„wSieci Historii”: Zbrodniczy sojusz
W 80. rocznicę wybuchu II wojny światowej „wSieci Historii” przypomina tamte wrześniowe wydarzenie, ale także pokazuje, jak ta wojna zmieniała świat. Nic już nie było takie samo, wszystkie reguły współżycia opartego na dotychczasowych normach zostały pogwałcone: sojusze i układy międzynarodowe, podpisane dokumenty, godność ludzka. Niemcy, a wtórowali im Sowieci, od samego początku wojny zabijali jeńców wojennych, mordowali ludność cywilną, wciągali swoją V kolumnę w uprawianie zbiorowego ludobójstwa… – pisze Jan Żaryn, redaktor naczelny magazynu.
W najnowszym wydaniu „wSieci Historii” spojrzenie na rok 1939 przez pryzmat książki Małgorzaty i Jana Żarynów „Rok 1939. Od beztroski do tragedii”, przygotowanej przez wydawnictwo Biały Kruk. Publikowane na łamach magazynu fragmenty dosadnie pokazują, że II wojna światowa to czas ogromnych i niepowetowanych strat dla wielu krajów i narodowości. Hitlerowcy postawili sobie za zadanie zniszczenie polskiej kultury, czego przejawem było palenie książek czy grabież dzieł sztuki.
Środowisko muzealników, konserwatorów, bibliotekarzy już od początku 1938 r. alarmowało opinię publiczną w sprawie konieczności zabezpieczenia dziedzictwa narodowego. Podejmowało także działania we własnym zakresie. Stanisław Lorentz, dyrektor Muzeum Narodowego w Warszawie, już w kwietniu polecił pracowni stolarskiej wykonanie specjalnych skrzyń do przechowywania i transportu dzieł sztuki. W drewniane kufry obite blachą cynkową pakowano zarówno eksponaty miejscowe, jak i artefakty z innych placówek. 25 sierpnia zaczęto pakowanie i znoszenie zabezpieczonych dzieł do podziemi. Wśród nich były także pochodzące z prywatnej kolekcji Raczyńskich z Rogalina, które Lorentz dołączył do zasobów muzealnych na prośbę właściciela. Podobnie, szukając dla swych zbiorów schronienia, postępowali posiadacze innych prywatnych kolekcji. Czartoryscy próbowali ukryć najcenniejsze dzieła swej kolekcji w pałacu w Sieniawie. Jednak ani „Damy z łasiczką” Leonarda da Vinci, ani „Krajobrazu z miłosiernym Samarytaninem” Rembrandta, ani „Portretu młodzieńca” Rafaela nie zdołali uchronić przed rabunkiem. Tarnowscy część zbiorów wywieźli do Muzeum Lubomirskich we Lwowie. Potoccy pozostawili swoje w łańcuckim zamku – piszą Żarynowie.
Piękne lato roku 1939 nie zapowiadało katastrofy. O tym, jak spędzali je ludzie w Polsce, przybliża książka Anny Lisieckiej „Wakacje 1939”, o której pisze Joanna Puchalska w artykule „Oni nie wiedzieli”.
Od 1922 r. można było dotrzeć pociągiem aż do Helu. Po Zatokach Gdańskiej i Puckiej pływano wpław, kajakami, rowerami wodnymi, motorówkami i na nartach wodnych. Przy plażach czekały nowoczesne letniska, lecz Kazimierz Wierzyński po latach wspominał z nostalgią tę tradycyjną holenderską zabudowę: „Bardzo lubiłem te domy z szelkami belek na zewnątrz”. Poeta bywał też w Jastrzębiej Górze, gdzie nocą „z daleka przelatywała powietrzem świetlista miotła latarni morskiej w Rozewiu”. Jednak w 1939 r. ze świeżo poślubioną żoną wybrał się do Juraty, gdzie przyjeżdżały gwiazdy filmu i rewii: Bodo, siostry Halama, Maria Bogda, Tola Mankiewiczówna, Tacjanna Wysocka. Tego roku zawitał Jan Kiepura z Martą Eggerth i 25 lipca wystąpił na placu Grunwaldzkim w Gdyni. Na koniec zaśpiewał „Rotę”, publiczność podchwyciła. Jak donosiła prasa, woda w Bałtyku miała 27 stopni, a temperatura na wydmach dochodziła do 53 stopni – czytamy w książce Anny Lisieckiej.
Barbara Stefańska w artykule „Z obozu wyszedł pochód cieni” pisze o tragedii, jaką zgotowały niemieckie oddziały mieszkańcom Warszawy. Przybliża losy Ireny Kalpas, która wraz z ciocią przemierza drogę ze stolicy do owianego grozą obozu w Ravensbruck. Kiedy kobiety trafiły na miejsce robót nadzorowały je esesmanki. Przy całej grozie sytuacji Irenie było ślicznej puderniczki z herbem Paryża. Auzjerka (nadzorczyni obozowa z SS) w szarym mundurze z krawacikiem i furażerką na głowie chwyciła ją jak cenną zdobycz i pokazywała innym. Po wojnie Irena nie znalazła w Paryżu takiej samej puderniczki. Irena szczególnie zapamiętała sposób w męczące apele i okropny wrzask niemieckich nadzorczyń. Ciągle krzyczały, nigdy nie mówiły. Człowiek marzył o chwili ciszy. Nieustanny ryk był metodą trzymania w upodleniu. Tego upodlenia i morderczej pracy nie wytrzymała ciocia Ireny. Julia Kuhnowa zginęła w komorze gazowej, po tym jak skierowano ją na blok tzw. strickerinek – kobiet schorowanych i w podeszłym wieku. Tak swój żywot zakończyła wdowa po ministrze komunikacji Alfonsie Kuhnie. Irena razem z matką trafiły do obozowej pracowni krawieckiej. Początkowo wskazali tylko na młodszą Polkę, ale Emilia Dobińska zaskoczyła esesmanów. – Zu alt skrzywił się esesman. – Nie, wcale nie jestem za stara – tłumaczyła energicznie po niemiecku, pokazując, że nie ma siwych włosów. – I szyję dużo lepiej niż córka! – No dobrze – machnął ręką. Od tego czasu wspólnie starały się wyrabiać narzucone normy. Musiały przetrwać głodowe racje żywnościowe, składające się z zupy na obierkach. Więźniarki zorientowały się, że jakieś substancje są dosypywane do posiłków, gdyż żadna z nich nie miała menstruacji. Zbigniew Izdebski w artykule „Anioły z Dywizjonu 307” przybliża losy bohaterskich polskich lotników, którzy wykazali się wybitnymi osiągnięciami podczas II wojny światowej. Piloci brali udział w bitwie o Atlantyk, operacji „Market Garden”, osłaniali inwazję na Niemcy, bronili Wysp Brytyjskich przed rakietami V1, osłaniali przed nalotami bombowymi Liverpool i Exeter. Ciekawostką jest fakt, że Dywizjon 307 był jedynym polskim dywizjonem myśliwskim przeznaczony do działań nocnych. Jednostka stacjonowała w północnej Anglii oraz Walii. Polacy z Dywizjonu 307 zdobyli olbrzymi szacunek mieszkańców miasta Exeter. Pomimo liczebnej przewagi Niemców, heroicznie bronili brytyjskiego wybrzeża w 1942 roku. W listopadzie tego właśnie roku, w Exeter wciągnięto na maszt biało-czerwoną flagę. Dowódca dywizjonu kapitan Jan Michałowski wygłosił przemówienie przed katedrą, a biskup Exeter pobłogosławił polską flagę. Dzielni piloci niszczyli również niemieckie maszyny mające zaminować Kanał Bristolski.
W artykule „Sowieckie naloty na Warszawę” Michał Gruszczyński opisuje sowieckie naloty w czasie II wojny światowej: Naloty sowieckie na Warszawę rozpoczęły się zaraz po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej w czerwcu 1941 r. Do pierwszego ataku doszło już 23 czerwca. Skuteczność tego nalotu, zwłaszcza pod względem celności, pozostawiała wiele do życzenia. Tak będzie też w przypadku kolejnych nalotów Sowietów na miasto. W wyniku pierwszego nalotu śmierć poniosły »34 osoby cywilne, ranionych zostało kilkadziesiąt. W domu na Focha zabito i raniono pewną ilość żołnierzy niemieckich«. Autor omawia również następne ataki wskazane w Biuletynie Informacyjnym. Kolejny atak, tym razem pojedynczego samolotu, nastąpił »13 XI [1941] około godz. 11 – nieznany samolot zrzucił na Warszawę około 8 bomb. Bomby […] były celne, gdyż część z nich uszkodziła główny tor kolejowy przy ul. Towarowej, ponadto rampę, tory boczne i budkę dróżnika. Niestety część pocisków padła w rejonie ulic Srebrnej i Miedzianej – uszkadzając trzy domy, zabijając około 50 ludzi i raniąc powyżej stu. W setce domów tej dzielnicy powypadały doszczętnie szyby«. Na zakończenie dodano: »Z nieszczęścia ludzkiego pośpieszyli skorzystać kanalie: w ciągu paru godzin cena szkła okiennego zwyżkowała parokrotnie«”.
Więcej we wrześniowo-październikowym numerze magazynu „wSieci Historii”, już w sprzedaży., dostępnym również w formie e-wydania na stronie internetowej http://www.wsieciprawdy.pl/e-wydanie-sieci-historii.html.
Zapraszamy też do subskrypcji magazynu w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl oraz oglądania audycji telewizji wPolsce.pl.