W tygodniku ,,Sieci”: Psychiatrzy i tykające bomby
Szpitale psychiatryczne pękają w szwach, pacjenci leżą na korytarzach. A jednak musi się znaleźć miejsce dla takich jak Stefan W. Więźniów, którzy wychodzą z zakładu karnego i są jak tykająca bomba, która w końcu wybuchnie – pisze na łamach tygodnika „Sieci” Maja Narbutt.
Dziennikarka omawia problematykę kierowania do szpitali psychiatrycznych osadzonych, u których stwierdza się zaburzenia i choroby psychiczne. Zauważa, że Stefan W., zabójca prezydenta Adamowicza, zdobył ponurą sławę, na której mu zależało. Wiele wskazuje na to, że zostanie zapamiętany nawet bardziej, niż się spodziewał. Morderstwo, które popełnił, zmieni polskie prawo.
Autorka opisuje, że każdy więzień, u którego rozpozna się zaburzenie psychiczne, kończąc odbywanie kary, nie zniknie bez śladu, z receptą, której nie chce nawet zrealizować. Będzie zdiagnozowany. Sprawdzone zostanie ryzyko, jakie niesie jego pobyt poza murami więzienia. I albo trafi do zakładu psychiatrycznego, albo będzie się musiał leczyć na wolności. Nowe rozwiązania prawne konsultują psychiatrzy. Mają świadomość, że wkraczają na grząski grunt, jak zwykle gdy trzeba znaleźć kompromis między wolnością osobistą a usprawiedliwionym przymusem.
Narbutt cytuje słowa prof. Bartosza Łozy, kierownika Kliniki Psychiatrii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego: – Jesteśmy w tym względzie zacofani, świat już dawno dojrzał do podobnych uregulowań. U nas ciągle nie ma rozwiązań systemowych. Czasami też włącza się myślenie gospodarskie: zastanawianie się, ile taka prewencja będzie kosztować, czy nas na to stać. To niewłaściwe pytanie, bo jaka jest cena życia ludzkiego?.
Autorka wskazuje też, jakie działania wobec osadzonych mogą być wprowadzone: Ministerstwo Zdrowia proponuje teraz, by więźniowie, u których w trakcie odbywania kary ujawniły się zaburzenia psychiczne, czyli tacy jak Stefan W., poddawani byli przy wyjściu z zakładu karnego tzw. diagnozie SAPROF. Opracowany w holenderskiej klinice system bierze pod uwagę 17 czynników, które mogą mieć wpływ na dalsze losy badanej osoby, począwszy od inteligencji, poziomu empatii, radzenia sobie ze stresem, a skończywszy na przyjmowaniu leków i sytuacji rodzinnej. Bardzo różni się to od systemu ocen więźnia przyjętego w zakładach karnych, gdzie więzienna mimikra, równe składanie koca na pryczy i potulne wypełnianie poleceń strażników mylone są z resocjalizacją. […] inaczej ma się traktować tych, u których istnieje wysokie ryzyko, że mogą być niebezpieczni dla siebie i innych, a inaczej tych, u których to ryzyko określane jest jako bardzo wysokie. Ci pierwsi mają być, na wniosek dyrektora zakładu karnego i za zgodą sądu opiekuńczego, leczeni ambulatoryjnie. Ci drudzy – bezterminowo kierowani do szpitali psychiatrycznych.
Narbutt podkreśla również, jakie problemy mogą wiązać się z koniecznością podejmowania takich kroków: Zwykłe oddziały psychiatryczne do tego celu niezbyt się nadają. Nie tylko dlatego, że są przepełnione i pacjenci leżą na dostawkach na korytarzu. Przede wszystkim trzeba wziąć pod uwagę to, że chodzi o pacjentów, którzy stwarzają zagrożenie dla siebie i innych. W grę powinny więc wchodzić zamknięte szpitale psychiatryczne, przeznaczone dla bardziej agresywnych pacjentów.
Autorka podsumowuje artykuł przypuszczeniami na temat tego, jak może wyglądać życie Stefana W. w więzieniu: W więziennej subkulturze Stefan W. będzie traktowany jako ktoś, kto dokonał czynu niezwykłego. Zabił polityka, kogoś z establishmentu, został dostrzeżony przez miliony ludzi.
Więcej w najnowszym numerze „Sieci”, w sprzedaży od 4 lutego br., także w formie e-wydania na www.wsieciprawdy.pl/e-wydanie.html.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl i oglądania ciekawych audycji telewizji internetowej www.wPolsce.pl.