Afganistan znów stanie się siedliskiem terroru
Porażka Zachodu w Afganistanie jest bliźniaczo podobna do klęski Związku Sowieckiego w tym kraju - przekonuje w rozmowie rosyjski pisarz i weteran wojny w Afganistanie Nikołaj Prokudin. Po wycofaniu się wojska NATO kraj ten znów pogrąży się w wojnie domowej i stanie się siedliskiem terroryzmu - przewiduje.
W 2001 r. wojska amerykańskie i ich sojusznicy z NATO odsunęli talibów od władzy w Afganistanie. Powodem interwencji był fakt, że islamscy radykałowie udzielali schronienia Osamie Bin Ladenowi i innym członkom Al-Kaidy odpowiedzialnym za ataki z 11 września 2001 r. na World Trade Center w Nowym Jorku.
Jednak pomimo ciągłej obecności międzynarodowej, miliardów dolarów wsparcia i szkoleń dla afgańskich sił rządowych, talibowie nigdy nie zostali pokonani, a w ostatnich latach coraz częściej atakowali żołnierzy koalicji.
W lutym 2020 r. ówczesny prezydent USA Donald Trump i sojusznicy zgodzili się na zawarcie porozumienia z talibami i wycofanie się z Afganistanu. W tym roku prezydent Joe Biden zapowiedział wycofanie sił amerykańskich i NATO do września.
„Wojska zachodnie odchodzą z Afganistanu w zasadzie tak samo jak sowieckie: my też zawarliśmy porozumienie z rebeliantami o zawieszeniu broni i dostaliśmy zapewnienie, że wycofujące się oddziały nie będą ostrzeliwane” - mówi Prokudin, który brał udział w wojnie w Afganistanie, jako zwiadowca piechoty, w latach 1985-87. Odszedł z rosyjskiej armii w 1998 r. w randze majora.
„Tak samo jak po naszym odejściu, również teraz Afganistan zamieni się znów w obszar islamskiego średniowiecza i siedlisko terroryzmu. Wkrótce po zdobyciu Kabulu, co już się stało, bandy plemienne i talibowie zwrócą się przeciwko sobie i będą kontynuować odwieczną wojnę domową, finansowaną z zysków z handlu heroiną. Uzbeccy, tadżyccy i turkmeńscy przemytnicy - niezrównani specjaliści w swoim fachu - zadbają, by nie zabrakło na nią ani pieniędzy ani broni” - prognozuje autor powieści o tematyce wojennej, m.in. trylogii „Spróbuj wrócić żywy”.
Pytany, czy istnieje jakiś sposób na zapewnienie spokoju w Afganistanie, przypomina, że nie udało się to nawet „największemu wojownikowi w historii” - Aleksandrowi Macedońskiemu.
„Grecki wódz, tak jak wszyscy po nim, z łatwością zajął te tereny, ale nie był w stanie ich utrzymać. Najdłużej udawało się to Mongołom, którzy dokonywali regularnych rzezi ludności, niszczyli systemy nawadniania, sady i tereny upraw. Konsekwencje tego są zresztą odczuwalne po dziś dzień” - podkreśla.
„My w Europie nie zdajemy sobie sprawy z afgańskich realiów. Nie jesteśmy ich sobie w stanie nawet wyobrazić. Afganistan to ponad 30 narodów. Każdy dom tam to twierdza, każdy 10-latek umie posługiwać się bronią, każdy kyszłak (wioska) to samodzielne państwo, które pozostaje w stanie permanentnej wojny z sąsiednim plemieniem. Jego mieszkańców można podporządkować sobie tylko na krótką chwilę, przeprowadzając operację wojskową. A kyszłaków są setki tysięcy. Jakie mocarstwo stać na zainstalowanie garnizonu w każdej wiosce?” - pyta retorycznie Prokudin.
Wspomina również, że w czasie jego obecności w Afganistanie na porządku dziennym były regularne starcia między pododdziałami armii podległej marionetkowemu rządowi - ich członkowie rekrutowali się z rywalizujących ze sobą plemion.
„Talibowie nie utrzymają silnej władzy w prowincjach. Po prostu nie da się tego zrobić. Już w naszych czasach w każdym domu była tam broń palna - jakaś flinta, a u zamożniejszych - pepesza. Od 1989 r. (wycofanie się ZSRS z Afganistanu) nastąpiła wyraźna modernizacja stanu uzbrojenia. Teraz gospodarstwa domowe są tam wyposażone co najmniej w karabin automatyczny i DSzK (karabin maszynowy). To taki sam standard, jak u nas lodówka i pralka. Dlaczego? Ze względu na specyficzne stosunki społeczne. Jeśli nie mam w domu broni, to przyjdzie do mnie sąsiad i mnie ograbi. I nikt mu za to nie powie złego słowa” - tłumaczy były zwiadowca.
„Właśnie dlatego Amerykanom nie udało się ich rozbroić. Oficjalnie przeznaczyli na to 200 mln dolarów. Co robili Afgańczycy? Sprzedawali starą broń i kupowali nową - od Chińczyków i Arabów. I tak będzie zawsze. Oczywiście, niestabilny kraj będzie stwarzał problemy dla sąsiadów i wcześniej czy później dojdzie do kolejnej interwencji. Zanim to jednak nastąpi, to Europę zaleje fala uchodźców. W tej chwili wiadomo, że trzeba ewakuować stamtąd 200 tys. osób, które współpracowały z wojskami zachodnimi. Jestem pewien, że już w najlepsze trwa handel dokumentami, zaświadczeniami itd. - Afgańczycy mają biznes we krwi, tak jak wojnę. Te 200 tys. urośnie za chwilę do miliona. Zacznie się exodus tych, którzy obawiają się, że talibowie w najlepszym wypadku pozbawią ich internetu, telewizji i edukacji, a w gorszym - paru kończyn lub życia” - przewiduje pisarz.
25 grudnia 1979 roku wojska sowieckie wkroczyły do Afganistanu. Operacja, która miała być krótką, precyzyjną „misją pokojową” podporządkowującą kraj ZSRS przekształciła się w niemal dziesięcioletnią krwawą wojnę. Przez Afganistan przewinęło się około 620 tys. żołnierzy. Zginęło - według nieoficjalnych danych - 30 tys.
PAP/ as/