Wenezuela: Krajobraz jak z Mad Maxa
W stolicy Wenezueli, Caracas, po drugiej w ciągu miesiąca ogólnokrajowej awarii przywrócono w czwartek dostawy prądu, ale trzecia część kraju go nie ma. W sklepach, w których brak podstawowych artykułów, nie działają terminale, a w bankomatach często brakuje banknotów.
W Caracas, mimo że minęły trzy dni od usunięcia poniedziałkowej awarii prądu i zaczęły działać stacje benzynowe, życie nie wróciło jeszcze do normy. Metro zastępują na razie trzy uruchomione w tym celu linie autobusowe.
Awarie prądu, których przyczyną według rządu Nicolasa Maduro były akty sabotażu, a według zagranicznych ekspertów - długotrwały brak właściwej konserwacji generatorów, pogłębiły jeszcze skutki hiperinflacji. Sprawiła ona, że płaca minimalna Wenezuelczyka wynosi 6 dolarów USA, podczas gdy za hamburgera trzeba zapłacić równowartość trzech dolarów.
W kraju, w którym monopolistyczną kontrolę nad obrotem dewizowym i wymianą walut sprawuje państwo, dostęp do dolarów jest utrudniony. Codzienna wymiana handlowa jest więc anemiczna. Nawet w stolicy bardzo wiele sklepów i sieci handlowych prawie nie działa albo zostały zamknięte.
Rząd Maduro ogłosił, że podobnie jak to się stało przy pierwszej ogólnokrajowej awarii na początku marca, przyczyną nowej przerwy w dostawach prądu również był sabotaż w największej wenezuelskiej elektrowni wodnej w Guri. Jego następstwem miał być pożar w elektrowni.
Według wersji rządowej, którą cytują w depeszach z Caracas zagraniczne agencje prasowe, sabotażysta miał „oddać kilka strzałów” do jednego z generatorów elektrowni, a to wywołało serię krótkich spięć i pożar agregatów elektrowni i w następstwie unieruchomienie niemal całego systemu energetycznego w kraju.
PAP/ as/