W Bułgarii projekt obniżki dotacji dla partii
Bułgarski rząd zaproponował w czwartek drastyczną obniżkę subsydiów dla partii politycznych - z 11 lewów (5,64 euro) do 1 lewa (0,5 euro) za każdy otrzymany w wyborach głos. Poinformował o tym w parlamencie premier Bojko Borisow.
Szef bułgarskiego rządu podkreślił, że „ma dość populizmu na temat subsydiów”. Jednocześnie powiedział, że zaoszczędzone środki pójdą „na budowę żłobków i przedszkoli”.
Projekt ustawy został złożony w parlamencie w środę późnym wieczorem i według Borisowa jego rozpatrzenie w komisji ma rozpocząć się już w czwartek.
Według projektu zmiana dotycząca wysokości subsydiów wejdzie w życie od 1 lipca. Oszczędności dla budżetu z tego tytułu mają wynieść 14,6 mln lewów (7,4 mln euro).
Według Borisowa zmiana położy kres spekulacjom opozycji na temat tego, że jego partia GERB bogaci się kosztem budżetu.
Nasłuchaliśmy się bardzo wielu wypowiedzi populistycznych na ten temat. Stanie się tak, jak w Czechach i wielu innych krajach, gdzie miliarderzy są premierami, partie staną się własnością biznesmenów. Jednak postanowiliśmy zaproponować ten projekt. Zobaczymy teraz, jak dadzą sobie radę partie w następnych wyborach, jak będą opłacać socjologów i politologów - wskazał premier.
Faktu, że projekt ustawy jest skierowany przeciw głównemu oponentowi politycznemu - lewicy - nie ukrywał minister finansów Władysław Goranow.
Skoro Bułgarska Partia Socjalistyczna postanowiła gromadzić korzyści, wykorzystując temat subsydiów, zobaczymy, jak będzie prowadzić politykę za 1 lewa - powiedział.
Wcześniej BSP zażądała dymisji Goranowa w związku z błędem jego resortu. Ministerstwo finansów mylnie obliczyło głosy, otrzymane przez partie polityczne w ostatnich wyborach w marcu 2017 r.; wliczono do nich głosy tych, którzy opowiedzieli się przeciwko wszystkim kandydatom - bułgarska ordynacja wyborcza daje możliwość takiego głosowania. W wyniku błędu partie otrzymały po 13 zamiast po 11 lewów. Aktualnie mają te pieniądze zwrócić. Goranow jednak nie przyznał się ani do błędu, ani do braku należytej kontroli nad resortem, który dokonywał obliczeń.
Minister podkreślił, że zawsze był zwolennikiem legalnego finansowania partii przez budżet, lecz skoro jest taka fala populizmu, to - jak to ujął - „niech partie robią politykę za 1 lewa”. Przypomniał zainicjowane przez showmana Sławiego Trifonowa referendum z 2016 r., w którym większość wyborców opowiedziała się za obniżeniem subsydiów. Wówczas jednak rząd GERB zignorował jego wyniki.
Ponadto Borisow i Goranow ostro skrytykowali złożony przez opozycję projekt ustawy o obniżce o 15 proc. podatku VAT na książki, chleb, mleko i niektóre podstawowe produkty żywnościowe.
Oni proponują obniżkę podatku na wszystko, co mają ochotę jeść i pić - skomentował premier.
Według Goranowa taka dywersyfikacja podatków jest szkodliwa i nierealistyczna.
Reakcja w parlamencie na projekt rządowy była natychmiastowa i negatywna nie tylko ze strony opozycji. Walery Simeonow, do niedawna wicepremier i partner koalicyjny Borisowa, powiedział, że premier nie ma prawa przychodzić do parlamentu i nakazywać posłom, nad czym i jak mają głosować.
Utrzymanie i działalność partii przy obniżonych subsydiach będzie niemożliwa - wskazywał.
Według posła lewicy Kruma Zarkowa projekt to kryzysowy PR Borisowa uprawiany kosztem narodu, parlamentu i budżetu państwa”.
Dodatkową przyczyną wyraźnego zdenerwowania Borisowa w czwartek stały się dwie kolejne uwagi na temat korupcji w Bułgarii. Szef holenderskiej dyplomacji Stef Blok podczas wizyty w Sofii w środę potwierdził sprzeciw swojego kraju wobec członkostwa Bułgarii w strefie Schengen. Podkreślił, że „w dziedzinie walki z korupcją potrzebne są dalsze wysiłki”.
Jednocześnie w ramach tzw. europejskiego semestru za 2019 r., dającego wytyczne państwom unijnym, Bułgarii zaleca się „pokazanie konkretnych i trwałych wyników w walce z korupcją na wysokich szczeblach władzy”. Dokument ukazał się w środę.
Po wygranych wyborach
Borisow wyobraża sobie, że ugasił pożar z niewytłumaczalnie wysokimi dochodami połowy ministrów, z niedeklarowanymi dochodami bliskich współpracowników czy ze środkami unijnymi rozdanymi urzędnikom blisko związanym z władzami. Ten skandal jednak tak łatwo nie ucichnie - napisał w czwartek portal Dnewnik.
PAP, MS