Dyrektywa Tytoniowa: Czas ucieka, rząd milczy
Wielokrotnie na naszych łamach zajmowaliśmy się implementacją tzw. dyrektywy tytoniowej UE do prawa krajowego. Implementacją z którą odpowiedzialne za to Ministerstwo Zdrowia przez wiele miesięcy nie mogło sobie poradzić.
Gdy w ubiegłym roku kierowaliśmy do resortu zdrowia pytania w tej sprawie otrzymaliśmy zdawkową odpowiedź, którą streścić można słowami: „pracujemy nad tym”.
Po miesiącach oczekiwań i wielokrotnie zmienianych przez Ministerstwo Zdrowia terminach został opublikowany projekt ustawy wdrażającej Dyrektywę Tytoniową. Niestety przedstawiony projekt ustawy budzi poważne zastrzeżenia, bowiem nie wdraża kluczowych zapisów Dyrektywy, a równocześnie wprowadza dodatkowe regulacje nie wymagane przez UE. Wygląda to tak, jakby ktoś chciał utrudnić życie branży tytoniowej.
Zaraz, zaraz – powie ktoś – co mnie obchodzą firmy sprzedające ludziom truciznę jaką są papierosy?
Będzie miał rację, albowiem w tym przypadku nie o interes koncernów tytoniowych tu chodzi, lecz o los setek tysięcy Polaków pracujących wokół branży. W 2014 r. produkcja papierosów w Polsce wyniosła 155,7 mld sztuk i była o 3,5% większa niż rok wcześniej. Nasz kraj jest obecnie największym przetwórcą tytoniu w Unii Europejskiej oraz jednym z największych producentów tytoniu (w 2014 r. roczna produkcja według raportu Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej wyniosła oficjalnie 30,8 tys. ton) spośród wszystkich krajów członkowskich UE.
Branża zapewnia bezpośrednio i pośrednio ponad 500 tysięcy miejsc pracy. W Polsce uprawą tytoniu, według danych Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa (z 2013 r.) zajmuje się 8,7 tys. plantatorów, dając przy tym zatrudnienie łącznie dla blisko 60 tys. osób. Uprawa tytoniu jest rozmieszczona w 5 rejonach Polski: lubelsko–podkarpackim, świętokrzysko–małopolskim, kujawsko-pomorskim, mazurskim oraz dolnośląskim, a więc w większości charakteryzujących się wysokim strukturalnym poziomem bezrobocia.
Podstawą rejonizacji uprawy tytoniu są warunki glebowe i klimatyczne oraz zasobność tych okręgów w siłę roboczą. W przypadku Podlasia uprawa tytoniu zapewnia stabilne dochody przy niekorzystnej strukturze gospodarstw rolnych (są to w większości gospodarstwa niewielkie do 2 ha, operujące na słabszych jakościowo glebach), zapewniając tym samym rozwój ekonomiczny i społeczny.
Jak widać nie chodzi tu wcale o interes koncernów, więcej – Polacy mogliby zaprzestać palenia z dnia na dzień a i tak nasz kraj otrzymywałby liczne korzyści z upraw i stabilności tego rynku.
Potwierdza to Lech Ostrowski z Okręgowego Związku Plantatorów Tytoniu, który mówi: „Od dawna apelowaliśmy do polskiego rządu o przygotowanie projektu ustawy, tak aby cały sektor tytoniowy mógł przygotować się do tak poważnych zmian. Byliśmy wiele razy zapewniani przez przedstawicieli polskiego rządu, że przepisy będą gotowe wkrótce. Padały różne daty i cały czas przedłużano jego przedstawienie do konsultacji. W końcu projekt ustawy został oficjalnie pokazany, 14 miesięcy po uchwaleniu dyrektywy przez Unię Europejską! I co dostaliśmy? Projekt ustawy, proponuje nierealną (20 maja 2016) datę dla producentów, a to na pewno wpłynie na poziom zapotrzebowania na polski tytoń i nasze miejsca pracy.” I dodaje – „Projekt, jest niekompletny – bo nie ma w nim najważniejszych rzeczy, takich jak na przykład wygląd paczki papierosów. Te szczegóły są w dyrektywie. Taki niekompletny projekt jest bezużyteczny bo nie da się na jego podstawie zacząć przygotowań. A ten rok jest dla nas bardzo trudny. Nie ma dopłat unijnych, a krajowe zostały zredukowane. Rośnie szara strefa! Ministerstwo Zdrowia przygotowało zły projekt, a jego negatywne konsekwencje spadną na nas, sami zresztą o tym wiedzą, bo w projekcie jest napisane, że to „doprowadzi do likwidacji przede wszystkim mniejszych gospodarstw rolnych, pozbawiając tym samym źródła dochodu ponad 2 tys. rodzin. Piszą też , że należy liczyć się z ryzykiem delokalizacji, tj. przeniesienia działalności gospodarczej poza Polskę.” – co oznacza, ze fabryki wyniosą się za granicę, a my nie będziemy mieli z czego żyć. Prawda jest taka, że nas oszukano. Ten rząd się nami nie interesuje, nie obchodzi ich los rolnika z Polski Wschodniej!” A Ewa Kopacz? Choć zapewnia, że słucha, rozumie i pomaga to jednak jak dotąd pani premier nie uczyniła nic by rozwiązać tę sytuację.
Redakcja wGospodarce.pl wysyłała pytania w tej sprawie zarówno do premier Ewy Kopacz jak i wicepremiera Janusza Piechocińskiego. Efekt? Piechociński uznał, iż nie jest to sprawa jego resortu, zaś KPRM w ogóle nie udzieliła nam jakiejkolwiek odpowiedzi.
Być może ten apel do rządu sprawi, iż los setek tysięcy Polaków nie zostanie przypieczętowany?
Arkady Saulski