Debata w Senacie o Odnawialnych Źródłach Energii
Przydomowa instalacja produkująca energię elektryczną na potrzeby gospodarstwa domowego, a nadwyżki sprzedawane firmie energetycznej to marzenie wielu właścicieli domu. Zamiast otrzymywać rachunki z informacją ile trzeba zapłacić za prąd, samemu wystawiałoby się rachunki za wyprodukowany prąd. Na dodatek idea ta jest zgodna z proekologicznymi rozwiązani wdrażanymi przez Unię Europejską. Niestety w Polsce ciągle brakuje ustawy która regulowałaby tzw. energetykę prosumencką. Grożą nam z tego tytułu nawet kary.
Energetyka rozproszona to rzadki przykład gdy pomysły europejskich urzędników nie oznaczają dla naszych kieszeni wzrostu wydatków, a umożliwiają ich obniżenie. Na dodatek jest to ciekawa alternatywa dla profesjonalnej energetyki, która w każdym ze swoich przejawów budzi jakieś kontrowersje - węglowa zatruwa środowisko, jądrowa wiąże się z bardzo wysokimi kosztami w razie ewentualnej awarii, wiatrowa i słoneczna na dużą skalę okazują się zagrożeniem dla zwierząt, a wodna niszczy naturalny ekosystem rzek. Dlatego małe przydomowe instalacje produkujące energię, mające znikomy wpływ na środowisko, stają się coraz popularniejsze w Europie Zachodniej. Teoretycznie mogłyby się rozwijać także w Polsce, bo zainteresowanie jest duże - zarówno wśród konsumentów jak i producentów oraz instytucji finansowych, ale urzędnicy opóźniają się z przygotowaniem przepisów dotyczących całego sektora Odnawialnych Źródeł Energii (OZE), w tym zasad które regulowałby finansowanie przydomowych instalacji, zasady odbioru energii przez firmy i standardy jakie musiałby one spełniać. Z powodów tego opóźnienia tłumaczył się w Senacie przedstawiciel Ministerstwa Gospodarki Jerzy Pietrewicz.
-- Ministerstwo Gospodarki intensywnie pracuje nad pełnym wdrożeniem regulacji unijnych w zakresie tak zwanego pakietu energetyczno-klimatycznego, w szczególności promowania energii ze źródeł odnawialnych – zapewniał sekretarz stanu w Ministerstwie Gospodarki. - W trakcie procedowania projektu założeń okazało się, że zmiany ustawy wykraczające poza transpozycję dyrektywy o OZE, takie jak kwestie związane z realizacją NCW czy zmianami mechanizmu wsparcia, opóźniają proces legislacyjny. Pomimo kilkukrotnego przesyłania projektu do rozpatrzenia przez Komitet Stały Rady Ministrów, na skutek licznych uwag nie został on przyjęty. Wyciągając lekcję z tego doświadczenia, Ministerstwo Gospodarki ostatecznie zdecydowało się na procedowanie projektu ustawy ograniczonego wyłącznie do zmian wynikających z przepisów dyrektywy 2009/28/WE i w tym zakresie opracowano projekt nowelizacji ustawy. (…)W listopadzie projekt ten został przyjęty przez Radę Ministrów, w ostatnim okresie pracował nad nim Sejm, a dzisiaj miałem przyjemność prezentować na tej sali rozwiązania zawarte w tym projekcie, a jutro Wysoki Senat będzie miał możliwość jego przyjęcia.
Problem w tym, że opóźnienie jest już kilkuletnie, a Komisja Europejska proponuje, żeby nałożyć z tego tytułu na Polskę karę w wysokości 133 tys. euro za każdy dzień spóźnienia. Na aspekt ten zwrócił uwagę w swoich pytaniach do Jerzego Pietrewicza senator Grzegorz Bierecki.
-- Komisja Europejska zaproponowała, aby Polska płaciła kary w wysokości 133 tysięcy euro dziennie. Mieliśmy wdrożyć tę dyrektywę do grudnia 2010 r. Jak pan minister szacuje ryzyko tych kar? – pytał senator. - Kto ponosi odpowiedzialność za opóźnienia i za potencjalne kary? To jest pierwsza kwestia, związana z pozwem do Trybunału Sprawiedliwości, który od niemal roku wisi nad naszymi głowami. Druga kwestia dotyczy pomocy publicznej dla polskiej energetyki. Komisja Europejska sprawdza, czy polskie koncerny energetyczne, w tym giełdowe, PGE, Tauron, Enea, Energa i PAK, nie otrzymują niedozwolonej pomocy publicznej. W grę wchodzi kilkanaście miliardów złotych, a sprawa dotyczy tak zwanego współspalania biomasy z węglem. Na ile pan szacuje ryzyko porażki w tej sprawie i jakie działania podjął rząd, aby w przyszłości uniknąć tego typu problemów? Trzecie pytanie dotyczy prosumentów. Jest to bardzo ważny problem, szczególnie dla gospodarstw rolnych. Drobni rolnicy mogliby zająć się produkcją energii na własne potrzeby, a także oddawać energię do sieci, a tym samym gospodarstwa rolne mogłyby uzyskiwać stabilne dochody. Na ile, według pana, zaproponowane przepisy ustawy o OZE ułatwią tworzenie takich gospodarstw?
Przedstawiciel ministerstwa nie poruszył kwestii odpowiedzialnych za opóźnienie, a jedynie wyraził nadzieję, że kara stanie się nieaktualna gdy tylko uda się wspomnianą ustawę wdrożyć. Takiej pewności nie miał odnośnie pomocy publicznej dla zakładów energetycznych.
-- Jest istotnie wielki problem pomocy publicznej, między innymi w przypadku polskiej energetyki. Zostały do nas skierowane określone pytania i jesteśmy na etapie przygotowywania odpowiedzi. Myślę, że jeśli chodzi o przeszłość, to programy wsparcia dotyczące energetyki były jednak elementem programów pomocowych notyfikowanych przez Unię Europejską, gdyby więc okazało się, że popełniliśmy błąd, to byłby to błąd wspólny, bo ktoś te programy akceptował po stronie unijnej. Zatem ryzyko istnieje, ale nie wydaje się, że ono jest duże w stosunku do przeszłości
-– tłumaczył sekretarz stanu.
Odpowiadając na ostatnie pytanie dotyczące ułatwień dla gospodarstw zainteresowanych tworzeniem własnych instalacji wytwarzających energię Jerzy Pietrewicz poruszył kwestię ceny. Prosumenci mają otrzymywać od zakładów energetycznych niższą cenę za dostarczaną do ogólnej sieci energię niż producenci profesjonalni, a to sprawia, że zwrot z takiej inwestycji jest szacowany na około 27 lat. Może się więc okazać, że instalacje takie będą budować jedynie pasjonaci energetyki lub ortodoksyjni ekolodzy. Przedstawiciel ministerstwa przekonywał jednak, że osoby chcące budować instalacje energetyczne będą objęte programem wsparcia finansowego.
-- (…) wsparcie będzie się opierało na programach, które zostaną, że tak powiem, podjęte – na to liczymy – przez narodowy fundusz i wojewódzkie fundusze ochrony środowiska… Również środki Unii Europejskiej będą w tym segmencie energetyki prosumenckiej… Na to są przewidziane określone fundusze – przywoływał z pamięci sekretarz stanu. - Fundusz przygotował program o wartości 600 milionów zł, który zawiera właśnie te elementy wsparcia, o które nam chodzi. Z jednej strony jest to wsparcie zwrotne z elementem wsparcia bezzwrotnego, w zależności od instalacji, na poziomie od 20 do 40%. Liczymy na to, że tym śladem pójdą również wojewódzkie fundusze ochrony środowiska i w związku z tym przekształci się to w taki wielki narodowy program rozwoju energetyki prosumenckiej, która w mojej ocenie rozwinie się niezależnie od tego, czy to będzie 1,0 czy 0,8 (ceny z rynku konkurencyjnego - red.).
Maciej Goniszewski