W USA zaczyna brakować materiałów do testów na koronawirusa
Mimo szybszego tempa dostaw nowych testów na koronawirusa specjaliści w USA mogą niedługo nie być w stanie weryfikować ich wyników z uwagi na kończące się zapasy niezbędnych odczynników chemicznych i materiałów laboratoryjnych - ostrzega portal The Hill.
Prezydent USA Donald Trump w minionych dniach wielokrotnie zapewniał, że miliony nowych zestawów testowych będą wkrótce dostarczane do laboratoriów w całym kraju. Jak zauważa The Hill, będą one jednak bezużyteczne, jeżeli zabraknie odczynników niezbędnych do przeprowadzenia testów.
Kolejne stany i laboratoria zgłaszają, że kończą im się niezbędne materiały. „Dostępność tych odczynników będzie wyzwaniem nie tylko dla nas w (stanie) Maine, ale i dla całego kraju” - powiedział w piątek Nirav Shah, dyrektor Centrum Kontroli i Prewencji Chorób (CDC) w Maine, gdzie dotychczas zdiagnozowano 70 przypadków zakażenia SARS-CoV-2.
Jak zauważa The Hill, przeprowadzanie testów stanowi problem od początku epidemii w USA. Inne kraje przeprowadzały ich tysiące dziennie, a w tym czasie w USA dostawy testów były opóźnione - ocenia portal.
Do testowania dołączyły w USA także laboratoria prywatne, jednak powoli zaczynają borykać się z tym samym problemem, co placówki publiczne - szybko kończące się zapasy nie tylko odczynników, ale i wymazów, wacików, pipet i innych materiałów niezbędnych do weryfikacji wyników testów. Od początku roku globalne zapotrzebowanie na te produkty gwałtownie wzrosło i utrzymanie regularnych dostaw staje się coraz bardziej problematyczne.
Takie problemy zgłaszały już m.in. Ohio, Utah, Dakota Południowa, Oklahoma, Nebraska i Nevada. Władze tych stanów zwracają uwagę, że są zmuszone do racjonowania testów lub nawet do zaprzestania ich przeprowadzania. Gubernator Nevady Steve Sisolak skarżył się, że jego prośba o pomoc federalną jest odroczona na czas nieokreślony.
Minister zdrowia USA Alex Azar podczas piątkowego briefingu w Białym Domu uspokajał, że problem nie jest powszechny i dotyczy pojedynczych przypadków. Zauważył dodatkowo, że „na rynku są dostępne alternatywne materiały, do których dostęp jest powszechny”. Wiceprezydent USA Mike Pence podkreślił natomiast, że środki federalne są przeznaczane na pomoc najbardziej dotkniętym stanom - Nowy Jork i Waszyngton. Przypada na nie ponad połowa wszystkich zakażonych w USA.
Dyrektor amerykańskiego Narodowego Instytutu Alergii i Chorób Zakaźnych dr Anthony Fauci zgodził się natomiast, że powinno się przeprowadzać więcej testów. Zaznaczył jednak, że USA powoli dochodzą do momentu, w którym będzie ich wystarczająco wiele.
W USA jest coraz więcej relatywnie bezpiecznych laboratoriów drive-through, gdzie testom można się poddać bez wychodzenia z samochodu. Te również zgłaszają jednak braki podstawowych materiałów, a niektóre musiały wstrzymać działalność.
Czytaj też: Amerykanie mają szybki test na obecność koronawirusa
Amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków ogłosiła w sobotę wieczorem polskiego czasu, że wyraziła zgodę na użycie pierwszego szybkiego testu diagnostycznego, który może wykryć nowy koronawirus w ciągu około 45 minut, a nie kilkunastu godzin, jak obecnie używane - podaje CNN.
Według CNN autoryzacja FDA została wydana w piątek, a próby rozpoczną się w przyszłym tygodniu, zgodnie z oświadczeniem firmy Cepheid z Kalifornii, firmy produkującej testy.
PAP, KG