Wybory alarmujące dla głównych partii w Wlk. Brytanii
Brytyjskie media oceniają, że wynik eurowyborów w Zjednoczonym Królestwie świadczy o dalszej polaryzacji opinii publicznej i jest ostrzeżeniem dla dwóch głównych partii, na które głosował ledwie co czwarty wyborca
Centrowy dziennik „The Times” napisał, że „jeśli chodzi o ogólny komunikat ze strony wyborców, to był on taki, że nie zgodzą się na żadne ustępstwa w sprawie brexitu”, czego efektem jest to, że „największymi zwycięzcami były partie, które miały najmniej niejasne stanowisko w sprawie przyszłej relacji Wielkiej Brytanii z Unią Europejską”.
Gazeta zaznaczyła, że łącznie aż 39,3 proc. wyborców zagłosowało za partie, które są przeciwnikami wyjścia z Unii Europejskiej - Liberalnych Demokratów, Zielonych, Szkocką Partię Narodową i Change UK - a 34,9 proc. elektoratu wybrało radykalnie eurosceptyczne ugrupowania: Partię Brexitu i Partię Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP).
Dwie tradycyjnie największe siły polityczne - rządząca Partia Konserwatywna i opozycyjna Partia Pracy - uzyskały poparcie ledwie 23 proc. Brytyjczyków, co - zdaniem „Timesa” - sygnalizuje sprzeciw wobec pośrednich rozwiązań w sprawie brexitu i jakiejkolwiek formy kompromisu w tej kwestii.
Oczywiście te wybory były skupione na tylko jednej kwestii, a frekwencja była znacznie niższa niż byłaby w wyborach parlamentarnych, ale sprawiły, że życie (głównych ugrupowań) będzie znacznie trudniejsze - oceniono, dodając, że torysi muszą skręcić w stronę twardego brexitu, aby odeprzeć zagrożenie ze strony Partii Brexitu, ale wtedy trudno byłoby im wygrać wybory parlamentarne, a laburzyści będą mierzyli się z presją, aby poprzeć drugie referendum.
Kompromisowe porozumienie ws. brexitu wydaje się coraz mniej możliwe do osiągnięcia. Teraz czeka nas walka do samego końca w warunkach coraz bardziej spolaryzowanego elektoratu - przewiduje „The Times”.
Liberalny „Guardian” zaznaczył, że gorszy od spodziewanego wynik opozycyjnej Partii Pracy, która zajęła dopiero trzecie miejsce z 14,1 proc. głosów, „może sprawić, że krytycy (lidera partii) Jeremy’ego Corbyna ponownie będą kwestionować proponowaną przez niego i jego doradców strategię ws. brexitu”.
Jak zaznaczono, pierwsze krytyczne głosy w tej sprawie pojawiły się m.in. ze strony wicelidera laburzystów Toma Watsona i szefowej dyplomacji w gabinecie cieni Emily Thornberry, a także ze strony związków zawodowych, odgrywających istotną rolę w strukturach partii.
Dziennik podkreślił jednak, że jakakolwiek zmiana dotychczasowego stanowiska prawdopodobnie byłab blokowana przez najbliższych współpracowników Corbyna w gabinecie cieni. Wskazują oni na laburzystowski elektorat w okręgach wyborczych, które opowiedziały się za opuszczeniem Wspólnoty.
Konserwatywny „Daily Telegraph” zaznaczył, że wynik wyborów nie wskazuje na wyraźnego zwycięzcę sporu między zwolennikami i przeciwnikami wyjścia z UE, co - zdaniem redakcji - pokazało, że kraj jest nadal równo podzielony, tak jak w referendum z 2016 roku.
Były szef MSZ Boris Johnson, który jest faworytem do zastąpienia premier Theresy May na Downing Street, napisał w komentarzu dla „Daily Telegraph”, że „w tych nieszczęsnych wyborach, do których nigdy nie powinno było dojść, do Parlamentu Europejskiego, który nie powinien już nas reprezentować, wyborcy udzielili stanowczej reprymendy rządowi, a nawet obu głównym partiom”.
Eurosceptyczny polityk przyznał, że „trudno mu ich za to winić”, wskazując, że niespełna trzy lata po plebiscycie ws. brexitu Wielka Brytania wciąż nie wyszła z Unii Europejskiej.
Nie realizowaliśmy terminów, łamaliśmy kolejne obietnice i dzisiaj nasi pracodawcy - naród - symbolicznie wezwali nas do działu kadr, aby dać nam ostatnie ostrzeżenie na temat naszej pracy” - ocenił. „Jeśli będziemy działać dalej tak samo, zostaniemy zwolnieni ze stanowiska osób odpowiedzialnych za zarządzanie krajem - dodał.
Johnson, który zapowiedział swój udział w walce o przejęcie po May stanowiska szefa Partii Konserwatywnej i urzędu premiera, ostrzegł jednocześnie, że jeśli politycy nie zrealizują decyzji podjętej w 2016 roku, należy się spodziewać „ciągłej utraty głosów, a lojalni wyborcy, którzy opuścili nas na rzecz Partii Brexitu i innych, mogą po prostu już nigdy nie wrócić”.
Zdecydowanym zwycięzcą w skali kraju była istniejąca od zaledwie kilku miesięcy Partia Brexitu, która uzyskała poparcie na poziomie 32 proc., wprowadzając do PE - po podliczeniu głosów z 10 na 12 okręgów wyborczych - 28 europosłów. Na drugim miejscu byli Liberalni Demokraci (15), przed Partią Pracy (10) i Partią Zielonych (7). Partia Konserwatywna uzyskała jedynie trzy mandaty.
PAP, mw