Informacje

autor: www.sxc.hu
autor: www.sxc.hu

Prof. Szołucha: Polska ma pozostać krajem bezwolnym

Arkady Saulski

Arkady Saulski

dziennikarz Gazety Bankowej, członek zespołu redakcyjnego wGospodarce.pl, w 2019 roku otrzymał Nagrodę im. Władysława Grabskiego przyznawaną przez Narodowy Bank Polski najlepszym dziennikarzom ekonomicznym w kraju

  • Opublikowano: 27 września 2017, 07:07

  • 11
  • Powiększ tekst

Odnoszę nieodparte wrażenie, że część organizacji mieniących się ekologicznymi służy za jedno z narzędzi, które naszą dynamikę spowolnić i nie pozwolić polskiej gospodarce na pełną emancypację - mówi w wywiadzie dla wGospodarce.pl Prof. Marian Szołucha, wykładowca Akademii Finansów i Biznesu Vistula, członek Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego i New York Academy of Sciences.

Arkady Saulski: Właśnie mamy do czynienia z bezprecedensowym wyrokiem - pewien polski przedsiębiorca, specjalizujący się w hodowli norek wygrał z niemieckimi ekologami, którzy kilka lat temu zdewastowali jego fermę. Proces trwał wiele lat ale jednak wyrok wydaje się rewolucyjny - co dalej? Jest szansa na to, że organizacje ekologiczne w takich wypadkach będą ponosić odpowiedzialność?

Prof. Marian Szołucha: Rzeczywiście mamy przełom. Władza, tym razem sądownicza, nie padła na kolana przed „ekologami”, do tego z zagranicy. Mam nadzieję, że to początek pozytywnego trendu i niedługo całe państwo będzie stało mocno w obronie rodzimego przedsiębiorcy. Polska jest ostatnio atakowana z różnych stron, ponieważ - pod względem gospodarczym - rośniemy w siłę w tempie, które dla wielu jest ogromnym zaskoczeniem. Odnoszę nieodparte wrażenie, że część organizacji mieniących się ekologicznymi służy za jedno z narzędzi, które ma tę naszą dynamikę spowolnić i nie pozwolić polskiej gospodarce na pełną emancypację. Proszę zwrócić uwagę - atakowane są te polskie branże, które radzą na rynkach zagranicznych najlepiej. Tak jest na przykład od jakiegoś czasu z naszymi transportowcami, a od niedawna z rolnictwem. Znana firma konsultingowa, we współpracy z Federacją Związków Producentów Rolnych, obliczyła, że koszty związane z pokonywaniem barier pozataryfowych przez polskich rolników-eksporterów wynoszą 4% całkowitej wartości tego, co wysyłają oni za granicę. Wśród najbardziej uciążliwych tego rodzaju narzędzi nowoczesnej wojny handlowej, jakie stosują wobec nas inne kraje, na drugim miejscu wymieniono kampanie prasowe o negatywnym wydźwięku, czyli po prostu czarny PR, dokładnie taki, z jakim mierzy się dziś polska branża hodowli zwierząt futerkowych. Inne to podwyższona częstotliwość kontroli sanitarnych, konieczność wieloletniego przechowywania dokumentów związanych z transakcją czy wymóg posiadania dodatkowych certyfikatów.

Działalność organizacji ekologicznych budzi mnóstwo kontrowersji. Obok zasadnych inicjatyw pojawiają się też takie, które wywołują opór. W jaki sposób poprowadzić dialog z tego typu organizacjami? Jest to w ogóle możliwe?

Musimy oddzielić organizacje autentycznie dbające o środowisko i prawa zwierząt od tych, które jedynie posługując się tymi hasłami, realnie szkodzą naszemu państwu i gospodarce. Wśród tych drugich można wyodrębnić trzy główne kategorie. Są to przede wszystkim organizacje finansowane z zagranicy i stanowiące de facto narzędzie realizacji obcych interesów. Następnie takie, których kierownictwo w działalności pseudoekologicznej widzi sposób intratnego zarobkowania, niekoniecznie legalnego. Mówię o zjawiskach tzw. ekoszantażu i ekoharaczu, z którym zetknęło się wielu inwestorów i wiele firm budowlanych. Na końcu mamy organizacje i ludzi owładniętych lewacką ideologią, zmierzającą do wywrócenia chrześcijańskiej hierarchii wartości, w tym humanizacji zwierząt i dehumanizacji ludzi. Jedna twarda dana, by nie być gołosłownym - jak wynika z informacji przedstawionych podczas III Kongresu Mieszkaniowego, który odbył się we Wrocławiu w październiku ubiegłego roku, ok. 50% deweloperów przyznało w anonimowej ankiecie, że przynajmniej raz uległo procederowi zapłaty ekoharaczu.

Pytam, bowiem polskie Ministerstwo Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej ma spory problem z tego typu organizacjami, przy okazji programu użeglownienia rzek. Zacytuję wypowiedź Przemysława Dacy z MGMiŻŚ: „Organizacje ekologiczne nie przedstawiły ministerstwu żadnych dokumentów ani rzetelnych badań które mogłyby stanowić podstawę merytorycznej dyskusji. Można wnioskować, że plany resortu są poddawane pobieżnym i wybiórczym analizom, których efekty są zamieszczane w środkach masowego przekazu.”

Wracamy do mojej odpowiedzi na Pana pierwsze pytanie. Polska - zgodnie z zamysłem elit w kilku ważnych stolicach na świecie - ma pozostać krajem bezwolnym, co najwyżej średnio rozwiniętym, a i to dzięki pomocy z zewnątrz. Mamy być terytorium tranzytowym, rezerwuarem siły roboczej, podwykonawcą. Bez własnego kapitału, własnych marek, własnej sieci dystrybucji za granicą itd. A tu Polacy zaczynają ekspandować, bogacić się, budować infrastrukturę nie tylko tę na linii wschód-zachód, służącą transportowi z Rosji do Niemiec i odwrotnie, ale także . Wybijamy się na prawdziwą niezależność. Dzięki zarabianym pieniądzom i mądrej polityce państwa, choćby energetycznej. To się wielu nie podoba. Musimy być gotowi na ataki, mieć świadomość ich prawdziwego charakteru i potrafić je odeprzeć. Jeśli będziemy twardzi i solidarni, damy radę.

Kontrowersje wzbudza też sprawa Puszczy Białowieskiej. Owszem, nie sposób nie wskazać na pewne błędy komunikacyjne po stronie Ministerstwa Środowiska ale mam wrażenie, że także i tutaj temperatura sporu osiągnęła niebotyczne poziomy.

Nie znam się na leśnictwie ani dendrologii, ale jednostronność przekazu w mediach niechętnych Ministerstwu Środowiska jest porażająca. To klasyczny przykład manipulacji, bo na światło dzienne wychodzi coraz więcej faktów świadczących, że prof. Szyszko ma rację. Poza tym, strona protestująca, zamiast prowadzić rzeczową dyskusję, ucieka się do fizycznej agresji. W lipcu napaść na leśnika w Giżycku. W sierpniu pobicie ks. Tomasza Duszkiewicza. Taki sposób działania jest niestety charakterystyczny dla organizacji, o których rozmawiamy. Mało argumentów, dużo zamieszania, gra na emocjach i wykorzystywanie kilku, zawsze tych samych gazet i stacji telewizyjnych czy radiowych.

Jak w takim razie rozmawiać z organizacjami ekologicznymi? Czy jest szansa na porozumienie na wzór brazylijski, gdzie organizacje ekologiczne są obecne przy całym procesie inwestycyjnym, przez co dialog ma charakter bardzo racjonalny, biznesowy?

Sądzę, że państwo powinno bacznie przyjrzeć się metodom i skutkom działań pseudoekologów. To punkt wyjścia do normalizacji sytuacji. Należałoby też rozważyć zmiany w prawie, zakładające obowiązek posiadania rad naukowych, ubezpieczenia OC czy polskich liderów i źródeł finansowania przez organizacje chcące tak głęboko ingerować w naszą rzeczywistość.

Gdyby miał Pan zaproponować jakąś platformę dialogu, nowe otwarcie na linii inwestorzy - rząd - organizacje ekologiczne to jakby wyglądała taka przestrzeń?

Mamy instytucje konsultacji: publicznych w procesie legislacyjnym i społecznych w procesie inwestycyjnym. Mamy stosunkowo przyjazne i liberalne przepisy regulujące funkcjonowanie organizacji pozarządowych - kilkunastostronicowe Prawo o stowarzyszeniach i dosłownie kilkustronicową ustawę o fundacjach. Naprawdę nie widzę potrzeby konstruowania jakichś szczególnych rozwiązań zawierających przywileje dla organizacji ekologicznych. Czy te, którą niosą pomoc chorym dzieciom albo dbają o naszą pamięć historyczną są w czymś gorsze?

Wracając do przedsiębiorcy, który wygrał z ekologami - wciąż „na tapecie” w UE jest kwestia polskich ferm norek. Na razie o tej sprawie cicho ale można być pewnym, że temat wróci. Ma Pan swoje podejrzenia kiedy? I jakie polski rząd zajmie w tej sprawie stanowisko?

Polscy hodowcy zwierząt futerkowych ciężką pracą zdobyli sobie drugą pozycję w Europie i trzecią na świecie. Co jeszcze ciekawsze, jest to branża w 98 proc. kontrolowana przez narodowy kapitał. W dodatku rozwija się bez unijnych dotacji. Nic dziwnego, że zagranica chciałaby ją zniszczyć i doprowadzić do wrogiego przejęcia naszej części globalnego rynku. W warunkach funkcjonowania w Unii Europejskiej nie da się tego jednak zrobić w prosty sposób, na przykład za pomocą ceł. Dlatego stosowane są czarny PR i lobbing, m.in. za pośrednictwem pseudoekologów. Nie wiem, kiedy temat wróci, ale stawiam dolary przeciw orzechom, że tak się stanie. Polski rząd musi być wtedy twardy. Tu chodzi nie tylko o jedną branżę zatrudniającą kilkanaście tysięcy osób, ale też o jej kooperantów - hodowców drobiu, przetwórców rybnych, banki spółdzielcze itd. Wreszcie, chodzi o zasady.

Rozmawiał Arkady Saulski.

Powiązane tematy

Komentarze