Białorusini protestują przeciwko podatkowi od „darmozjadów”
Marsz "niedarmozjadów" 15 marca w Mińsku przejdzie trasą zaakceptowaną przez władze miejskie - poinformowali w poniedziałek opozycjoniści, organizatorzy kampanii "Nie jesteśmy darmozjadami", sprzeciwiający się podatkowi dla "pasożytów"
Biorąc pod uwagę nieuzasadnione, nielogiczne represje, podjęliśmy decyzję o przeprowadzeniu akcji, na którą władze wydały zgodę. Dzięki temu jej uczestnicy nie będą narażeni na represje, a także będzie mogła w niej wziąć udział maksymalnie duża liczba osób - powiedział przedstawiciel Białoruskiej Chrześcijańskiej Demokracji (BChD) Dzianis Sadouski cytowany przez Biełorusskije Nowosti.
Przedstawiciele opozycji, którzy znajdują się w gronie organizatorów kolejnego mińskiego protestu przeciwko dekretowi o pasożytnictwie, zapowiedzieli w poniedziałek podczas konferencji prasowej, że decyzja ta jest związana z "represjami władz przeciwko uczestnikom protestów ulicznych w różnych regionach Białorusi".
Od połowy lutego w różnych miastach regularnie dochodzi do protestów społecznych przeciwko dekretowi nr 3 o tzw. podatku dla "pasożytów". Od początku marca trwają zatrzymania opozycjonistów i aktywistów zaangażowanych w organizację tych protestów - na kary aresztu zostali m.in. skazani wszyscy liderzy centroprawicowej koalicji - Anatol Labiedźka (Zjednoczona Partia Obywatelska), Juryj Hubarewicz (Ruch O Wolność), Wital Rymaszeuski i Paweł Siewiaryniec (obaj są liderami BChD). Ponadto w niedzielę, po akcji protestu w Orszy, milicja zatrzymała w trakcie wykonywania obowiązków 19 dziennikarzy - podało niezależne Białoruskie Stowarzyszenie Dziennikarzy.
15 marca kolejny protest ma się odbyć w stolicy. Mińskie władze wydały zgodę na marsz 1000 osób od kina Oktiabr do placu Bangalore, czyli w miejscu oddalonym od ścisłego centrum miasta.
Grupa partii opozycyjnych, która składała wniosek o zgodę na marsz 30 stycznia, prosiła o wydzielenie właśnie takiej trasy. Po szeregu protestów, do których doszło na Białorusi w ostatnich tygodniach, opozycjoniści uznali, że władze powinny "dać ludziom możliwość zebrania się w centrum stolicy". Ostatecznie postanowili jednak zrezygnować z tego postulatu, by nie zaostrzać napięć.
PAP, MS