Bliski Wschód: To nie koniec wojny!
Choć Zachodni Brzeg bardzo różni się od Strefy Gazy, to sytuacja tam również nabrzmiewa i wiele wskazuje, że tam również może dojść do eksplozji podobnej do tego, co się dzieje w Strefie Gazy - mówi dr Ahron Bregman z Departamentu Studiów nad Wojną w King’s College London.
„Nikt w tej chwili nie przejmuje się Zachodnim Brzegiem, ponieważ wszystkie oczy zwrócone są na Strefę Gazy, a sytuacja na Zachodnim Brzegu jest jak garnek wrzącej wody z pokrywką wysuniętą zbyt daleko. Ludzie, którzy powinni trzymać pokrywkę na garnku, nie robią tego, więc stoimy w obliczu sytuacji, w której wszystko może po prostu eksplodować i będzie kolejna intifada” - uważa Bregman.
To wina Żydów?!
Wyjaśnia, że to żydowscy osadnicy w dużej mierze odpowiadają za narastające napięcie na Zachodnim Brzegu, bo wywołanie chaosu leży w ich interesie. „Wierzą, że jeśli dojdzie do chaosu, izraelskie wojsko potraktuje Zachodni Brzeg w ten sam sposób, jak traktuje Strefę Gazy. Dlatego dążą do sprowokowania sytuacji” - mówi.
Zwraca uwagę, że ponieważ regularna armia Izraela zaangażowana jest obecnie w konflikcie w Strefie Gazy, w przypadku jakiegokolwiek zaostrzenia sytuacji na Zachodnim Brzegu, wysłani zostaliby tam rezerwiści, a wielu rezerwistów to w rzeczywistości osadnicy z Zachodniego Brzegu, co tym bardziej stanowi wybuchową kombinację.
„Palestyńczycy na Zachodnim Brzegu są na skraju wybuchu, z jednej strony są prowokowani, z drugiej - oglądają straszne obrazy napływające ze Strefy Gazy. Zatem sytuacja jest tam bardzo, bardzo delikatna, ale nie ma nikogo, kto próbowałby powstrzymać ekstremistyczne siły prowokujące ją jeszcze mocniej. A jeśli Izrael nie zrobi tego teraz, na późniejszym etapie będzie to znacznie trudniejsze” - podkreśla.
Nowy front?
Jak mówi Bregman, otwieranie kolejnego frontu nie jest w interesie ani izraelskiej armii, ani premiera Benjamina Netanjahu, ale w jego rządze są politycy ze skrajnych partii, którzy właśnie do tego dążą. Wskazuje, że Netanjahu jest obecnie zbyt słaby politycznie, by się im przeciwstawić i jest bardziej skupiony na utrzymywaniu kruchej koalicji rządowej, by się nie rozpadła niż na dbaniu o to, by na Zachodnim Brzegu nie doszło do zaognienia sytuacji.
Ekspert zwraca uwagę, że napięcie na Zachodnim Brzegu narasta, choć to terytorium bardzo różni się - społecznie i ekonomicznie - od Strefy Gazy, a jego mieszkańcy mają znacznie mniej powodów do niezadowolenia. „Mieszkańcy Zachodniego Brzegu są znacznie zamożniejsi, ich terytorium jest większe, mogą się swobodnie poruszać, mają dostęp do Jordanii - to wszystko robi ogromną różnicę. Strefę Gazy można porównać do wielkiego więzienia. Jej mieszkańcy są stłoczeni, ubożsi, bardziej religijni - i w konsekwencji bardziej podatni na działania Hamasu” - mówi.
CZYTAJ TEŻ:
Ludzkość wpada w ewolucyjną pułapkę?
D. Tusk zapowiada koniec polskich mediów
„Pamiętajmy, że Hamas to nie tylko grupa terrorystów z rakietami, ale Hamas to także ruch społeczny, który zapewnia mieszkańcom Strefy Gazy służbę zdrowie, edukację i tym podobne sprawy, więc dlatego ma on mam większe poparcie niż na Zachodnim Brzegu. I tu, i tu żyją Palestyńczycy, ale to są bardzo różne style życia. Kiedy żyjesz w dużym więzieniu przez bardzo, bardzo długi czas, zachowujesz się inaczej niż wtedy, gdy mieszkasz na stosunkowo otwartej przestrzeni, takiej jak Zachodni Brzeg” - wyjaśnia Bregman.
Przekonuje, że jedynym sposobem, w jaki Izraelczycy mogą obalić czy wykorzenić Hamas, jest zaoferowanie Palestyńczykom lepszego pomysłu niż ten, który może im zaoferować Hamas. A jak wyjaśnia, sposobem na to jest doprowadzenie do sytuacji, w której na obu częściach palestyńskiego terytorium, czyli na Zachodnim Brzegu i w Strefie Gazy będą rządzić te same, bardziej umiarkowane siły.
Z Londynu Bartłomiej Niedziński
PAP/ as/