GW znowu straszy. Tym razem zieloną energią
Stwierdzając nieważność zawieranych pokątnie umów na zakup zielonych certyfikatów, Grupa Energa otworzyła furtkę, za którą czekają panika i dezinformacja. Wkrótce cała Polska miała zatrząść się ze strachu przed zemstą właścicieli farm wiatrowych. Bo gra, którą rozpoczęła Energa toczy się o miliardy złotych. Miliardy, które zostaną w Polsce albo – jak było dotychczas – wypłynął do zagranicznych koncernów.
Przypomnijmy, 11 września Energa SA poinformowała, że zarząd spółki zależnej podjął decyzję o zaprzestaniu realizacji umów i wszczęciu postępowań sądowych przeciwko firmom wytwarzającym energię elektryczną ze źródeł odnawialnych. Chodzi o szereg szkodliwych i kosztownych transakcji na zakup tzw. zielonych certyfikatów, a zatem energii pochodzącej z OZE. Umowy zakładały odbiór energii po stałych cenach, które potrafiły nawet dziesięciokrotnie przekraczać obecną wartość rynkową „zielonych certyfikatów”.
Więcej o tym, jak wyglądały polskie inwestycje w OZE: „Zielone certyfikaty to przekręt na miarę afery FOZZ”.
W każdym miesiącu realizacji tych zleceń polska spółka energetyczna, a tym samym skarb państwa, traciły nawet do 30 milionów złotych miesięcznie. 12 września informację o stwierdzeniu nieważności dokumentów potwierdził prezes Grupy Energa Daniel Obajtek podczas konferencji prasowej.
Ktoś odpowiada za te 22 umowy. Nie można stosować umów hazardowych. Dlaczego są zapisy które nie zabezpieczają w żaden sposób Grupy? Czy wyobrażacie sobie Państwo, że Grupa obraca miliardami bez żadnych zabezpieczeń? Uważamy, że te umowy zostały podpisane niezgodnie z prawem – argumentował podczas konferencji prasowej prezes Daniel Obajtek.
Obajtek uderzył w stół…
Obecny zarząd Grupy Energa, w odróżnieniu od poprzedników obsadzonych w pomorskiej spółce za czasów koalicji PO-PSL, nie zamierzał tolerować drenowania skarbu państwa przez szkodliwe dla Polski transakcje. Umowy przestały być realizowane, a podstawę do takiego ruchu dał wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego z 10 maja 2017 roku.
NSA uznał jedną ze spółek energetycznych (jak wynika z naszych informacji, wchodzącą w skład grupy Enea) za zamawiającego sektorowego, zobowiązanego do stosowania prawa zamówień publicznych. Umowy Energi zawierane były z pominięciem tego trybu, a zatem z dużą dowolnością i niewielką przejrzystością.
Więcej o umowach z farmami wiatrowymi: Energa walczy o odzyskanie 600 mln zł.
… Wyborcza się odezwała
Jednak lobby farm wiatrowych jest w Polsce niezwykle silne i było tylko kwestią czasu, aby zweryfikować, kto pierwszy zabierze głos w sprawie farm wiatrowych. Niespodzianek nie było. Na łamach Gazety Wyborczej 3 października ukazuje się tekst „Arbitraże warte miliony złotych”. W materiale Anna Ivanova przekonuje, że międzynarodowe firmy pospołu z kancelariami prawnymi wyruszają „na wojnę z państwem polskim”.
Co najmniej dwie największe kancelarie międzynarodowe, specjalizujące się w reprezentowaniu inwestorów w sporach z państwem polskim, już otrzymały zlecenia na przygotowanie notyfikacji sporów, czyli dokumentów zawiadamiających o wszczęciu sporów arbitrażowych – pisze w materiale Ivanova. – Roszczenia opiewają na setki milionów złotych i stanowią potężne zagrożenie dla budżetu państwa – dodaje dziennikarka GW, w sugestywny sposób ostrzegając przed „zadzieraniem” z wiatrowym lobby.
Strach GW ma wielkie oczy
Przytaczając możliwości prawne, jakie przysługują wiatrowym inwestorom, Wyborcza przywołuje m.in. BIT-y, czyli międzynarodowe umowy o ochronie i wspieraniu inwestycji. „Wielomiliardowy rachunek wystawiony w związku z działaniami ministerstw Gospodarki i Energii oraz podległych im przedsiębiorstw takich, jak kierowana przez Daniela Obajtka spółka Energa zapłacą ministerstwa Finansów i Rozwoju […]” – pisze Ivanova, jednoznacznie odwołując się do resortów kierowanych przez wicepremiera Mateusza Morawieckiego.
Sęk w tym, że ani Energa, ani Tauron który wcześniej zdecydował się porzucić współpracę z częścią farm wiatrowych, nie są jako spółki stroną BIT-ów. Nie ma zatem podstaw do siania paniki. Nie ma podstaw do dezinformacji i straszenia. A w tym ostatnim, GW posuwa się już naprawdę daleko…