Kryzys na granicy wpisuje się w szerszy plan Rosji
Kryzys wywołany przez reżim Alaksandra Łukaszenki na granicy polsko-białoruskiej jest częścią antyzachodniej strategii Kremla, by wywołać podziały między państwami i społeczeństwami państw NATO - pisze rzecznik ministra koordynatora służb specjalnych Stanisław Żaryn na portalu Military.com
„Choć jest to kryzys migracyjny zaplanowany i stworzony przez Łukaszenkę w ramach prób destabilizacji Polski i całej wschodniej flanki NATO i Unii Europejskiej, nie chodzi tu o migrację ani nawet o samego Łukaszenkę. Chodzi o antyzachodnią strategię Kremla” - ocenia Żaryn na łamach portalu zajmującego się obronnością. Według rzecznika jest to element „długoterminowego i długotrwałego planu”, by podzielić społeczeństwa i państwa Europy Środkowej i Wschodniej oraz podważyć jedność NATO i UE. „Kreml chciałby zobaczyć je sparaliżowane, podupadłe i zdyskredytowane” - dodaje.
Żaryn twierdzi, że białoruski dyktator „nawet nie ważyłby się” podjąć tak dużej operacji przeciwko Zachodowi bez wsparcia swojego „patrona” w Moskwie i to Moskwa jest głównym beneficjentem kryzysu, który jest przez nią wykorzystywany w wojnie informacyjnej. Według rzecznika odpowiedzialność Rosji jest od początku „bezsporna”.
Rzecznik ministra Kamińskiego twierdzi, że podobną funkcję odgrywa koncentracja rosyjskich wojsk przy granicy z Ukrainą. Jego zdaniem choć nie jest jasne, czy manewry te stanowią wstęp do kolejnej rosyjskiej napaści, pewnym jest, że jest to część „wojny informacyjnej i zastraszania” ze strony Kremla.
„Ich celem jest porzucenie przez Kijów euroatlantyckich aspiracji i zmuszenie Zachodu do zapomnienia o Ukrainie” - uważa Żaryn, wzywając, by Zachód nie dał się zaskoczyć przez działania Rosji jak w czasie pierwszej inwazji w 2014 r. „Rosja jest państwem wrogim wobec Zachodu” - podkreśla.
„Imperialna polityka Kremla wobec Zachodu i zwłaszcza NATO jest w rozkwicie. Od dłuższego czasu widmo rosyjskiej agresji ciążyło nad Europą Środkową i Wschodnią. Nic nie wskazuje, by wkrótce miało się to zmienić” - konkluduje autor.
PAP/ as/