W tygodniku "Sieci"! Komendant główny Straży Granicznej: Wygramy tę wojnę
W najnowszym wydaniu tygodnika „Sieci” komendant główny Straży Granicznej Tomasz Praga w pierwszym prasowym wywiadzie opisuje dramatyczne kulisy obrony polskiej granicy. Mówi także o wstrząsającym hejcie, który spada na funkcjonariuszy w zamian za pełną poświęcenia służbę ojczyźnie.
W wywiadzie „Musimy chronić Polskę” komendant główny SG gen. dyw. Tomasz Praga w rozmowie z Markiem Pyzą i Marcinem Wikłą mówi o niezłomnej postawie funkcjonariuszy Straży Granicznej, prowokacjach białoruskiego reżimu i ludziach przekraczających granicę Polski. Zwraca uwagę, że media nieustannie relacjonują działania straży granicznej i często oceniają ją są krytycznie.
Mamy kumulację nerwów i trudno wytłumaczyć zachowania części osób, które powinny sobie zdawać sprawę z tego, że sytuacja na granicy białoruskiej jest nadzwyczajna i mamy do czynienia ze sztucznie wytworzonym przez Białoruś szlakiem migracyjnym, który reżimowi Łukaszenki przynosi ogromne dochody. (…) W „normalnym” czasie mieliśmy rocznie 300–400 prób przekroczeń na granicach Polski z Rosją, Białorusią i Ukrainą. W tym roku do lipca wszystko utrzymywało się mniej więcej w tych liczbach, ale latem zaczął się szturm i zanotowaliśmy już ponad 30 tys. prób nielegalnego przekroczenia granicy – 3,5 tys. w sierpniu, 7,6 tys. we wrześniu i ponad 17 tys. w październiku. Pierwsze dwa dni listopada to kolejne ponad tysiąc osób. Choćby po tych statystykach widać, że presja narasta i będzie narastała — mówi gen. Praga.
Zgodnie z kreowanym w mediach obrazem, w lasach i na granicy spotykane są rodziny z małymi dziećmi. Okazuje się jednak, że ponad połowę zatrzymywanych osób stanowią młodzi mężczyźni w wieku 19–35 lat i trudno ustalić, kim tak naprawdę są.
Legitymowanie często nie jest możliwe, gdy spotykamy w środku nocy grupę kilkunastu czy kilkudziesięciu mężczyzn. Zazwyczaj nie mają nawet dokumentów. Najważniejszy jest dla nas stan ich zdrowia oraz fakt, czy chcą się ubiegać o ochronę międzynarodową w Polsce. Jeżeli nie oczekują pomocy od naszego kraju, otrzymują postanowienia o opuszczeniu terytorium Polski i są doprowadzani do granicy. Deklaracje i oświadczenia, które składają, nie pozostawiają wątpliwości: w większości ich krajem docelowym są Niemcy, czasem Francja lub Szwecja. Nie ma to nic wspólnego z szukaniem przez nich bezpieczeństwa, jak próbuje nam się wmawiać. Po prostu świadczenia socjalne, które mogą dostać w tych krajach, są nieporównywalne z polskimi — wyjaśnia Praga
(…) funkcjonariusze mają ogromne doświadczenie i z własnej obserwacji czy nawet strzępków słów są w stanie wywnioskować, czy mają do czynienia z kimś, kto realnie potrzebuje pomocy.
W artykule „11 listopada Polska wychodzi na ulice” Jakub Augustyn Maciejewski pisze o budzącym skrajne emocje marszu niepodległości. W publicznej debacie na temat marszu, przedstawiciele lewicy mają podkreślać brak poczucia bezpieczeństwa oraz swoją niechęć wobec uczestnictwa w tej inicjatywie.
Nie wybieram się na marsz przede wszystkim dlatego, że jeśli zostanie zorganizowany, to będzie to nielegalne zgromadzenie, takie jest bowiem rozstrzygnięcie sądu, ale i z obawy o bezpieczeństwo – odpowiada Karolina Pawliczak, posłanka z Nowej Lewicy. – Na wielu poprzednich marszach doszło do aktów wandalizmu i choć nie dotyczy to wszystkich uczestników, to jednak te incydenty odstraszają. Chciałabym, aby było to święto wszystkich Polek i Polaków, a dziś zawłaszczone jest głównie przez narodowców i skrajną prawicę. Pawliczak przekonuje, że takie ekscesy stają się w Polsce symbolem obecnych czasów, w których „jest przyzwolenie na agresję, zwłaszcza ze strony polityków prawicy” — czytamy w tekście Maciejewskiego.
Prof. Andrzej Zybertowicz, socjolog, doradca prezydenta RP podkreśla, że dla uczestników marszu niepodległości manifestacja jest bezkompromisowa i nie mieści się w ramach politycznych.
Socjolog porównuje takie świętowanie do obchodzenia Bożego Narodzenia, w którym przekazuje się młodym dawne obyczaje. Stwierdza też, że na marszu dostrzegamy poważny zasób kulturowy, którego bez szczegółowych badań nie da się naukowo zrozumieć. – Utrzymująca się popularność tego przedsięwzięcia świadczy o tym, że kulturowy gen polskości domaga się uznania swojej prawomocności i obecności. Zybertowicz porównuje tłumy z 11 listopada do tłumów manifestujących przeciwko stanowi wojennemu. – Wtedy wielu z nas nie wierzyło w zwycięstwo, ale gromadziliśmy się, żeby dać świadectwo naszego przywiązania do wolnej Polski — czytamy w artykule.
Dorota Łosiewicz na łamach „Sieci” opisuje szczegóły wydarzeń w szpitalu w Pszczynie. Cytuje fragment komunikatu opublikowanego przez pełnomocniczkę rodziny zmarłej:
„Przy przyjęciu stwierdzono bezwodzie i potwierdzono zdiagnozowane wcześniej wady wrodzone płodu. W toku hospitalizacji płód obumarł. Po niespełna 24 godzinach pobytu w szpitalu zmarła także pacjentka. Przyczyną śmierci był wstrząs septyczny”.
Dziennikarka przybliża okoliczności, w których kobieta trafiła do szpitala:
Nim 30-latka trafiła do szpitala, spędzała czas ze swoją córką, która, jak ustaliła stacja TVN, przewróciła się podczas zabawy i dostała krwotoku z nosa. Pani Iza, bo tak miała na imię kobieta, pojechała z dzieckiem do szpitala do Bielska- Białej. Prawdopodobnie z emocji i stresu pani Izie odeszły wody, o czym poinformowała mamę. Także o tym, że do szpitala ma trafić następnego dnia […]. Rodzina poinformowała media, że kobieta już w trakcie pobytu w szpitalu relacjonowała rodzinie, iż lekarze przyjęli wobec niej postawę wyczekującą. Powstrzymywali się od opróżnienia jamy macicy do czasu obumarcia płodu, co pacjentka wiązała z obowiązującymi przepisami ograniczającymi możliwości legalnej aborcji.
Łosiewicz informuje również:
W tej sprawie kontrolę wszczął Narodowy Fundusz Zdrowia, by ocenić prawidłowość udzielonych zmarłej świadczeń leczniczych oraz zajęła się nią Prokuratura Regionalna w Katowicach. Nim jednak coś ustalono ponad wszelką wątpliwość, część środowisk politycznych ruszyła do ataku i błyskawicznie znalazła winnego […].
„Kilka redakcji to nie cała Polska, głośne manifestacje to nie wszyscy wyborcy”
Jerzy Szmit, działacz antykomunistyczny i szef olsztyńskiego regionu Prawa i Sprawiedliwości, w rozmowie z Jackiem i Michałem Karnowskimi („Kilka redakcji to nie cała Polska, głośne manifestacje to nie wszyscy wyborcy”) porusza temat wykorzystywania symboliki „Solidarności” i jej etosu przez protestujących na ulicach zwolenników Marty Lempart oraz środowiska opozycji. Jerzy Szmit podkreśla, że podczas jego walki przyświecały mu zupełnie inne wartości.
Tzw. Strajk Kobiet jest zaprzeczeniem ideałów Solidarności. Jednym z najważniejszych nurtów tego wielomilionowego ruchu była afirmacja chrześcijaństwa i wynikająca stąd afirmacja życia. Mają do niego prawo wszyscy, od narodzenia do śmierci, jak nauczał św. Jan Paweł II. To dziedzictwo „S” i Jana Pawła II jest nadal aktualnym wezwaniem do ochrony życia. Organizacja pani Lempart wzywa do czegoś przeciwnego: wystawienia najbardziej bezbronnych poza nawias prawnej ochrony — czytamy.
Działacz opowiada także, że doświadczył jak bardzo dużo nienawiści uczestnicy tzw. Strajku Kobiet okazywali wobec kościoła katolickiego i jego wyznawców.
W Olsztynie były to jedne z największych demonstracji od upadku komunizmu. Wraz ze środowiskami konserwatywnych katolików, kibicami Stomilu i ludźmi dobrej woli musieliśmy bronić olsztyńskiej katedry przed próbami jej zbezczeszczenia
— oznajmia.
Goran Andrijanić w artykule „Między wolnością a dobrem wspólnym” porusza kwestię tzw. segregacji covidowej. Wyjaśnia, jak rozpoczęła się dyskusja na ten temat:
Kiedy w maju br. w Sejmie zaczął pracę Parlamentarny Zespół ds. Sanitaryzmu, w internecie pojawiły się komentarze ludzi, którzy, jak napisali, „musieli wygooglować”, co oznacza to słowo. Przewodnicząca nowego zespołu poseł Anna Maria Siarkowska odpowiedziała im, publikując definicję tego terminu: „Sanitaryzm to doktryna polityczna, której założeniem jest podporządkowanie życia społecznego, politycznego, gospodarczego, religijnego, a nawet prywatnego walce z epidemią. W myśl tej doktryny, największym zagrożeniem dla człowieka jest właśnie epidemia”. Siarkowska wyjaśniła następnie, co ta „doktryna” jest gotowa zrobić w walce z epidemią i jak traktować niezaszczepionych: „Sanitaryzm dopuszcza segregację ludzi pod kątem zagrożenia epidemicznego oraz ograniczanie podstawowych praw człowieka i obywatela, uzasadniając to koniecznością powstrzymania epidemii” – tłumaczyła posłanka.
Autor wskazuje:
Jak to zwykle bywa w przypadkach polaryzacji stanowisk, mamy tu do czynienia z dwoma radykalnymi poglądami. Z jednej strony są tacy, którzy uważają, że walka z pandemią usprawiedliwia wszelkie ograniczenia wolności człowieka, aż do całkowitej segregacji. Dla nich stawka jest wysoka. Nie chodzi tu tylko o ludzkie zdrowie, ale także problem gospodarek, którym trudno będzie przetrwać kolejny lockdown. Dlatego wszystkie metody są dozwolone, nawet te, które dzielą ludzi na dwa obozy i niszczą poczucie wspólnoty. Z drugiej strony są tacy, którzy w zjawisku segregacji sanitarnej widzą jedynie cios w wolność. I to nie tylko taki, który jest niekonstytucyjny, lecz także taki, który, jak często twierdzą, jest całkowicie nieuzasadniony realną sytuacją […]. Jak tłumaczy filozof i publicysta Łukasz Kobeszko, ta wywołana pandemią polaryzacja wpasowała się w od dawna podzielone zachodnie demokracje.
W tygodniku także ciekawe komentarze bieżących wydarzeń pióra Krzysztofa Feusette’a, Doroty Łosiewicz, Bronisława Wildsteina, Andrzeja Rafała Potockiego, Marty Kaczyńskiej-Zielińskiej, Samuela Pereiry, Wojciecha Reszczyńskiego, Aleksandra Nalaskowskiego, Jana Pospieszalskiego, Jerzego Jachowicza czy Andrzeja Zybertowicza.
Więcej w najnowszym numerze „Sieci”, w sprzedaży od 8 listopada br., także w formie e-wydania – polecamy tę formę lektury, wystarczy kliknąć: http://www.wsieciprawdy.pl/e-wydanie.html.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl i oglądania ciekawych audycji telewizji wPolsce.pl.