Po Trumpie wróci Bolsonaro? Demonstracja w Brazylii
Były prezydent Brazylii Jair Bolsonaro zgromadził w niedzielę tłumy swoich zwolenników na wielkiej demonstracji, która odbyła się na głównej alei stolicy gospodarczej kraju Sao Paulo.
Bolsonaro chciał w ten sposób zademonstrować poparcie, jakim cieszy się wśród skrajnej prawicy w sytuacji, gdy toczy się wobec niego kilka równoległych dochodzeń w związku z oskarżeniami o próbę dokonania zamachu stanu po przegranych wyborach, które odbyły się pod koniec 2022 roku. Ich zwycięzcą został lewicowy polityk Inacio Lula da Silva.
»» O bieżących wydarzeniach w gospodarce i finansach czytaj tutaj:*
Polski rekord eksportowy wszech czasów!
Ukraińcy w Polsce dominują - najnowsze dane
Zwołaną przez siebie demonstrację Bolsonaro nazwał „pokojowym zgromadzeniem na rzecz państwa prawa oraz naszej wolności, rodzin i przyszłości. W swym przemówieniu stanowczo zaprzeczył, jakoby zamierzał dokonać zamachu stanu, zaś dekret ustanawiający „stan nadzwyczajny” w Brazylii po przegranych wyborach, którego kopia została znaleziona przez policję podczas rewizji w domu byłego ministra sprawiedliwości Andersona Torresa, określił jako „kopię dokumentu zgodnego z Konstytucją”.
W oparciu o ten dokument byłemu prezydentowi Bolsonaro m.in. skonfiskowano paszport. Został on także oskarżony o przygotowanie projektu dekretu unieważniającego wyniki głosowania, o wywieranie nacisku na najwyższych dowódców wojskowych, aby poparli próbę zamachu stanu i wzięli udział w operacji mającej m.in. na celu „uciszenie” sędziów Najwyższego Trybunału Federalnego przez uwięzienie.
Brazylijski Trump
Zwolennicy Bolsonaro, populisty porównywanego często do Donalda Trumpa, 8 stycznia ub. roku, po ogłoszeniu wyników wyborów prezydenckich, wtargnęli tłumnie do Pałacu Prezydenckiego w stolicy kraju Brasilii, pustosząc częściowo jego wnętrze, a także do gmachów Najwyższego Trybunału Federalnego i do siedziby Kongresu. Tłum domagał się dokonania przez wojsko zamachu stanu.
Wszystko to działo się w tydzień po objęciu stanowiska prezydenta przez Lulę da Silvę.
Światowe agencje prasowe, komentując niedzielną demonstrację w Sao Paulo i pisząc o intencjach jej organizatorów podkreślają, iż miała ona pokazać światu, że Bolsonaro, który za rozpowszechnianie kłamstw o rezultatach wyborów prezydenckich otrzymał sądowy zakaz kandydowania w wyborach do roku 2030 i którego oczekuje jeszcze kilka innych dochodzeń sądowych, cieszy się wciąż w bardzo spolaryzowanej politycznie Brazylii znacznym poparciem.
„Nie jest politycznym trupem”
„Nie jest politycznym trupem, może rywalizować i być może uda mu się zapobiec niesprawiedliwości” – oświadczył deputowany Marco Feliciano, członek Partii Liberalnej, do której należy Bolsonaro.
„Brazylia pogrąży się w chaosie, gdyby były prezydent został aresztowany” – groził polityk.
Fabio Wajngarten, rzecznik rodziny Bolsonaro, powiedział dziennikarzom, że według jego oceny w demonstracji uczestniczyło 700 tys. osób, wśród nich gubernatorzy trzech brazylijskich stanów.
Gubernator stanu Sao Paolo Tarcisio de Freitas, który był ministrem infrastruktury w rządzie Bolsonaro (2019-2022) zapewniał przed demonstracją, że też będzie w niej uczestniczył.
„Były prezydent pragnie zademonstrować w Sao Paulo poparcie polityczne, na jakie może liczyć, chce uczestniczyć w życiu politycznym nawet jeśli zostanie aresztowany” - cytuje Reuters „źródło zbliżone do Bolsonaro”, które porównuje go z urzędującym prezydentem Lulą da Silvą.
Obecny szef państwa, lider lewicy, w latach 2018-2019 – zanim oskarżenia pod jego adresem umorzono w wyniku rewizji procesu - spędził w więzieniu 580 dni pod zarzutem udziału w korupcji za czasów swej pierwszej prezydentury.
PAP/ as/