Polski rząd nadal walczy o pracowników delegowanych
Rozwiązania zawarte w dyrektywie o pracownikach delegowanych nie są dla nas korzystne. Nasze stanowisko w tej sprawie będzie konsekwentne, będziemy przeciw tym rozwiązaniom - powiedział wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej Stanisław Szwed
Państwa członkowskie i PE porozumiały się we wtorek w sprawie dyrektywy o pracownikach delegowanych. Ograniczenie okresu delegowania ustalono na 12 miesięcy z możliwością wystąpienia o dodatkowe sześć miesięcy w określonych przypadkach. Po tym czasie pracownik delegowany zostanie objęty prawem pracy kraju przyjmującego. Porozumienie było negocjowane w imieniu krajów członkowskich przez bułgarską prezydencję w UE i musi jeszcze zostać formalnie zaakceptowane przez kraje UE w ramach Rady UE.
Te rozwiązania nie są dla nas korzystne, ale ostatecznej decyzji w tej sprawie nie ma. Nasze stanowisko będzie konsekwentne - będziemy przeciw tym rozwiązaniom. Na dzisiaj nie mamy możliwości, w ostatecznym głosowaniu, zablokowania wejścia w życie tej dyrektywy - ocenił Szwed podczas konferencji prasowej.
Zwrócił uwagę, że prace nad dyrektywą powoli dobiegają końca.
Udało się zmienić kwestie dotyczące podwykonawców. Ale ponownie wrócił temat w kwestiach związanych z kosztami delegowania, tutaj też jest problem. Zgodziliśmy się wspólnie na kwestie związane z minimalnymi wynagrodzeniami w państwach, do których pracownicy są delegowani - mówił. Dodał, że ws. dyrektywy więcej będzie wiadomo po 11 kwietnia.
Wiceminister negatywnie ocenił rozwiązania dyrektywy dotyczące układów zbiorowych. Chodzi o możliwość stosowania przez państwa członkowskie, wobec firm delegujących pracowników, układów zbiorowych w danym regionie czy sektorze. W ramach układów zbiorowych przedstawiciele lokalnych pracodawców i pracowników mogą zapisać wyższą kwotę wynagrodzenia lub inny czas pracy, niż przewidziano w ogólnokrajowym prawie. Dodatkowo pracodawcy będą zobowiązani do wypłacenia swoim pracownikom nie tylko stawek minimalnych, ale także wszelkich dodatków i bonusów, jakie otrzymują pracownicy lokalni. Zdaniem Szweda, wprowadzenie takich rozwiązań może spowodować problemy wśród polskich pracodawców.
Szwed przypomniał, że na początku negocjacji udało się zablokować procedowanie zmian dyrektywy - dzięki uruchomieniu procedury „żółtej kartki”. Zaznaczył, że stanowisko polskiego rządu nie zmieni się w te sprawie.
Nowa dyrektywa będzie niekorzystna dla polskich firm. Z tego powodu w październiku ubiegłego roku na posiedzeniu Rady UE polski rząd wypowiedział się przeciw tym zapisom. Ostatecznie dokumentu nie poparły też Węgry, Litwa i Łotwa, a od głosu wstrzymały się Wielka Brytania, Irlandia i Chorwacja. Szefowa MRPiPS Elżbieta Rafalska mówiła wtedy, że w negocjacjach między państwami członkowskimi Polsce nie udało się osiągnąć kompromisu w oczekiwanym przez siebie wymiarze.
PE proponował dłuższy niż Rada UE, bo 24-miesięczny okres delegowania, co dawałoby szanse na rozwiązania lepsze z punktu widzenia polskich firm. Nie udało się go jednak przeforsować w trakcie negocjacji z reprezentującą kraje UE bułgarską prezydencją.
Porozumienie zakłada również, że przepisy zmienionej dyrektywy będą miały zastosowanie do sektora transportu po wejściu w życie regulacji sektorowych, ujętych w tzw. pakiecie mobilności. Prace nad tym pakietem nowych przepisów, dotyczących sektora drogowego, trwają w Brukseli. Polska chciała, by dyrektywa nie odnosiła się bezpośrednio do transportu. Jest on w naszym kraju bardzo silny, a nowe przepisy uderzą w polskie firmy tego sektora, które bardzo dobrze radzą sobie na europejskim rynku.
Państwa członkowskie będą miały dwa lata na włączenie nowej dyrektywy do prawa krajowego.
SzSz (PAP)