Chiny cierpią na "zespół Putina"
W nowym kierownictwie Komunistycznej Partii Chin (KPCh) znaleźli się sami konfidenci Xi Jinpinga. Żaden z nich raczej nie będzie skłonny powiedzieć przywódcy, jeśli popełni błąd – ocenił prof. Anthony Saich z Uniwersytetu Harvarda, określając to jako „zespół Putina”.
Na zakończonym niedawno XX krajowym zjeździe KPCh Xi zerwał z tradycją i pozostał u władzy co najmniej na kolejną pięcioletnią kadencję. W kluczowych komitetach otoczył się wyłącznie swoimi zaufanymi stronnikami. Eksperci oceniają to jako absolutną dominację Xi.
„Wiedzieliśmy, że Xi wyznaczy kierownictwo lojalne wobec siebie, ale taka totalna dominacja jest niespodziewana. To pokazuje, że nie ocenia innych grup wewnątrz kierownictwa jako znaczące dla jego planów, ani jako zagrożenia dla swojej pozycji” – ocenił Saich.
Ekspert podkreślił, że członkowie ścisłego kierownictwa nie zostali wybrani na podstawie ich doświadczenia, lecz ich bliskich związków z Xi. „Lojalność przyćmiła kompetencje. To może być problem, ponieważ Chiny mierzą się z poważnymi wyzwaniami po zjeździe” – zaznaczył. W tym kontekście wymienił konieczność ożywienia gospodarki, poradzenia sobie z pandemią Covid-19 i rosnącą presją ze strony USA.
„Charakter tego kierownictwa stworzy w Chinach zespół Putina. Zasadniczo wszystko będzie zależało od poglądów jednego człowieka i prawdopodobnie nie będzie nikogo wpływowego, kto będzie skłonny powiedzieć Xi, że jego polityka nie działa albo musi być zmieniona. Kto powie cesarzowi, że jest nagi?” - dodał ekspert.
Część komentatorów wiąże brak sprzeciwu wobec przywódcy w jego najbliższych kręgach z ryzykiem chińskiej inwazji na Tajwan, podobnie jak według niektórych analityków było z prezydentem Rosji Władimirem Putinem i jego agresją przeciwko Ukrainie. Prof. Steve’a Tsanga z londyńskiego Instytutu SOAS China ocenił, że zmiany w kierownictwie KPCh zdecydowanie zwiększają ryzyko siłowych działań wobec Tajwanu.
Obsadzając kluczowe komitety w partii i armii swoimi lojalistami Xi „upewnił się, że nikt nigdy mu się nie sprzeciwi”. „Ryzyko, że jeden człowiek dokona błędnej oceny i rozpocznie wojnę zawsze jest większe, niż że zrobi to grupa ludzi” – ocenił Tsang, cytowany przez dziennik „Guardian”.
Podczas zjazdu KPCh Xi zaostrzył retorykę wobec Tajwanu, nie wykluczając użycia siły przeciwko „separatystom” i „zewnętrznym ingerencjom” w sprawy wyspy. Podobnie jak w poprzednich wypowiedziach, określił „zjednoczenie ojczyzny” jako warunek konieczny do osiągnięcia „wielkiego odrodzenia narodu chińskiego”, co jest lansowanym przez niego celem, który ma zostać osiągnięty przed stuleciem ChRL w 2049 roku.
Zdaniem wielu ekspertów nie oznacza to, że Pekin zamierza w najbliższym czasie zaatakować. Victor Shih z Uniwersytetu Kalifornijskiego ocenił, że przy takim składzie najwyższego kierownictwa KPCh i Centralnej Komisji Wojskowej rozkazy Xi zostaną wypełnione, „jakkolwiek ekstremalne” by nie były. „Może to być decyzja o inwazji na Tajwan, (ale) oczywiście przygotowanie do czegoś nie oznacza, że to się wydarzy” – podkreślił Shih.
Ekspertka z amerykańskiego German Marshall Fund Bonnie Glaser przestrzegła przed wyciąganiem pochopnych wniosków z przemówienia Xi, w którym nie dopatrzyła się oznak „zwiększenia pilności” działań wobec Tajwanu. „Myślę, że ryzyko rośnie, ale sądzę, że Xi ma świadomość potencjalnie wysokich kosztów próby militarnego przejęcia Tajwanu i prawdopodobnie wie, że chińska Armia Ludowo-Wyzwoleńcza nie jest gotowa” - oceniła Glaser.
PAP/ as/