GAZETA BANKOWA: W oczekiwaniu na krach
W Rosji w latach 2013–2015 sanacja banków zagrożonych bankructwem kosztowała 53 mld dol. Mimo tego system bankowy Rosji dalej nie jest w stanie poradzić sobie z ciężarem złych kredytów. Wsparcie państwa jest niezbędne - pisze w „Gazecie Bankowej” Marek Budzisz.
Perspektywy, przed którymi stanął rosyjski sektor bankowy, też nie są różowe. Realizowana marża (tzw. wskaźnik NIM) nie rośnie, a w dłuższej kilkuletniej perspektywie, co najwyżej, podlegał będzie stagnacji i to na niskim poziomie. W pierwszej dziesiątce rosyjskich banków komercyjnych (za wyjątkiem Sbierbanku, który jest tu wyjątkiem) kształtuje się on na poziomie lekko powyżej 3 proc. Tylko w 2017 r. skoczył do 3,8 proc., ale analitycy prognozują, że w tym roku spadnie znów w okolice 3 proc. A to oznacza, że system bankowy o własnych siłach nie będzie w stanie poradzić sobie z ciężarem złych kredytów i podołać wyzwaniu, jakim jest odbudowa kapitałów własnych. Wsparcie państwa jest niezbędne. Ale już obecnie udział instytucji państwowych lub kontrolowanych przez państwowe podmioty w całym systemie wynosił w 2017 r. 63 proc.; jak się ocenia w tym roku wskaźnik ten wzrośnie do 70 proc. i będzie jednym z najwyższych w całej rosyjskiej gospodarce (np. silnie zetatyzowany sektor wydobycia węglowodorów w 66 proc. jest w rękach państwa).
W efekcie polityki upaństwawiania sektora oraz koncentracji kapitałów w rękach kilku największych podmiotów (już dziś 56 proc. akcji kredytowej koncentruje się w największych państwowych bankach) nastąpią zasadnicze zmiany na rosyjskim rynku. Małym podmiotom, którym już dzisiaj trudno o dostęp do kredytów będzie jeszcze trudniej, ale pieniądze na finansowanie wielkich, mających polityczne poparcie projektów infrastrukturalnych, takich jak te, o których pisał analityk Fek, zawsze się znajdą.
W wymiarze makroekonomicznym, na co też zwracają uwagę eksperci, taka koncentracja kontroli nad systemem bankowym daje tylko złudzenie stabilności systemu. Oczywiście można uczynić go znacznie mniej przejrzystym, co rosyjski rząd już robi ograniczając, a właściwie zmniejszając zakres obowiązków informacyjnych. To oczywisty element ochrony przed zachodnimi sankcjami. Dodatkowo rosyjski rząd i Bank Rosji chcą mieć możliwość wykonywania szybkich niekonwencjonalnych posunięć, które z normalnymi praktykami bankowymi niewiele mają wspólnego. Takich jak choćby przeprowadzone pod koniec maja refinansowanie całego (ponad 1,2 mld dol.) długu, jaki miał w zachodnich instytucjach finansowych, objęty sankcjami koncern Renowa, oligarchy Wakselberga. A przy okazji unika się takich kłopotliwych sytuacji, jak wydane na początku roku oświadczenie kierownictwa Alfa Banku (kontrolowanego przez oligarchę Fridmana), że firma wycofuje się z finansowania rosyjskiego sektora obronnego, z obawy przed sankcjami.
Z politycznego punktu widzenia, zwracają na to uwagę właściwie wszyscy „kremlinolodzy”, osłabienie prywatnych (czytaj kontrolowanych przez oligarchów) instytucji finansowych, firm wydobywczych, hut czy generalnie konglomeratów przemysłowych jest okazją do wzrostu znaczenia struktur państwa. Czyli miejsce starych oligarchów, których fortuny pochodzą jeszcze z czasów jelcynowskich, zajmują nowi oligarchowie, wywodzący się głównie z resortów siłowych, a posługujący się formalnie państwowymi instytucjami.
Ale tego rodzaju „sterowność” systemu ma też swoje złe strony, bo czyni go znacznie bardziej wrażliwym na negatywne impulsy zewnętrzne. I te obawy pomagają zrozumieć politykę rosyjskiego rządu, który zwiększone dochody związane z wyższą ceną węglowodorów gromadzi w funduszu rezerwowym, nie pożytkując na pobudzenie wzrostu gospodarczego. Te pieniądze mogą i będą potrzebne, kiedy w efekcie „szoku zewnętrznego” trzeba będzie ratować cały rosyjski system bankowy. A co może być takim impulsem? Na przykład oczekiwane przez wielu ekspertów załamanie się kursu rubla. Kiedy? Dokładną datę trudno określić, ale jak przestrzegają akademicy z Rosyjskiej Akademii Nauk, w tamtejszej gospodarce w ostatnich dwóch latach wystąpił zaskakujący paradoks: wraz ze wzrostem ceny baryłki ropy naftowej, rubel nie umacnia się, jak to zawsze wcześniej bywało, ale kiedy węglowodory zaczynają na giełdach tanieć, rubel gwałtownie traci wartość. Pozostaje tylko czekać na przecenę.
Marek Budzisz, publicysta, biznesmen, znawca Rosji
Pełny tekst o rosyjskim sektorze bankowym oraz więcej informacji i komentarzy o światowej i polskiej gospodarce i sektorze finansowym znajdziesz w bieżącym wydaniu „Gazety Bankowej” - do kupienia w kioskach i salonach prasowych
„Gazeta Bankowa” dostępna jest także jako e-wydanie, także na iOS i Android – szczegóły na http://www.gb.pl/e-wydanie-gb.html