Będą korekty granic? Niemcy domagają się autonomii w Belgii
Belgijskie media podały, iż minister-prezydent niemieckojęzycznej wspólnoty w Belgii Karl-Heinz Lambertz chciałby, aby rejon zamieszkany przez jego mniejszość narodową został uznany za czwarty region autonomiczny Belgii.
Lambertz powiedział dziennikowi "L'Echo", że jest zwolennikiem państwa federalnego składającego się z czterech jednostek: Flandrii, Brukseli, Walonii i regionu niemieckojęzycznego. Obecnie wspólnota niemieckojęzyczna jest częścią Walonii, czyli regionu francuskojęzycznego. Ok. 75 tys. niemieckojęzycznych Belgów zamieszkuje prowincję Liege, przy granicy z Niemcami. Wspólnota została utworzona, by zarządzać m.in. edukacją i kulturą. Jednak niemieckojęzyczni Belgowie od dawna domagają się przyznania im kompetencji regionalnych. Lambertz w rozmowie z "L'Echo" wymieniał m.in. kompetencje dotyczące planowania, urbanistycznego czy budownictwa mieszkaniowego.
Niemieckojęzyczna wspólnota chce być traktowana na równi z dwiema pozostałymi: francuską i flamandzką - pisze belgijski nadawca radiowo-telewizyjny RTBF. Lambertz nie wyklucza zmiany nazwy, ale podkreśla, że na razie nie jest to priorytetem.
Wizja Lambertza jest sprzeczna z tą przedstawioną na początku listopada przez centroprawicowy Nowy Sojusz Flamandzki (N-VA). Rozpoczynając swoją kampanię przed wiosennymi wyborami parlamentarnym ugrupowanie zapowiedziało, że chce, by Belgia stała się konfederacją i została podzielona na Flandrię i Walonię. N-VA zastrzegła, że mieszkańcy Brukseli - która obecnie jest trzecim regionem autonomicznym - mogliby sami określić, czy uważają się za Flamandów czy Walonów i któremu regionowi chcą się podporządkować. Propozycje N-VA wywołały poruszenie w kraju.
PAP, lz