Informacje

OZE odżywa. Ale nie jest bez wad

Rafał Zaza

  • Opublikowano: 31 grudnia 2017, 13:26

    Aktualizacja: 31 grudnia 2017, 13:26

  • Powiększ tekst

Ogromny program wsparcia producentów „zielonej energii” w postaci 40 mld zł w ciągu najbliższych lat, zamyka usta tym krytykom, którzy próbują jeszcze udowodniać, że rząd porzucił dla węgla wsparcie dla ekologicznego wytwarzania energii.

Po perturbacjach związanych z branżą wiatrową, zmianach ustawy o OZE, nadchodzi czas nie tylko na stabilizację, ale i rozwój. Państwo polskie będzie przyznawać dotacje producentom w postaci organizowanych aukcji. Dwie pierwsze miały miejsce już w grudniu 2016 r., a kolejna w czerwcu 2017 roku. Program obejmuje organizowanie aukcji coraz częściej już od 2018 r. – aż do 30 czerwca 2021 roku. Małe instalacje o mocy produkcyjnej do 500 kW będą mogły korzystać z taryf gwarantowanych. Te o większej niż 500 kW mogą liczyć na premię dopłacaną do rynkowej ceny energii elektrycznej. Premia będzie należeć się w sytuacji, gdy przyszła cena rynkowa energii elektrycznej będzie niższa od zaoferowanej na aukcji. Ma to zabezpieczyć producentów „zielonej energii” przed stratami, zapewniając im chociaż minimalną rentowność prowadzonych inwestycji.

Wykorzystywanie odnawialnych źródeł energii bez wątpienia przyczynia się do zmniejszenia szkodliwych oddziaływań energetyki na środowisko naturalne, głównie poprzez redukcję emisji szkodliwych substancji, zwłaszcza gazów cieplarnianych. Rzadziej jednak mówi się o ciemniejszej stronie OZE. Na ogół wiemy, że elektrownie fotowoltaiczne, jak i wiatrowe czy nawet samochody elektryczne, mają nie tylko zwiększać bezpieczeństwo energetyczne kraju poprzez rozproszenie źródeł pozyskiwania energii, ale i sprzyjać ochronie środowiska naturalnego. Mają też być opłacalne. Niestety, do wytwarzania na większą skalę „zielonej energii” – szczególnie w krajach azjatyckich, głównie w Chinach, zatrudnia się setki tysięcy nisko opłacanych robotników (których oczekiwania płacowe ciągle rosną). Poza tym zarówno sama produkcja jak i utylizacja instalacji „eko”, a nawet coraz modniejszych aut elektrycznych, przyczyniają się do degradacji środowiska naturalnego.

Przy produkcji urządzeń umożliwiających przyjazne dla środowiska obniżenie zużycia energii elektrycznej, a także produkcji samochodów elektrycznych, używa się pierwiastków tzw. ciężkich z grupy REE - metali ziem rzadkich (Terb, Itr, Dysproz, Europ i Neodym).  „Szacuje się, że wytworzenie 1 tony REE wiąże się z wykreowaniem 200 tys. litrów toksycznych wód kwasowych. Aby zaspokoić szacowane zapotrzebowanie na turbiny wiatrowe do 2030 roku, ponad 80 mld litrów trującej wody dostanie się do ekosystemu”  – wynika z analizy przygotowanej przez portal Energetyka.24. Ubocznym produktem wytwarzania ciężkich REE jest też radioaktywny tor czy uran, z którymi trzeba coś sensownego zrobić.

Rynek produkcji metali ziem rzadkich zdominowały Chiny, które niejako już tradycyjnie (obok USA) nie przejmują się nadmiernie problemem degradacji środowiska naturalnego. Świadczy o tym choćby ich niechętny stosunek do paryskiego porozumienia klimatycznego z 2016 r., chociaż ostatecznie zadeklarowały jego respektowanie. Czy jednak szczerze? Za to w tym roku wypowiedział je pod koniec maja 2017 r. Donald Trump. Fakty są takie, że kopalnie szkodliwych pierwiastków rzadkich REE „ciężkich” dewastują w Chinach pola ryżowe i zatruwają rzeki, zmuszając całe masy ludzi do migracji po kraju. Kopalnie są także obwiniane za kilkunastokrotny wzrost zachorowań nowotworowych. Jest i aspekt czysto biznesowy tego problemu - rzadkie występowanie tych pierwiastków oraz proces wydobywania ich z rud metali jest czasochłonny i coraz droższy, a wolny rynek obrotu nimi - niewielki i mało płynny. Do 2010 r. Chiny dostarczały 95 proc. światowego wydobycia metali rzadkich przy posiadaniu ok. 30 proc. światowych zasobów. Dopiero w drugiej połowie 2010 r. USA i Australia zwiększyły ich wydobycie, redukując monopol Chin do 85 procent.

„Zielona energia” – wbrew pozorom - nie musi być zawsze przyjazna dla środowiska naturalnego, a przy obecnych uwarunkowaniach i technologiach wcale nie jest tak tania, jak ją malują. Bezwzględne uzależnienie od OZE energetyki kraju byłoby takim samym błędem, jak uzależnienie jej tylko od węgla. Dlatego najrozsądniejsze są działania na rzecz tworzenia tzw. miksu energetycznego, dywersyfikującego źródła pozyskanej energii. Nie tylko ograniczyłoby to degradację środowiska naturalnego zwiększając bezpieczeństwo energetyczne kraju, ale także pozwoliłoby zachować rynkową równowagę cen, tak ważną dla końcowych odbiorców, czyli konsumentów. W tym miksie energetycznym coraz większą rolę będą odgrywały gaz ziemny i energetyka jądrowa, także OZE, przy utrzymaniu, na razie, prymatu węgla. Taki zdaje się być kierunek działań obecnego rządu.

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych