Analizy

Wyczerpanie możliwości składowania ropy naftowej w USA stało się przyczyną bezprecedensowej przeceny surowca w notowaniach giełdowych 20 kwietnia / autor: Pixabay
Wyczerpanie możliwości składowania ropy naftowej w USA stało się przyczyną bezprecedensowej przeceny surowca w notowaniach giełdowych 20 kwietnia / autor: Pixabay

Panika na ropie odizolowana

Konrad Białas, Dom Maklerski TMS Brokers S.A.

  • Opublikowano: 21 kwietnia 2020, 10:27

  • Powiększ tekst

Ponure nastroje ogarnęły rynki finansowe przy uwadze skupionej na ujemnych cenach ropy naftowej. Mimo to przecena na rynku akcji i wśród głównych walut o 3 proc. lub mniej w obecnych warunkach wygląda na intrygująco niski wymiar kary mówiący wiele o tym, jak inwestorzy aktualnie podchodzą do ryzyka reakcji łańcuchowej pomiędzy różnymi klasami aktywów.

Nikogo nie powinna dziwić wyprzedaż RUB, CAD i NOK w obliczu załamania cen ropy naftowej. W poniedziałek w pewnym momencie cena wygasającego dziś kontraktu na majową dostawę WTI spadała do -40 USD/b, gdyż nikt nie chciał zostać w ręku z zobowiązaniem fizycznego odbioru surowca w czasach, kiedy podaż ropy drastycznie przewyższa popyt. Jednak osłabienie walut naftowych sięgało 0,8-1,5 proc., co świadczy o tym, że inwestorzy starają się odsiewać informacje. Nie mamy dodatkowego podsycania paniki strachem przed brakiem płynności – o to zadbały banki centralne, które po marcowym załamaniu całych rynków finansowych przeszły do działań mających na celu zagwarantować płynność. I to prawie wszędzie. Rynek ropy naftowej rządzi się swoimi prawami i banki centralne nie zamierzają budować obok swoich siedzib wielkich zbiorników na ropę. Jednak wczoraj w jakimś sensie wygrało przekonanie, że jakkolwiek sektor naftowy może być w dramatycznej sytuacji, tak ryzyko zarażenia innych segmentów jest ograniczone, o ile władze monetarne (ale i fiskalne) będą podejmować właściwe decyzje. W całym tym uspokajającym wywodzie jest jednak jedne niepokojący element. Spadek cen ropy poniżej zera uświadamia, że nic na rynkach nie jest do wykluczenia. O ile znajdzie się zakątek, który nie jest „pilnowany” przez odpowiednich decydentów, zawsze będzie istnieć potencjał eksplozji tego rynku.

Pod tym kątem uwagę zwraca EUR/CHF, który nie jest tak daleko, by pierwszy raz do 2015 r. znaleźć się pod 1,05. Awersja do ryzyka i popyt na franka ściągają kurs niżej, ale Szwajcarski Bank Narodowy robi wszystko, by krajowa waluta nie była za droga. Trudno oprzeć się wrażeniu, że 1,05 jest nowym 1,20 z przełomu 2014/2015. Wówczas SNB zdecydował się porzucić obronę minimalnego poziomu EUR/CHF w obawie przed niechcianym rozrostem bilansu. Obecnie jednak rozdmuchiwanie bilansów banków centralnych stało się trendem i nie towarzyszy mu taki stygmat, jak jeszcze 5 lat temu. Różnica w przypadku SNB jest taka, że przeznacza on środki na powiększanie rezerw walutowych zamiast zapewniać pożyczkowe wsparcie dla realnej gospodarki. Z punktu widzenia szwajcarskich eksporterów środki kredytowe na podtrzymanie działalności mogą być bez znaczenia, jeśli utracona zostanie konkurencyjność, więc oba aspekty polityki monetarnej są równie ważne. Jakkolwiek 1,05 EUR/CHF może nić betonową podłogą i SNB może pozwolić na jej naruszenie, tak wydaje się mało prawdopodobne, aby polityka obrony kursu została całkowicie porzucona.

Konrad Białas, Dom Maklerski TMS Brokers S.A.

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych