dolar 3,4339 złotego, frank 3,5646 złotego, zaś funt 4,8053 złotego.

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych