Europa zaczyna bać się Nord Stream 2
Nastój dotyczący gazociągu Nord Stream 2 zaczął się w Europie zmieniać i to jest dobry sygnał - ocenił w piątek szef komisji przemysłu, badań i energii Parlamentu Europejskiego prof. Jerzy Buzek.
Podczas spotkania z dziennikarzami odniósł się on do czwartkowej decyzji Parlamentu Europejskiego, który postanowił rozpocząć negocjacje z krajami członkowskimi nad ostatecznym kształtem dyrektywy gazowej, która jest wymierzona w Nord Stream 2.
W środę przedstawiciele skrajnych grup politycznych w PE - Zjednoczonej Lewicy Europejskiej-Nordyckiej Zielonej Lewicy oraz Europy Narodów i Wolności - zażądali głosowania całej izby nad przyjętym wcześniej w komisji przemysłu stanowiskiem dotyczącym nowelizacji dyrektywy gazowej. Była to próba spowolnienia prac w tej sprawie. Wniosek w sprawie głosowania całej izby jednak wycofano, co oznacza, że stanowisko komisji przemysłu jest oficjalnym stanowiskiem PE i teraz europarlament pod przewodnictwem sprawozdawcy projektu Jerzego Buzka (EPL, PO) może rozpocząć negocjacje z krajami członkowskimi w ramach Rady UE.
To jest dobry sygnał. Powoli udaje się przekonać europosłów do stosowania europejskiego prawa w przypadku Nord Stream 2. Nie mam wątpliwości, że wpłynęły na to również nastroje, które - moim zdaniem - zaczęły się zmieniać po głosowaniu w KE miesiąc temu i po oświadczeniu kanclerz (Niemiec) Angeli Merkel, która przyznała, że ten gazociąg ma również znaczenie polityczne. Wpłynęło na to również oświadczenie francuskiego prezydenta Emmanuela Macrona” - powiedział.
We wtorek podczas debaty w PE w Strasburgu Macron powiedział, że „w pełni rozumie obawy dotyczące (projektu budowy - PAP) Nord Stream 2”. „Kanclerz Niemiec Angela Merkel sama kilka dni temu otwarcie je wyraziła i powiedziała, że ten temat jest niezwykle delikatny i drażliwy, gdyż chodzi w nim o naszą zbiorową suwerenność energetyczną wobec Rosji” - powiedział prezydent Francji. Niedawno podczas spotkania z ukraińskim prezydentem Petro Poroszenko szefowa niemieckiego rządu powiedziała, że projekt Nord Stream 2 nie jest „czysto ekonomiczny”.
To zmiana w dotychczasowym stanowisku Berlina, który podzielał rosyjską narrację, że projekt, w którym partnerami rosyjskiego Gazpromu są austriacki OMV, niemiecki BASF-Wintershall i Uniper (wydzielona z E.On), francuska firma Engie i brytyjsko-holenderska Royal Dutch Shell - ma charakter wyłącznie ekonomiczny.
Komisja Europejska przedstawiła propozycje nowelizacji dyrektywy gazowej w listopadzie 2017 roku. Regulacja ma jednoznacznie wskazać, że podmorskie części gazociągów na terytorium UE podlegają przepisom trzeciego pakietu energetycznego. Jeśli takie prawo byłoby faktycznie przyjęte, mogłoby zagrozić opłacalności projektu Nord Stream 2.
Nord Stream 2 to projekt liczącej 1200 km dwunitkowej magistrali gazowej z Rosji do Niemiec przez Morze Bałtyckie. Gazociąg ma być gotowy do końca 2019 roku, gdyż po tym roku Rosja zamierza przestać przesyłać gaz rurociągami biegnącymi przez terytorium Ukrainy. Polska, kraje Bałtyckie oraz Ukraina sprzeciwiają się inwestycji.
Jak mówił w piątek Buzek dyrektywa gazowa nie jest wymierzona konkretnie w gazociąg Nord Stream 2 - to przepisy, które mają wprowadzić jasne i czytelne zasady dotyczące zasad użytkowania i cen za użytkowanie gazociągu.
To tak jak np. z chińskimi zabawkami, które na terytorium UE muszą spełniać określone standardy (…), tymczasem w przypadku gazociągów morskich, które wprowadzają do UE gaz z państw trzecich, te standardy nie były stosowane” - mówił.
W jego opinii przekonanie kolejnych państw do poparcia dyrektywy było ciężką pracą. Jak mówił, poparcie dla dyrektywy wyraża Wielka Brytania, Irlandia, kraje bałtyckie, Słowacja, udało się przekonać Francuzów, za pracami nad dyrektywa opowiedzieli się - po trudnych rozmowach we własnym kraju - Holendrzy. Bardzo pomocne jest ożywienie krajów skandynawskich; Duńczyków i Szwedów, ale i Finów - mówił Buzek. Problem jest - ze sprawującą prezydencję - Bułgarią, która obawia się, że przepisy dyrektywy gazowej mogą zagrozić projektowi hubu gazowego, który ma powstać w okolicach Warny. Buzek powiedział, że chce podjąć rozmowy z bułgarskim premierem i przekonać go, że tak się nie stanie.
Przyjęcie przez europarlament mandatu jest konieczne do dalszych rozmów z państwami członkowskimi reprezentowanymi w Radzie UE. Prowadzone przez bułgarską prezydencję rozmowy ze stolicami w tej sprawie idą jednak powoli i nie jest pewne, czy w tym półroczu uda się przyjąć stanowisko Rady UE. (PAP)