Szołucha: Polska odda Rosji dochodową branżę
„Likwidacja branży futerkowej oznaczałaby większy popyt na nieekologiczne futra sztuczne, i na usługi utylizacyjne, które niosą ze sobą większe zanieczyszczenie środowiska” - mówi w wywiadzie dla wGospodarce.pl dr Marian Szołucha.
Arkady Saulski: Według ostatnich informacji zapewne zostanie wprowadzony zakaz hodowli zwierząt futerkowych. Zwolennicy rozwiązań przywołują argumenty moralne, przeciwnicy starają się udowodnić, iż ustawa jest z ekonomicznego punktu widzenia nieopłacalna. Kto ma rację?
Dr Marian Szołucha: Nie wyobrażam sobie, że w Sejmie, w którym po raz pierwszy nie ma lewicy, przejdzie najbardziej lewacki i antypolski pomysł, o jakim ostatnio słyszałem. Nie ma on nie tylko ekonomicznego uzasadnienia, ale też żadnego moralnego, zwłaszcza z chrześcijańskiej perspektywy. Choć i niewierzący powinni rozumieć, że jeśli zakażemy hodowli w cywilizowanych warunkach w Polsce, to przeniesie się ona do Rosji, Ukrainy czy Chin, gdzie zwierzęta będą miały się znacznie gorzej. Ponadto, likwidacja branży, o której mówimy, oznaczałaby większy popyt i na zgoła nieekologiczne futra sztuczne, i na usługi utylizacyjne, które niosą ze sobą większe zanieczyszczenie środowiska, a w Polsce oferowane są w dodatku głównie przez firmy niemieckie.
W wypadku wprowadzeniu zakazu z pewnością skorzystaliby na tym nasi sąsiedzi. Kto może być najbardziej prawdopodobnym kandydatem do przejęcia tego segmentu rynku? Niemcy mają dość restrykcyjne prawo ale mówi się, że hodowla przeniesie się na wschód, wzbogaci Rosję, Białoruś albo Ukrainę.
Tak będzie. Natura nie znosi próżni. Polska jest jednym z największych producentów skór zwierząt futerkowych na świecie. Nasza część globalnego rynku zostanie przejęta przez inne kraje. Przede wszystkim przez Rosję, która po embargu z 2014 roku rozwinęła u siebie na dużą skalę hodowlę drobiu, a naturalną tego konsekwencją jest z kolei budowa własnej branży futerkowej, bo tylko futerkowce karmione są paszą powstałą na bazie drobiowych odpadów.
Policzmy krótko - ile zarabia Polska gospodarka na hodowli tego typu zwierząt? Może nie są to kwoty o które warto walczyć i faktycznie wartości humanitarne będą to większe?
Eksport to ok. 2,5 mld zł rocznie. Wpływy do budżetu stanowią kilkaset milionów, czyli ok. 1-2 proc. całości tego, czym dysponuje państwo. Z ferm bezpośrednio żyje ponad 13 tys. polskich rodzin, pośrednio - 50-60 tys. Branża nie korzysta z dopłat unijnych i oparta jest na czystym rachunku ekonomicznym. W szeregu miejsc w Polsce stanowi jeden z fundamentów lokalnego rolnictwa. Kooperuje z bankami spółdzielczymi, firmami transportowymi, producentami drobiu i pasz czy przetwórcami ryb. Co do humanitaryzmu, to pełna zgoda. Kary za znęcanie się nad zwierzętami powinny być wysokie i odstraszające. Także, jeśli dopuszczają się tego hodowcy. Choć zdarza się to skrajnie rzadko, bo im samym najbardziej zależy, by zwierzęta były właściwie odżywione i przebywały w możliwie dobrych warunkach, ponieważ w innym wypadku ich futro byłoby złej jakości.
Najprawdopodobniej rząd nowe prawo przyjmie. Co wtedy stanie się z przedstawicielami branży? Nastąpi przekwalifikowanie czy może bankructwa?
Cały projekt nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt zawiera wiele cennych pomysłów zmian, ale sprawa zakazu to jest czysta dywersja, którą uskutecznia bardzo wąska grupa ludzi, na czele z Nowoczesną, częścią Platformy Obywatelskiej, ale i niestety posłem Czabańskim. Szczerze mówiąc, trudno mi sobie wyobrazić, by za takimi działaniami stała wyłącznie ideologia. Dlatego procedowanie tego konkretnego zapisu powinno zostać otoczone ścisłą osłoną antykorupcyjną, a nawet kontrwywiadowczą.
Rozmawiał Arkady Saulski.
Dr Marian Szołucha: Wykładowca w Akademii Finansów i Biznesu Vistula, członek Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego i New York Academy of Sciences.