Niemcy tną pieniądze dla byłych kanclerzy
Komisja budżetowa Bundestagu chce ograniczyć państwowe wydatki na byłych prezydentów i kanclerzy. Zgodnie z podjęta decyzją, na którą powołuje się portal bulwarówki „Bild”, od państwowego uposażenia byłych dygnitarzy będą odliczane ich aktualne dochody.
Planowane zmiany dotkną przede wszystkim byłego kanclerza Gerharda Schroedera (SPD), który zarabia w rosyjskich koncernach Gazprom i Rosnieft znacznie więcej, niż wynosi państwowe niemieckie uposażenie dla byłego szefa rządu - 236 tys. euro rocznie). Z obniżką dochodów będzie musiał tez pogodzić się były prezydent Christian Wulff (CDU), który sprawował swój urząd przez zaledwie 20 miesięcy i który jest obecnie adwokatem.
Oprócz bezpośrednich cięć pensji posłowie przewidzieli też odchudzenie budżetów reprezentacyjnych i przeznaczonych na biura byłych przywódców. Zgodnie z proponowanymi regulacjami państwo ma już nie zwracać kosztów podróży osób towarzyszących; byli prezydenci i kanclerze będą mogli zatrudniać tylko po jednym kierowniku biura, dwóch referentów (po 5 latach od zakończenia urzędowania - jednego), sekretarkę i kierowcę. Biura ma im wynajmować administracja Bundestagu. Jest to swojego rodzaju wymówka pod adresem byłego prezydenta RFN Horsta Koehlera (CDU), który rocznie na lokum przy Friedrichstrasse w Berlinie dostaje 2,3 mln euro.
Decyzja komisji budżetowej to implementacja zaleceń Federalnego Trybunału Obrachunkowego (BRH) - odpowiednika polskiego NIK, który w 2018 roku po dokonaniu audytu uposażenia byłych dygnitarzy najwyższego szczebla stwierdził, że „granice zostały przekroczone”.
Nowe regulacje nie będą jeszcze najprawdopodobniej obowiązywać urzędującej kanclerz Angeli Merkel (CDU) i prezydenta Franka-Waltera Steinmeiera (SPD). Rządzące w Niemczech CDU/CSU i SPD bronią „swoich” przywódców przed cięciami.
PAP, MS