PE: Wraca sprawa przewoźników drogowych
W marcu do Parlamentu Europejskiego wróci sprawa propozycji wprowadzenia kontrowersyjnych przepisów, które są zagrożeniem dla przewoźników drogowych z krajów Europy Środkowo-Wschodniej, w tym Polski. Chodzi o plany objęcia ich przepisami o pracownikach delegowanych.
O tym, że tak się stanie, zdecydowali w czwartek liderzy grup politycznych PE na spotkaniu w Brukseli (tzw. Konferencja Przewodniczących). Nie określili jednak, jak będą przebiegały procedury głosowań. O tym mają zdecydować w przyszłym tygodniu na kolejnym spotkaniu.
Sprawa wraca do PE, mimo że w styczniu komisja transportu PE odrzuciła najbardziej niekorzystne dla Polski propozycje przepisów dotyczące przewoźników drogowych. Po tym głosowaniu pojawiły się w PE wątpliwości, jak procedować dalej nowe przepisy.
Wprowadzenie tych regulacji, które zakładają m.in objęcie przewoźników drogowych przepisami w sprawie delegowania pracowników, zaproponowała Komisja Europejska. Są one niekorzystne dla firm z Europy Środkowo-Wschodniej, w tym z Polski, która ma jedną z największych flot transportowych w Unii Europejskiej. Przeciwnicy tych propozycji uważają, że są one protekcjonistyczne, bo wypychają te przedsiębiorstwa z rynków krajów Europy Zachodniej.
„Fakt, że sprawa trafia na posiedzenie plenarne, pokazuje, że część krajów Zachodu, mimo przegranej w styczniowym głosowaniu w komisji transportu, nie składa broni. W przyszłym tygodniu liderzy grup zdecydują, jaka będzie forma głosowań. Wydaje się, że punktem wyjścia będzie pierwotna propozycja Komisji Europejskiej w tej sprawie” - powiedziało PAP źródło w PE.
Rozmówca dodał, że w takiej sytuacji zapewne przedstawiciele krajów, które są za objęciem przewoźników delegowaniem, złożą poprawki, które zakładają, że tak się stanie. Również przedstawiciele krajów Europy Środkowo-Wschodniej złożą własne poprawki, które zakładają, że kierowcy nie będą objęci delegowaniem. Biorąc pod uwagę fakt, że linie podziałów w tej kwestii nie przebiegają politycznie, lecz raczej narodowo, trudno oceniać, jaki mógłby być wynik takiego głosowania.
Gdyby przegłosowane zostały niekorzystne dla Polski i krajów regionu propozycje, to negocjacje nad ostatecznym kształtem regulacji mogłyby się rozpocząć jeszcze w tej kadencji PE. W efekcie przepisy mogłyby szybciej wejść w życie.
Europoseł Kosma Złotowski (PiS) powiedział PAP w czwartek, że wcześniej pojawiały się spekulacje, iż projekt przepisów będzie głosowany jeszcze na posiedzeniu plenarnym w lutym, jednak tak się nie stało. Jego zdaniem fakt, że odbędzie się to dopiero w marcu, to dobra wiadomość dla Polski. „Daje to niewiele czasu na negocjacje z krajami członkowskimi nad ostatecznym kształtem nowych regulacji. Wynik tych negocjacji musi jeszcze zostać zaakceptowany przez Parlament Europejski, a ostatnia sesja PE jest w kwietniu. To mało prawdopodobne, aby strony doszły do porozumienia w ciągu miesiąca” - zaznaczył w rozmowie z PAP.
Jak dodał, otwartą sprawą pozostaje to, jaki dokument będzie punktem wyjścia w marcowych głosowaniach. Złotowski wskazuje też, że lobby w PE popierające objęcie przewoźników przepisami o delegowaniu jest ciągle silne. „Trudno dlatego ocenić, jaki będzie wynik głosowania” - wskazał.
Polska zabiega, aby nowe regulacje nie były niekorzystne dla polskich firm. We wtorek ministrowie infrastruktury i transportu pięciu unijnych krajów - Polski, Litwy, Łotwy, Bułgarii i Węgier - wysłali list do szefa PE Antonio Tajaniego.
Wskazują w nim, że finalizacja prac nad przepisami zbiega się w czasie z zbliżającym się końcem kadencji PE, co stawia europosłów pod ogromną presją czasu w osiągnięciu kompromisu.
Do tej pory presja ta doprowadziła do wzmocnienia podziałów między członkami Rady UE, a także członkami PE. W tych okolicznościach obawiamy się, że zamiast wyważonych przepisów wspierających europejski transport drogowy i poprawiających warunki pracy kierowców te przyspieszone procedury mogą doprowadzić do uzgodnienia rozwiązań, które w rzeczywistości zagrożą skutecznemu i wydajnemu funkcjonowaniu tego sektora - wskazują w liście, pod którym podpisał się też minister infrastruktury Andrzej Adamczyk.
Ich zdaniem jest to szczególnie niepokojące, ponieważ uchwalone rozwiązania będą miały długoterminowe skutki nie tylko w sektorze transportu, ale także w gospodarce UE. Dlatego podkreślają, że potrzeba więcej czasu w dyskusji nad projektem nowych regulacji.
W grudniu 2018 roku mandat do negocjacji nad ostatecznym kształtem nowych przepisów przyjęła Rada UE (kraje członkowskie). Polska, podobnie jak część pozostałych państw UE, uznała go jednak za niekorzystny i głosowała przeciwko. Adamczyk mówił wtedy po negocjacjach w Brukseli, że nowe przepisy narzucają przewoźnikom obowiązki, które są „nie do przyjęcia”. Przeciwne były także: Węgry, Litwa, Łotwa, Malta, Bułgaria, Chorwacja, Irlandia i Belgia. Nie wystarczyło to jednak do zablokowania propozycji.
Propozycja Rady UE zakłada wyłączenie z przepisów o delegowaniu tzw. przewozów bilateralnych - z kraju, w którym mieści się siedziba firmy, do innego państwa. W drodze do kraju docelowego i powrotnej dozwolony byłby dodatkowy jeden załadunek lub rozładunek w innych państwach na trasie przejazdu, co również nie będzie wiązało się z podleganiem przepisom o delegowaniu. Podobnie jeden załadunek i wyładunek będzie mógł zostać przeprowadzony w drodze powrotnej do kraju, w którym mieści się siedziba firmy. Inna opcja, na którą mają zezwalać nowe przepisy, to brak dodatkowego załadunku lub wyładunku w drodze do punktu docelowego, a w zamian możliwość dokonania dwóch załadunków lub wyładunków w drodze powrotnej.
Co ważne, w przypadku innych rodzajów operacji, przede wszystkim transportu między krajami trzecimi (tzw. cross-trade), zasady delegowania i płacy minimalnej miałyby zastosowanie od pierwszego dnia. Ten zapis byłby szczególnie niekorzystny z punktu widzenia przewoźników z Europy Środkowo-Wschodniej, w tym polskich.
PAP SzSz