W Hongkongu regularna wojna z cywilami
Starcia pomiędzy prodemokratycznymi demonstrantami a policją trwają we wtorek wieczorem w wielu częściach Hongkongu, w tym na kampusie Uniwersytetu Chińskiego (CUHK), gdzie studenci rzucali koktajle Mołotowa, a policja użyła gazu łzawiącego i gumowych kul
Kampus CUHK „zmienił się w pole bitwy” - relacjonuje portal Hong Kong Free Press. Na nagraniach publikowanych w mediach społecznościowych widać płonące barykady i sylwetki ubranych na czarno demonstrantów w obłokach ciemnego dymu i gazu łzawiącego.
Po wielu godzinach napięć policja napisała w komunikacie, że porozumiała się z władzami uczelni w sprawie „pokojowego rozwiązania” i przygotowuje się do odwrotu. Wcześniej publiczna stacja RTHK podała, że policjanci potraktowali gazem łzawiącym prezesa CUHK Rocky’ego Tuana, który usiłował z nimi negocjować.
Według policji celem operacji było powstrzymanie protestujących, którzy rzucali koktajle Mołotowa i inne przedmioty z mostu na przebiegające pod nim tory kolejowe i jadące drogą pojazdy. Rzecznik policji Kong Wing-cheung ocenił po południu na konferencji prasowej, że działania demonstrantów w ciągu ostatnich dwóch dni zepchnęły społeczeństwo Hongkongu „na skraj całkowitego załamania”.
Niespokojnie jest we wtorek również w innych częściach Hongkongu. Na półwyspie Koulun protestujący dewastowali sklepy i podpalili choinkę w centrum handlowym Festival Walk. Miał to być odwet za rzekome zezwolenie na interwencję policji w tym domu towarowym w niedzielę, gdy funkcjonariusze w cywilu zatrzymali tam grupę demonstrantów podejrzanych o wandalizm.
Policja użyła również we wtorek wieczorem gazu łzawiącego przeciwko protestującym, którzy blokowali ulice i niszczyli sklepy w dzielnicy Mong Kok. Wcześniej demonstranci zdewastowali i podpalili pusty pociąg metra na stacji Sheung Shui na Nowych Terytoriach. W związku z protestami wcześniej niż zwykle zamknięto we wtorek co najmniej 18 stacji metra.
W dzielnicy Causeway Bay na wyspie Hongkong strażacy ugasili wieczorem pożar zewnętrznej części sklepu znajdującego się na parterze budynku mieszkalnego. Wcześniej demonstranci podpalali w tej okolicy siedziby banków i wejścia na stację metra.
Po południu w dzielnicy Sha Tin na Wschodnich Nowych Terytoriach policjanci w cywilu wyciągnęli pistolety i wycelowali je w demonstrantów, którzy zatrzymali i zaatakowali ich samochód - podał dziennik „South China Morning Post”, powołując się na źródło policyjne. Część napastników miała być uzbrojona w metalowe pręty.
Uczestnicy trwających od czerwca protestów domagają się między innymi demokratycznych wyborów władz regionu i niezależnego śledztwa w sprawie działań policji, której zarzucają używanie nadmierne siły. Popierana przez rząd centralny szefowa administracji Hongkongu Carrie Lam wykluczyła jednak ustępstwa i określiła demonstrantów jako „wrogów publicznych”.
Protestujących rozgniewało między innymi postrzelenie jednego z demonstrantów ostrą amunicją w czasie starć w poniedziałek. Na nagraniu opublikowanym w mediach społecznościowych widać, że postrzelony 21-latek nie był uzbrojony. Młody mężczyzna przeszedł w szpitalu operację i jest w stanie krytycznym. Policja twierdzi, że usiłował on wyrwać broń z ręki funkcjonariusza, który strzelił, by temu zapobiec.
PAP, mw