Informacje

W najnowszym numerze "wSieci Historii": Ile kosztował donos do SB?

Zespół wGospodarce

Zespół wGospodarce

Portal informacji i opinii o stanie gospodarki

  • Opublikowano: 18 maja 2016, 11:53

  • Powiększ tekst

Nagrodą dla agentów w PRL-u mogły być tylko pieniądze, ale także pomoc w otrzymaniu mieszkania czy pracy, przypomina Sebastian Ligarski w najnowszym numerze „wSieci Historii”.

I dodaje: - Autor poczytnych książek Marian Strużyński vel Marian Reniak za wydanie na śmierć kilkudziesięciu żołnierzy ugrupowań niepodległościowych otrzymywał stałą pensję i prezenty Dorobił się nawet Krzyża Kawalerskiego Orderu Odrodzenia Polski. TW „Górnik ” za wydanie bezpiece m.in. żołnierzy słynnego batalionu „Zośka ” otrzyma ł co najmniej 5 tys. zł.

Donoszenie na kolegów było w PRL-u bardzo intratnym biznesem: - Wspomniany wyżej Reniak wynagrodzenie pobierał tylko za czas denuncjowania Żołnierzy Wyklętych. Można rzec, że wyspecjalizował się w tym fachu. Wchodził w tajne struktury, rozpracowywał je nawiązując przyjaźnie z tymi, których za chwilę sprzedawał UB, i wydawał de facto na nich wyroki śmierci. Początkowo UB zwracał mu tylko poniesione koszty lub dostarczał nieobecne w tym czasie w Polsce lekarstwa, np. penicylinę. Następnie stał się jednym z „graczy” w sprawie kryptonim „Cezary” dotyczącej V Komendy WiN i został delegowany do Monachium, gdzie rozpracowywał Delegaturę Zagraniczną WiN (z sukcesami), za co został nagrodzony premią w wysokości 3 tys. zł. Dla porównania średnia pensja w kraju w tym czasie wynosiła ok. 600 zł – przypomina autor.

Agenci rzadko pracowali dla idei. Wykorzystywali fakt, że kapownictwo może okazać się dobrze płatnym zajęciem: - TW „Górnik”, czyli Adam Abramowicz, do Armii Krajowej wstąpił w styczniu 1943 r. Za swoją wojenną działalność został ukarany zesłaniem do kopalni węgla w rejonie Stalingradu na przełomie 1944/1945 r. Po powrocie do kraju we wrześniu 1945 r. nawiązał kontakt z towarzyszami broni ze Zgrupowania AK „Radosław” i w sierpniu 1947 r. został agentem bezpieki pod pseud. „Górnik”. Jak napisał w zobowiązaniu do współpracy z MBP: „Filantropem nie jestem: w zamian za swoją pracę chcę otrzymywać wynagrodzenie”. Jego kontakty z żołnierzami batalionu „Zośka” oraz innymi członkami AK okazały się bezcenne. Wynagrodzenie w postaci 5 tys. zł wypłacono mu co najmniej dwa razy, choć, jak wynikało z notatek funkcjonariuszy bezpieki, „był dobrze i często nagradzany”. Jedno z pokwitowań było związane z aresztowaniem Jana Rodowicza pseud. „Anoda” i innymi „zośkowcami”. „Górnik” szkodził do 1970 r. – przypomina autor.

Funkcjonowały też instrukcje dotyczące wynagradzania agentów: - „Nagrodą dla agentów mogą być nie tylko pieniądze, ale i zorganizowanie pomocy w otrzymaniu mieszkania, pracy itd. Jeżeli chodzi o wydzielanie nagród, to prac[ownik] oper[acyjny] powinien działać bardzo rozważnie i ostrożnie, nie każdy agent pracuje tylko dla pieniędzy i wynagrodzenia. Nie należy przyzwyczai [sic!] agenta do pracy tylko za pieniądze (…)” – czytamy. Więcej o płatnej historii donosicielstwa w PRL-u w najnowszym numerze tygodnika „wSieci Historii”, w sprzedaży od 19 maja br., także w formie e-wydania na http://www.wsieci.pl/e-wydanie-sieci-historii.html.

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych