Wzorcowy powrót znanej marki
„Wolfenstein: The New Order” był wspaniałym przykładem na to jak dawniej popularna marka po latach kryzysu wraca w glorii i chwale pokazując konkurencji jak wyglądać powinna współczesna strzelanka. Czy druga część utrzymuje poziom? Tak ale pewne decyzje konstrukcyjne budzą wątpliwości.
Podstawy należy nakreślić krótko - „Wolfenstein II” to sequel gry z 2014 roku, która odbudowała reputację marki „Wolfenstein”. Tytuł był zresztą w pewnym sensie poligonem doświadczalnym dla twórców. Pamiętajmy, że mimo zasług historycznych przed trzema laty marka Wolfenstein nie była już popularna i mało kto też domagał się jej powrotu. Twórcy więc realnie eksperymentowali na żywym, gamingowym organizmie i niewiele też ryzykowali w wypadku porażki. Jednak gra okazała się znakomita. Opowieść o walce z nazistami w wykonaniu Wolfensteina zawsze była wzbogacona o elementy nadprzyrodzone, tutaj sięgnięto dalej prezentując alternatywną historię w której Niemcy wygrywają wojnę i narzucają swoją wolę całemu światu. Fabuła była z jednej strony poważna, z drugiej absurdalna - okrucieństwo nazistów było ukazane namacalnie i poza jedną sekwencją (mimo wszystko uważam, iż umieszczenie akcji gry pośród koszmaru obozu koncentracyjnego było nie na miejscu, przynajmniej jeśli chodzi o zawieranie takiego wątku w zwykłej strzelance) nie przekraczało znośnej granicy. Z drugiej strony mroczna rzeczywistość pełna była smoliście czarnego ale jednak - humoru! Nie wspominając już o rozgrywce, przebudowaniu klasycznego modelu strzelania czy powrotu do korzeni w postaci podnoszenia elementów pancerza czy apteczek.
Teraz jesteśmy przy drugiej części. Część rzeczy pozostawiono bez zmian, część poprawiono ale też część decyzji, przyznajmy, jest chybiona. BJ Blazkowicz tym razem udaje się do opanowanego przez nazistów USA i chce wyzwolić kraj z władzy Niemców. Jak tego dokonamy? Wypełniając misje, mordując nazistowskich dowódców, skradając się i strzelając. Wszystko w bardzo klimatycznym, kojarzącym się z estetyką „Fallouta 4” środowisku. Zacznijmy więc od rzeczy, które działają i są dobre, tak będzie łatwiej. Przede wszystkim model strzelania - jest wspaniały. Broń ma właściwego kopa a ogień zmienia się w zależności od tego jak zmodyfikujemy broń (co jest banalnie proste, wystarczy wejść w jedno menu). Co więcej strzelaniu sprzyja genialny model obrażeń. Chyba od dawna nie było tytułu, w którym tak mocno odczuwalibyśmy fakt, że przeciwnik oberwał posłaną ku niemu kulę. Obrażenia jakie możemy zadać przeciwnikom są brutalne ale nie przekraczają granic okrucieństwa, które przekraczał „Doom”. Owszem, jest bardzo brutalnie i wciąż jest „Wolfenstein II” tytułem dla odbiorców pełnoletnich ale też nie ma tu tego absurdalnego sadyzmu z „Doom”. Strzelanie jest więc szalenie satysfakcjonujące, co więcej wymaga od nas ciągłych zmian taktyki. Czasem można rozegrać daną potyczkę taktycznie, kryjąc się za osłonami i oskrzydlając wroga jednak gdy do walki włączą się przeciwnicy opancerzeni (mogący wywabić nas z ukrycia) nadejdzie czas na przyspieszenie, ciągły ruch i uniki. Postać porusza się szybko stąd walka jest płynna. I choć walki nie są łatwe to sprawiają masę satysfakcji, gdyby oceniać tylko ten aspekt rozgrywki to naprawdę mamy do czynienia z najlepszą strzelanką od wielu, wielu lat! Graficznie także jest wspaniale. Środowiska w których się poruszamy imponują, poziom detalu jest tu niesamowity. Podobnie w wypadku modeli postaci - od wielu lat na rynku nie było tak szczegółowych bohaterów. Plastycznie „Wolfenstein II” zapiera po prostu dech. To naprawdę jedna z najładniej wyglądających gier ostatnich lat.
Ale czas przejść do wad. celowo powyżej nie wspomniałem o muzyce. A to dlatego, że zwyczajnie mi się ona nie podoba. Jakieś syntetyczne dźwięki, dość agresywnie atakujące uszy podczas niektórych walk - kompletnie psuje to nastrój. Tutaj naprawdę lepiej działałyby jakieś klasyczne rozwiązania. Niejednokrotnie kusiło mnie by wyłączyć muzykę podczas co bardziej wyczerpujących sekwencji. Muzyka wtedy tylko irytowała zamiast budować napięcie. Drugą kwestią są sekwencje kiedy musimy się skradać - wypadają one niestety fatalnie. Nie ma tu co prawda rozwiązań z zakresu instant fale ale i tak zasady kiedy przeciwnik nas zauważa a kiedy nie są bardzo niejasne. Zwykle musimy w trakcie takich sekwencji zlikwidować jednego lub dwóch dowódców. Jeśli ktoś zorientuje się, że jesteśmy w pobliżu alarm będzie przyciągał kolejnych przeciwników tak długo aż zlikwidujemy oficerów. Jednak o ile system ten działał w poprzedniej części dzięki rozległości map na których toczyła się gra (mieliśmy możliwość planowania podejść, były różne drogi dostępu do celu) o tyle tutaj irytuje - poruszamy się zwykle w wąskich korytarzach, wykrycie nas to tylko kwestia czasu. Czasem lepiej opłaca się po prostu przebiegnięcie całej sekwencji, szybka eliminacja oficerów a potem opanowanie sytuacji z pozostałymi przeciwnikami.
Inną kwestią są przerywniki filmowe. Słowo daję, twórcy pozazdrościli Hideo Kojimie i postanowili iść na rekord jeśli chodzi o ilość i długość przerywników. Co więcej twórcy próbują, jako genialną, sprzedać nam fabułę cokolwiek banalną i nieciekawą. Spędzamy długi czas na oglądaniu filmików po to by wyłapać kontekst sytuacji ale z czasem obecność długich przerywników zwyczajnie męczy - chcemy wrócić do akcji, relacje tych bohaterów, ich motywacje i cele kompletnie nas nie interesują. Misja jest jasna, pokonać nazistów. Tymczasem gra dosłownie (naprawdę, dosłownie!) w każdym filmiku przypomina nam, iż naziści są źli. Kochani twórcy - pochodzę z Polski - wiem, że naziści są źli. Mało tego, sądzę, że nawet mieszkańcy państw, które w swojej historii nie padły ofiarą nazistowskiej agresji to wiedzą. Dajcie mi akcję, nie muszę co chwilę być zapewnianym, że pociągam za spust w słusznej sprawie! Idealnie mój stosunek do sprawy oddaje sekwencja z gry „Doom”, kiedy to bohater podchodzi do ekranu na którym zaczyna się wyświetlać jakiś opis fabuły i coś w rodzaju odprawy. Ale zamiast wysłuchać narracji do końca nasza postać po prostu uderza w monitor, łapie broń i rusza walczyć z potworami. Tak właśnie się czułem podczas filmików w „Wolfensteinie II”. Niestety nie mogłem uderzyć w telewizor.
Należy więc sobie odpowiedzieć na podstawowe pytanie - czy mimo dość wyraźnych wad jest „Wolfenstein II” grą dobrą? Odpowiedź brzmi - tak! Ale byłaby jeszcze lepsza, gdyby naprawić jedną, dwie rzeczy. Tu nie chodzi o to, że wymienione przeze mnie wady są poważne. Chodzi o to, że przy znakomitej rozgrywce są one po prostu strasznie irytujące! Mimo to uważam, że „Wolfenstein II” jest znakomitą strzelanką. Kampania jest długa (choć mam wrażenie, że chwilami jest ona sztucznie przedłużona przez wspomniane już filmiki), strzelanie szalenie satysfakcjonujące a rozgrywka porywa. Dobrze, że dawne marki takie jak Wolfenstein, Doom czy Quake wracają w wielkim stylu. Co dalej? Mam nadzieję, na wielki powrót gry „Hexen”, także znajdującej się wśród tytułów należących do Id Software. Strzelanina tym razem utrzymana w mrocznej konwencji fantasy byłaby okazją do kolejnego popisu twórców. Na razie jednak mamy „Wolfensteina II”, z którym czekają nas długie godziny świetnej zabawy.
Wolfenstein II: The New Colossus
producent: Machine Games
wydawca: Bethesda
wydawca PL: Cenega
Wymagania sprzętowe:
Minimalne:
Intel Core i7-3770 3.4 GHz/AMD FX-8350 3.0 GHz, 8 GB RAM, karta grafiki 4 GB GeForce GTX 770/4 GB Radeon R9 290 lub lepsza, 55 GB HDD, Windows 7/8/10 64-bit
Zalecane:
Intel Core i7 4770 3.4 GHz/AMD FX-9370 4.4 GHz, 16 GB RAM, karta grafiki 6 GB GeForce GTX 1060/4 GB Radeon RX 470 lub lepsza, 55 GB HDD, Windows 7/8/10 64-bit