Zagraniczni inwestorzy wycofali się z Polski. Wrócą, gdy wyjaśni się sprawa frankowiczów i budżetu na 2017 r.
Mimo solidnych podstaw makroekonomicznych polskiej gospodarki zagraniczni inwestorzy wciąż nie chcą wrócić na nasz rynek. Zdaniem Rafała Beneckiego, głównego ekonomisty ING Banku Śląskiego, przyczyny tego stanu są dwie: widmo ustawy o przewalutowaniu kredytów frankowych i niepewność co do utrzymania w ryzach deficytu budżetowego w 2017 r.
– Na rynkach finansowych wciąż są spore obawy o to, jak będzie wyglądać ostateczny kształt ustawy frankowej. Konieczność przewalutowania dużej liczby walut w krótkim czasie to ryzyko, które wisi nad złotym i prawdopodobnie nie dowiemy się zbyt wielu szczegółów aż do przełomu czerwca i lipca, czyli do momentu kiedy pojawi się nowy prezes banku centralnego. Prawdopodobnie pojawi się również nowy projekt ze strony prezydenta – mówi agencji informacyjnej Newseria Inwestor Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku Śląskiego.
Kancelaria Prezydenta, która jest autorem projektu, pracuje obecnie nad jego zmianą. Wyniki prac zespołu ekspertów mają być znane na przełomie czerwca i lipca. 7 czerwca nastąpić ma ostatnie spotkanie tego gremium. Projekt wymaga zmian, gdyż koszt jego pierwotnej wersji został wyceniony przez NBP na 44 mld zł, a przez KNF – w zależności od scenariusza – na od 45 do nawet 100 mld zł. Tymczasem sektor bankowy w Polsce zarobił w ubiegłym roku 11,5 mld zł, a został już obciążony 5,5-mld podatkiem bankowym.
– W miarę neutralnym scenariuszem, jeżeli chodzi o ustawę frankową, byłby projekt zakładający ograniczony udział w tym projekcie do osób z problemami socjalnymi, które nie są w stanie podołać kosztom obsługi kredytów. To oznaczałoby, że skala przewalutowania byłaby również w miarę niewielka – tłumaczy Benecki. – Bardzo ważne są technikalia: to, żeby ewentualne przewalutowanie było rozłożone w czasie i żeby zdecydowanie odbyło się poza rynkiem walutowym. Również skala nie może być zbyt duża, aby uszczuplenie rezerw banku centralnego nie było znaczące. Scenariuszem bardziej optymistycznym jest poprzestanie na niewielkiej skali tego programu.
Przewalutowanie wszystkich kredytów frankowych oznaczałoby konieczność zakupu przez banki 30 mld franków lub euro. Na rynku zaowocowałoby to gwałtowną przeceną złotego. W razie zakupu od banku centralnego, jak zrobiono to na Węgrzech, nastąpiłoby uszczuplenie rezerw walutowych NBP o ok. jedną trzecią. Do tego gwałtowne przeprowadzenie całego procesu naraziłoby banki na destabilizację sytuacji płynnościowej.
– Drugi element, który istotnie waży na sytuacji na rynku obligacji, są oczekiwania na budżet w 2017 roku. To, co wiemy w tej chwili, to fakt, że jest on dosyć ciasno skrojony, nie ma zbyt wielu bezpieczników, które przygotowywałyby na ewentualne spowolnienie gospodarcze lub inne rzeczy obniżające dochody – opisuje drugie zagrożenie główny ekonomista ING Banku Śląskiego. – Jest pewien dwugłos: z jednej strony politycy gospodarczy mówią o tym, że celem rządu jest utrzymanie deficytu poniżej 3 proc. PKB, z drugiej strony słyszymy wciąż o bardzo kosztownych rozwiązaniach. Tak jak np. zapowiedzi obniżenia wieku emerytalnego w najbardziej kosztownej wersji już od początku 2017 roku.
Koszty cofnięcia wieku emerytalnego z obecnych 67 lat dla wszystkich zatrudnionych do 60 lat dla kobiet i 65 dla mężczyzn jeszcze w ubiegłym roku oszacowane zostały przez Kancelarię Prezydenta na 30 mld zł dla budżetu i 40 mld dla finansów publicznych w latach 2016–2019. Eksperci uważają jednak, że w tym roku ustawa nie wejdzie jeszcze w życie.
– Stąd posiadacze polskich obligacji, inwestorzy zagraniczni czekają na te dwie rzeczy, czyli na projekt ustawy frankowej i projekt budżetu na 2017 rok. Nie sprzedają ani nie kupują polskich obligacji i za bardzo nie ucieszyli się z decyzji Moody’s, która sprowadziła się wyłącznie do obniżki perspektywy – mówi Benecki.
(Newseria)
>> Czytaj również: Polski producent okien chce podbić amerykański i brytyjski rynek