TYLKO U NAS
Czy polityczna wojna wpłynie na finanse samorządów?
Definiowany przez lata nieoficjalnie podział Polski na tzw. Polskę „A”, „B” czy nawet „C” kategoryzował poszczególne rejony naszego kraju pod kątem rozwoju i zamożności. Choć w naszym kraju dużo mówi się o znaczeniu samodzielności jednostek samorządu terytorialnego, a temat jest szczególnie aktualny tuż po wyborach samorządowych, to gołym okiem widać, że przemożny wpływ na rozwój poszczególnych obszarów ma rząd centralny, który podejmuje decyzje o dystrybucji dotacji inwestycyjnych. To od rządu zatem zależy, czy polskie samorządy będą rozwijać się równomiernie, czy też wróci podział na regiony bogate i biedne.
Ta tendencja była szczególnie widoczna w latach 2007-2015, za czasów pierwszych rządów koalicji PO-PSL. Mapa intensywności realizacji inwestycji w Polsce pokryła się niemal z mapą preferencji wyborczych. Tam, gdzie wygrała Platforma powstawały nowe drogi ekspresowe i autostrady, a wschód Polski, uchodzący za bastion PiS-u pozostawał mocno niedoinwestowany.
Wszystko zmieniło się po przejęciu władzy przez partię Jarosława Kaczyńskiego, która nie dość, że zapoczątkowała budowę arterii komunikacyjnych Polski wschodniej - Via Carpatia i Via Baltica, to jednak nie szczędziła też środków z budżetu centralnego na takie projekty jak choćby kontynuacja budowy drogi ekspresowej S6 (łączącej Trójmiasto ze Szczecinem), czy też na budowę tunelu pod Świną w Świnoujściu. To też potężne inwestycje rozwojowe – Centralny Port Komunikacyjny, elektrownia jądrowa, czy rozbudowa portów. To inwestycje centralne o ogromnym znaczeniu dla społeczności lokalnych, dające miejsca pracy, ale też rozwojowy impuls.
Dwa miliardy na województwo
Dodatkowo gigantycznym wsparciem dla samorządu terytorialnego był wprowadzony w 2021 roku przez gabinet Mateusza Morawieckiego Rządowy Program Inwestycji Strategicznych, w ramach którego w ciągu ostatnich trzech lat wypłacono samorządom łącznie 99,2 miliarda złotych na realizację projektów, głównie z obszaru inwestycji drogowych, ale także budowy infrastruktury komunalnej, edukacyjnej czy sportowej. Program ten, który był jednym z elementów tzw. „Polskiego Ładu” był bardzo chwalony przez samorządowców, głównie z powodu znaczniej łatwiejszej obsługi biurokratycznej niż ma ona miejsce w przypadku starań o środki unijne.
Czytaj też: Samorządowcy o samorządzie tuż przed wyborami
W wywiadzie jakiego udzielił jeszcze przed wyborami samorządowymi „Gazecie Bankowej” wiceprezydent Otwocka Paweł Walo, mówił on tak: - Urzędnicy miejscy odpowiedzialni za pozyskiwanie pieniędzy z dotacji centralnych bardzo chwalą system rozliczeń w „Polskim Ładzie”, podkreślając prostotę jego obsługi, mówią wprost, że program jest „fajnie skonstruowany”, a środki łatwo dostępne i szybko przelewane. Oczywiście z nich też trzeba się rozliczyć i przedstawić końcowe sprawozdanie ale nie jest to tak skomplikowane jak w przypadku dotacji unijnych. Jest to także niewątpliwie ogromna zaleta tego programu – podkreślał Paweł Walo.
Jeśli podzielimy wspomniane 99,2 mld złotych przez trzy lata i przez liczbę województw da to nam nieco ponad 2 miliardy rocznego wsparcia z budżetu centralnego na każde województwo. To naprawdę imponująca kwota, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że Donald Tusk zapowiadał (i to z widoczną dumą), że jego rząd będzie wspierał każde województwo kwotą… 100 milionów złotych rocznie, czyli ledwie 1/20 tego, co województwa otrzymywały na inwestycje od rządu PiS.
Dodatkowym problemem jest fakt, że podmiotem odpowiedzialnym za obsługę dotacyjną Rządowego Programu Inwestycji Strategicznych był Bank Gospodarstwa Krajowego, który póki co od trzech miesięcy nie doczekał się powołania nowego prezesa po odwołaniu z tej funkcji Beaty Daszyńskiej-Muzyczka, która wcześniej kierowała pracami BGK. Czy rząd Tuska utrzyma Program Inwestycji Strategicznych czy też po odblokowaniu środków z KPO samorządy będą zmuszone sięgać po znacznie trudniej dostępne środki unijne?
- Mam obawy, czy nie dojdzie do likwidacji Programu Inwestycji Strategicznych, a jeśli tak się stanie, to czy zostanie on zastąpiony jakimś innym funduszem równie sprawnym i wartościowym. Jeśli zostałby on bowiem zlikwidowany i nie dostalibyśmy nic w zamian, to będzie to bardzo dużym zagrożeniem dla dalszego rozwoju samorządów – nie ukrywał Paweł Walo.
Bez dotacji centralnych inwestycje skarleją
Rzeczywiście system zasilania w środki budżetowe jednostek samorządu terytorialnego w Polsce jest tak skonstruowany, że bez centralnych dotacji (z budżetu państwa, o których decyduje Ministerstwo Finansów i środków europejskich – o których podziale decyduje Ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej) trudno planować realizację ambitnych i wysokokosztowych projektów infrastrukturalnych, a zwłaszcza w tych gminach i powiatach, które charakteryzuje mniejsze zaludnienia i mniejsza zamożność mieszkańców.
Czytaj też: „Gazeta Bankowa” liczy finanse samorządów
W trójstopniowym podziale jednostek samorządu terytorialnego (JST) w Polsce na gminy, powiaty i województwa gros dochodów własnych JST pochodzi bowiem z podatków lokalnych. I tak do gmin trafiają w całości dochody z podatków od nieruchomości, rolnych, leśnych, od środków transportowych, od osób fizycznych opłacanych w formie karty podatkowej, od spadków i darowizn i wreszcie od czynności cywilno-prawnych. Zarówno gminy, jak i powiaty oraz województwa otrzymują także część dochodów budżetu państwa pochodzących z podatków dochodowych (około 38 procent), zarówno od osób fizycznych, jak i prawnych. W tym punkcie warto przypomnieć, że samorządy rządzone przez włodarzy wywodzących się partii opozycyjnych w latach 2015-2023 głośno narzekały na fakt obniżania stawek podatków dochodowych dla Polaków, jakie wprowadzał PiS, upatrując w tym katastrofy finansowej dla swoich budżetów. Oczywiście do żadnej katastrofy nie doszło, bo budżet centralny rekompensował samorządom niższe wpływy z tytułu podatków dochodowych. Rekompensował dystrybuując dotacje do mniej zamożnych regionów.
Faktem jest, że zmiany podatkowe wpłynęły na dochody gmin, ale naprawdę nigdy nie będę robił nikomu zarzutu z tego, że obniżał podatki, czy zwolnił z nich młodych ludzi. Trudno naprawdę akurat o to mieć pretensje do partii, która rządziła przez poprzednie 8 lat w Polsce. Dodatkowo, nasze miasto otrzymało z budżetu centralnego rekompensatę za obniżkę podatków w wysokość 19 milionów złotych, która pokryła nasze „straty” wynikające z obniżki podatków. Trudno więc mi przychylić się do głosów, że akurat obniżanie podatków jest jakimś wyjątkowym problemem dla samorządów – mówił „Gazecie Bankowej” wiceprezydent Otwocka.
Powyższa struktura finansowa JST wyraźnie pokazuje, że o zamożności danego regionu Polski decyduje prosty fakt – jak wiele osób i jak bardzo majętnych mieszka w danych województwie, powiecie (wiejskim lub grodzkim – czyli mieście na prawie powiatu) czy gminie. Regiony biedniejsze, tak chętnie i z pogardą nazywane przez mieszkańców dużych miast Polską „B” lub „C” w tym modelu finansowania nie mają szans na rozwój bez przychylności władz centralnych, które powinny dbać o równomierny rozwój kraju bez względu na sympatie polityczne. Czy po tegorocznych wyborach samorządowych Polska pozostanie na kursie wspierania inwestycji w każdym regionie, czy też znów wrócić nieszczęsny model znany z lat 2007-2015, czas pokaże.
Obawą napawa fakt, że bez działań prorozwojowych, bez ważnych inwestycji choćby w infrastrukturą drogową, edukacyjną czy związaną z ochroną zdrowia trudno będzie myśleć władzom samorządowym o podniesieniu statusu materialnego swoich regionów. Przez ostatnie osiem lat nieco rzadziej można już było usłyszeć wypowiedzi pogardliwe etykietujące biedniejsze regiony Polski, bo nasz kraj naprawdę rozwijał się równomiernie. Oby tak zostało.
Bartosz Życiński
»» O bieżących wydarzeniach w gospodarce i finansach czytaj tutaj:
PIE: ceny energii wzrosną dwa razy po 15 proc.